Moje serce jest rozdarte między czwartym, gdzie House zbiera nowy zespół, a sezonem piątym, w którym Greg coraz bardziej uzależnia się od vicodinu, by na końcu trafić do psychiatryka.
A jak wy uważacie? Która seria była najlepsza?
Ale zawsze ryzykowne jest rozciąganie opnii - nawet jeżeli obejrzysz 99 seriali i żaden Ci się nie spodoba, to wciąż nie dowód, iż setny nie zostanie najpiękniejszą produkcją, jaką kiedykolwiek widziałaś:) Jeżeli egzemplarze nie są jednakowe - a seriale nie są - to ocena jakiegokolwiek w oparciu o ocenę innych - choćby było ich bardzo wiele - zawsze pozostawia margines niebezpieczeństwa, iż umknie nam coś, co bardzo by nam się spodobało:) Jeżeli nie smakuje Ci dane ciastko, to wiesz, że inne egzemplarze tego samego ciastka także nie będą Ci smakować (choć i taki smak potrafi się zmienić:)), ale z filmami, czy innymi wytworami sztuki tak nie jest:) Toteż znowu - robisz tak, jak uważasz za sotosowne dla Ciebie i to Twoje święte prawo - ale pewne ryzyko ponosisz mimo wszsytko:)
(A jak już móiłem ostatnie 3.odcinki 5.seznou + ostatni scena odcinka "-4"go to w moim odczuciu bodaj najwspanialszy i najbardziej niezwykły fragment całego House'a - ale to już czysto prywatna opinia:))
W przypadku sztuki/rozrywki zawsze obowiązuje "indywidualne podejście", a podejście "ogólnostatystyczne" obarczone jest ryzykiem, bo nie da się wiążąco wyrokować o "A" na podstawie "B", czy nawet całego alfabetu:)))
Dobrze już dobrze. Skoro finałowe odcinki 5 sezonu są tak niesamowite, to nie powinieneś się martwić, że przestanę oglądać.
I nie mogę się zgodzić, że opinie innych są bezużyteczne. Ja przeważnie zgadzam się z akademią przyznającą złote globy czy oscary.
Są "niesamowite" dla mnie, za nikogo innego się nie wypowiadam i nie ręczę:)
Wcale się nie martwię, to niezdrowo:)
Nigdzie nie powiedziałem, że opinie innych są "bezużyteczne" - mówię, iż nie są wiążące:) "Nie są wiążące", a "są bezużyteczne" to zupełnie różne kategorie:)
Żadna opinia innych nie da Ci gwarancji - nawet jeśli ZAWSZE dotąd zgadzałaś się z "Globami" i "Oskarami", to nie możesz wyciągnać pewnego wniosku, iż zawsze, z definicji, się zgodzisz:)
Istniej coś takiego jak prawdopodobieństwo. Dla osoby która nie lubi ryzykować to najlepsze czym powinna się kierować.
Istnieje prawdopodobieństwo, o tym powyżej piszę, cały czas - o prawdopodobieństwie pochponego odrzucenia:)
Co innego jak nie wkładasz ręki do klatki lwa, ze względu na prawdopodobieństwo urazu, a co innego jeżeli odnosisz to prawdopodobieństwo do spraw sztuki/rozrywki:)
Czy w omawianym przypadku "ryzykujesz"? Może tylko tyle, że możesz stracić czas - ale zasadniczo, nawet jeśli obejrzysz, a Ci się nie spodoba, to krzywda Ci się nie stanie, a sama wiedza też jest korzyścią:) A jeśli nie obejrzysz, zawsze będzie większe, czy mniejsze, ale prawdopodobieństwo, iż coś istotnego przeoczysz:) Reakcje emocjonalne to nie martwa mechanika, stąd dodatkowe ryzyko kierowania się w tych sprawach zimną kalkulacją:)
Jedno, albo drugie - poświęcasz czas i wiesz, albo "idziesz na skróty" i tylko przypuszczasz, bo bez względu na nauki z innych płynące przykładów, dopóki nie obejrzysz możesz jedynie przypuszczać:) Ale ja Cię nie namawiam do oglądania - naświetlam tylko alternatywy:) Jeżeli Twe prawdopodobieństwo jest dl Ciebie wystarczające, to w porządku:)
To miało by potwierdzenie tylko w przypadku filmów.
Ale dla seriali może je całkiem zniszczyć. Tym bardziej że w sezonach panuje degradacja. I przez oglądanie ostatnich sezonów można zniszczyć sobie opinie o całym serialu, który wcześniej się podobał.
Serial też jest filmem, a te ogólne rozważania odnoszą się do wszystkiego, co jest uzależnione od prywatnego gustu - to samo masz z książką, muzyką, modelem samochodu, czy też innymi dziedzinami - nikt na podstawie stastystyki czy swego gustu zasadnie nie poręczy za Twoje odczucia, osobisty kontakt jest dla posiadania pewności nieodzowny:)
No cóż, owszem, jeżeli dalsze sezony się nie podobają, to opinia o całości może podupaść, jasne, ale przecież nie musi podupaść opinia o tym, co się podobało, a ewentualne powtórne oglądanie można ograniczyć do rejonów lubianych:) Z drugiej strony, może też być tak, iż "ostatnie sezony" są tak świetne, iż podniosą opinię o całości - jak będzie w danym przypadku, każdy musi sobie sam na to odpowiedzieć, własnym posługując się gustem, albo też poprzestać na założeniach:) Czy panuje "degradacja"?;) To znowu pojęcie względne - w moim odczuciu w House'ie degradacji nie ma, choć wiem, że jestem w mniejszości:) Toteż masz rację - można sobie zniszczyć opinię, ale niekoniecznie tak musi się stać - przechodzimy więc do pytania - czy w obronie dobrej opinii warto w ogóle nie oglądać ciągu dalszego, z obawy przed degradacją, o której przestrzegają nas inni, a z którą nie musimy się zgodzić?:) A nawet jeśli istotnie odczujemy degradację, to czy nie byo warto wiedzieć na pewno co czujemy?:)
Oglądnęłam 6x07 czy tam 6x08 to był ostatni odcinek, który oglądałam. Niesmaczny i przygłupi. Bez logiki i przyzwoitości. Reżyser coś tam wie, że dzwonili tylko zapomniał, w którym kościele.
Dalej oglądać nie będę.
Początek 6 sezonu był i tak do kitu, zbyt przewidywalny, męczący i nic oryginalnego. To by było na tyle.
W porządku:) Ale ja nigdzie nie mówiłem, że będzie Ci się podobać - wręcz przeciwnie, podkreślałem jeszcze, iż nie odnoszę się od konkretnych odczuć:) Bez względu na to czy Ci się podoba, czy też nie, moje uwagi ogólne pozostają w mocy:) Fakt, iż akurat House Ci się nie podoba, niczego tu nie zmienia, bo nie o tym była mowa - ten konkretny serial był tylko symbolicznym przyczynkiem do generlanych uwag odnoszących się do wszystkiego:) A konkretnie biorąc - nawet jeżeli pewne konkretne odcinki House'a Ci się nie podobają, to do tej pory tylko owo "nipodobanie" zakładałaś, a teraz - przynajmniej odnośnie do tych, które zobaczyłaś - wiesz na pewno:) Teraz mówisz, ze kończysz oglądać, ponieważ potwierdziwszy swoje przewidywania uznajesz z większą jeszcze mocą, że dalszy ciąg również nie będzie Ci się podobał:) I tak jak poprzednio - pewności i tak nie masz:) Nawet gdyby 99.999 odcinków było dla Ciebie okropnych, to ten 10.000czny mógłby okazać się perłą:)
Ale raz jeszczę podkreślę - ja nie o House'ie zasadniczo pisałem, tylko o zjawisku oceniania poprzez pryzmat prawdopodobieństwa, statystyki i zdania innych:)
Rozumiem, ale okazuję się że jest to jednak dobra metoda.
Choć nigdy na filmwebie nie oceniam gdy nie oglądnę.
Myślę, że z powodzeniem mogłam skończyć na 5 sezonie. I miałabym dobre zdanie na temat serialu. Teraz wiem, że odgrzewane kotlety podają w otoczce telenoweli.
Nie, własnie NIE okazuje się!:) Ponieważ w ten sposób nie da się tego sprawdzić!:) W ogóle się nie da:) Nawet gdybyś zawsze "w ten sposób" trafiła, ze wszsytkim i bez wyjątku, to też nie byłby dowód, że "ten sposób działa" - bowiem to zawsze, za każdym razem będzie przewidywanie, a nigdy pewność:)
Miejmy jasność - nie mówimy ani o opinii, ani o sprawdzalności przewidywań, tylko o metodologii pozyskiwania opinii:) Tu nie ma miejsca na racja/nie-racja; jest jedynie fakt - pewność można pozyskać WYŁĄCZNIE poprzez osobisty kontakt, inaczej ZAWSZE pozostanie margines niepewności - w tym przypadku ilość "trafień w dziesiątkę" nie ma znaczenia:)))
No właśnie "teraz wiesz" (choć tylko odnośnie do tego, co obejrzałaś) - a tak byś nie wiedziała, tylko przypuszczała:)
Ale ja zawsze wiem a raczej czuje czy powinnam oglądać czy nie.
Natomiast porównując twój opis historii z tym co oglądałam to mam wrażenie, że widzieliśmy dwa różne seriale.
Dlatego nie można opierać się na cudzej opinii wiążąco! Zobacz, gdybyś "uwierzyła mi na słowo", rozminęlibyśmy się!:) Akurat w tym przypadku to ja jestem "za", a Ty "przeciw", ale zasada pozostaje ta sama, bo w innym przypadku - łącznie z innymi odcinkami House'a - może być odwrotnie!:)
"Odczucie" nie da pełnej pewności - oczywiście, znasz siebie, znasz swój gust i dajmy na to, w jakiejś mierze, znasz dany film - na tej podstawie możesz budować decyzję, owszem, ale mimo to zawsze margines ryzyka pozostanie - tym bardziej przy poprzestaniu na cudzej opinii:) Ale jasne - znając siebie możesz zakładać, i nawet trafiać - tyle, że takie trafianie i tak nie zmieni zasady:
"Pewność na się TYLKO o przy osobistym zetknięciu":)
Ja oczywiście robię to co i Ty - inaczej musiałbym całą dobę seriale oglądać! Mnóstwa seriali z definicji nie oglądam (poza House'm nie oglądam żadnego bieżącego serialu), "bo to nie mój styl" - i też ryzykuję, iż może - wbrew wszystkiemu - coś przegapię... :)
Jedynę co moge ci polecić a czym ja osobiście jestem zachwycona to American Horror Story. W pązdzierniku będzie 2 sezon. A pierwszy liczył 12 odcinków.
Ale nie wiem czy powinnam o tym mówić skoro mamy inne gusta.
To nie kwestia "powinności", lecz możliwości:) Jeżeli masz ochotę. poleć, dlaczego nie?:) Do października to jeszcze kawał czasu, ale - o ile tylko mi się przypomni - mogę spróbować popatrzeć:) A to, że gusta są rozbieżne w jednym zakresie, nie oznacza, iż są rozbieżne w ogóle, w odniesieniu do wszystkiego:) Tu panuje podobny schemat - fakt, iż 99.999 seriali budzi w nas przeciwne odczucia, nie oznacza, iż nie "zgodzimy się" co do 10.000cznego:) Znowu możemy zakładać, ale pewności nie ma:)
Spokojnie możesz teraz oglądać ponieważ drugi sezon będzie opowiadał inną historie.
Czyli jeden sezon jedna historia. Ale po 3 sezonach lub 4, wszystkie historie mają sie połączyć.
No proszę - ciekawa konstrukcja "sezon-historia" z połączeniem w perspektywie:) Obiecująca koncepcja takiego zlania kilku dużych nurtów w jeden końcowy:)Tyle, że z opisów widzę, iż te nurty to cokolwiek krwawo się zapowiadają, i nie wiem czy ja to wytrzymam:)
To raczej krwawe jest tylko w sensie psychologicznym. Krwi tam ze świeczką szukać. Zakręcone i zagmatwane jak ludzkie myśli. I nic nie jest tym czym się wydaje.
Ok. Masz mój opis serialu:
"Między rzeczywistością a koszmarem…
Małżeństwo Harmon i ich nastoletnia córka wprowadzają się do wielkiego i opuszczonego domu w zaciszu głównej ulicy parku L.A. Dom jest intrygujący jednak przypadkowi goście i pobliscy sąsiedzi są zbyt ekscentryczni i bezpośredni.
Szybko okazuje się, że dom skrywa żywą tajemnicę potrafiąc wzmagać lęk, strach oraz narzucać swoją niezrozumiałą wolę. Wszyscy jego mieszańcy nie są żywi ani martwi ale stanowią doskonałe dopełnienie jego sekretu przybierając wszelaką postać tego kogo życzą sobie ujrzeć."
Sformułowanie "nic nie jest tym, czym się wydaje", ze względu na moją sympatię do pewnych naukowych dziedzin ścisłych brzmi mi znajomo i zachęcająco:)
To odnosi się do postaci, że można widzieć ze rózne osoby widzą ich inny wygląd. Np. jedno widzą kogoś jako młodą dziewczynę a inni ta samą jako staruszkę i jest to uzasadnione.
To dobry sposób odzwierciedlenia życia!:) Dokładnie tak jest - patrząc na to samo, zupełnie różnie możemy owo "to" interpretować!:)
Na przykład - dla mnie serial "Dr. House" to "młoda dziewczyna", dla Ciebie "staruszka":) Ależ pięknie koło zatoczyliśmy:)
A taką myśl o niejednoznaczności można bardzo mądrze poprowadzić:)
Wydaje mi się że wypadało by. Ja przez twoje zapewnienia widziałąm więcej odcinków House niż planowałam. A ty masz do oglądnięcia tylko 12 odcinków.
Hej, to nie handel wymienny!:) Poza tym moje zapewnienia nie odnosiły się do treści House'a, czy gwarancji, iż Ci się będzie podobało:) Toteż proszę mnie tu winą nie obarczać, za wrażliwy na to jestem:)))
Może to i dobrze, bo żałuje że nie skonczylam na ostatnim odcinku 5 sezonu. A to tylko przez Ciebie.
Toteż sugeruję przeczytanie naszej rozmowy raz jeszcze, i zwrócenia uwagi, iż House był tylko fundamentem, symbolicznym punktem wyjścia do rozważań, których sednem nie było - absolutnie - "wymuszanie" oglądania, lecz zwrócenie uwagi na to, iż nikt za Ciebie decyzji "czy warto" nie podejmie:) Jeżeli żałujesz, to w porządku - przecież jasno Ci pisałem, że może tak być, wyraźnie zaznaczałem, iż możesz nawet pogorszyć swą opinię - pisałem o tym wprost:) Chodziło mi tylko o wskazanie, iż samodzielność to samodzielność - teraz coś WIESZ, wtedy tylko sobie przypuszczałaś:) O tym była mowa - o fakcie osobistwgo zaznajomienia się - nigdzie Ci nie obiecałem, iż cokolwiek będzie Ci się podobać, otwarcie pisząc, ż emoże być różnie, włącznie z utwierdzeniem się w negatywnej opinii:) Nie o odczucia estetyczne jednak chodziło, lecz wyłącznie o samodzielność i bezpośredniość:)
Wydaje mi się że raczej nikt nie potrzebuje "zachęcacza" do posługiwania się swoim własnym rozumem. Chyba ze cierpisz na misję zbawiania świata.
Ale jeśli w tym przypadku próbowałeś mnie zachęcić to tego to obrażasz mnie. Dokładnie wiem czego chce i polegam wyłącznie na własnej opinii, reszta to tylko wskazówki.
Jeśli nikt by nie potrzebował takiej zachęty, to dzieci nie trzebaby wychowywać, i w ogóle nikomu niczego w żadnej dziedzinie nie uświadamiać:)
Ja tam nikogo nie obrażam - sugerowałem Ci tylko niepytanie innych "czy warto oglądać", nie widzę w tym niczego obraźliwego, ale jeśli chcesz to możesz mi w swej wyobraźni przypisywać złą wolę, a nawet istotnie się obrazić, mi to nie przeszkadza, ja się nie obrażę:)
Napisałeś, że żałujesz, iż nie skończyłaś ogladać, i że to "tylko przeze mnie" - bronię się jedynie pokazując, iż trudno mnie obarczać faktem, że serial Ci się nie podoba, bo też niczego Ci nie obiecywałem w kontekście "podobania":) Poza tym tu akurat nie o rozum pierwszoplanowo chodzi, tylko zasadniczo o odbiór emocjonalny:)
A świat zbawiamy albo pogrążamy pospołu - jeżeli wolimy to pierwsze to kpina jest niewskazana, bo ona powoduje to drugie:)
Po pierwsze, dzieckiem dawno już nei jestem
po drugie własnie sugerowałes ze nie potrafie sama myslec.
Gratuluje intepretacji własnego tekstu.
Po pierwsze, przykład z dzieckiem to przykład ogólny i nie do Ciebie się odnosił, tylko miał charakterg generalny:) W życiu mi do głowy nie przyszło, że Ty jesteś dzieckiem, w ogóle o tym nie myślałem - chciałem dać jakiś przykład z przestepcą, ale dobrze, że tego nie uczyniłem, bo zapewne pomyślałabyś, iż mam Cię za przestępcę:)
Po drugie, nigdzie nie sugerowałem, że nie potrafisz sama myśleć:) Najwyżej to sobie wyobraziłaś, bo ja takiej intencji nie przejawiałem:) Obawiam się, iż Twe myśli właśnie wręcz za daleko Cię prowadzą, bo przypisujesz mi rzeczy, których ja na mojej myśli nie miałem:)
Człowiek pisze sobie spokojnie i na temat, a tu zaraz złość i egocentryczne interpretacje na niego nastają:)
Zabawne jak bardzo ludzie wszystko do siebie odnoszą:)
Poza tym - raz jeszcze powtórzę - nie o myślenie tu chodzi, bo tego czy coś Ci się podoba, czy nie, nie "wymyślasz", lecz to odczuwasz:)
Jasne tym razem zarzucasz mi, że nie zrozumiałam twoich poglądowych wyjaśnień i nie umiem myśleć abstrakcyjnie.
Niczego Ci nie zarzucam, ale jeśli chcesz - niechaj będzie po Twojemu:)
Aczkolwiek, jak widzę istotnie moje wyjaśnienia do Ciebie nie trafiły - zamiast wyprostowania pierwszego nieporozumienia, i drugie mamy do kompletu (trzecie w drodze?:))) ) Akurat bym się trudził pisaniem długich, merytorycznych postów, tylko po to, by po kilku dniach zaczać wikłać się w "zarzuty":) Ja tam jestem całkiem nieagresywny - nawet gdybyś chciała, nie sprowokowałbyś mnie do napisania niczego "brzydkiego":) Widać jest tak, jak nspisałaś odnośnie do "Twojego" serialu - coś (moje posty) wydaje się (Tobie) czymś innym niż jest:) Ale zapewniam Cię, iż Twa interpretacja jest błędna:) Ja nikogo bym nie obraził tak samo jak sam się nie obrażam:)
Czy zawsze jak komuś brakuje argumentów sięga się po inwektywy? Ty idziesz o krok dalej informujesz że nie bedziesz ich używał jako syganł że te argumenty się skończyly.
Nie zawsze:) Ja inwektyw nie użyłem, ani jednej, Ty zresztą też nie:) Jedynie czynisz mi zarzuty opierając się na jakimś wyobrażeniu mych intencji, które to wyobrażenie całkiem rozmija się z prawdą:) Jeżeli przeczytasz moje wypowiedzi zobaczysz, iż argumentów mi nie brakuje - wszystko wyjaśniam, naświetlam, podaję przykłady:)
To co powyżej napisałeś to znowu Twoje wyobrażenie - chciałem tylko podkreślić, że ja nie obrażam i się nie obrażam, Ty zaś znowu tworzysz własne wyobrażenie, informując mnie po co coś robię:) Żadnej informacji zgodnej z Twym powyższym potsem nie wystosowałem:)
Chyba zupełnie rozmijamy się z intencjami rozmowy, ja pisze o czymś innym, ty nie łapiesz w ogóle...
Jesteś humanistą? Jak to to wszystko jasne.
Myślę, że łapię - obecnie Twoją intencją jest pokazać, iż jesteś samodzielna, a ja piszę o tym, że nieprawdą jest, jakobym na Twą samodzielność nastawał, o co zostałem oskarżony:)
Bo ja wiem czy jestem humanistą? Zależy od kontekstu - trochę tak, a trochę nie:)
Problem w tym, że zamiast rozmawiać o filmach i serialach ty skupiasz się na mnie i mnie atakujesz, ucząc mnie czegoś(?) i nawracając ...Tylko sam do końca nie wiesz o co ci chodzi...
Bardzo przepraszam, ale jeżeli przeczytasz naszą rozmowę, ujrzysz, iż to nie ja zacząłem wątek na temat "obrażania" lecz jedynie się broniłem zapewniając, że nikogo obrażać nie zamyślam:)
W ani jednym miejscu Cię nie zaatakowałem (sam jednak jestem adresatem zarzutów), oraz w ani jednym miejscu Cię nie nawracałem - wszędzie podkreślam "rób jak uważasz", i że jest mi obojętne co wybierzesz, bo to Twoja sprawa - również nie przez przypadek używam słów w stylu "sugeruję":) "Skupiam się na Tobie", bowiem tylko "skupiając się na Tobie", mogę zapewnić, iż Ty błędnie "skupiłaś się na mnie" stawiając mi pozamerytoryczne oskarżenia o odmawianie Ci samodzielności - ja podążam Twoim śladem, także jeżeli opuszczasz rozmowę o filmach, na rzecz sformułowań personalnych, do których mam prawo się odnieść, skoro już padły - jeżeli zarzucasz mi, że zarzucam Ci, to nie dziw się proszę, że prostuję, skoro niczego Ci nie zarzuciłem:)
O co mi chodzi wiem doskonale - o obronę faktów:)
Słuchaj ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Ty bez dowodów próbujesz mi udowodnić że masz racje. A jest to jeden wielki bełkot. Zamiast pisać eseje. Napisz wprost w punktach logicznie i zwięźle. Choć i tak nie masz racji.
seriale służą po prostu rozrywce. jeśli nie są przesadnie ciągnięte w nieskończoność, potrafią być naprawdę fajną fabułą zamykającą się w kilkunastu/kilkudziesięciu godzinach. House ciągnął się za długo, jak dla mnie jego opowieść powinna się zamknąć sie o wiele wcześniej, ale obejrzałam do końca z ciekawości i sympatii do house'a, było dużo słabych odcinków. wcześniej wspomniany dexter naprawdę dobrze się zapowiadał, ale do obejrzenia były właśnie maksymalnie dwa sezony, dalej robił się... ja wiem... nudny. lubię seriale, a obejrzałam tez tylko dwa sezony dextera z hakiem i też do niego raczej nie wrócę. świadczy to tylko o tym, że moim zdaniem scenarzyści powinni zakończyć, bo nie podołali.
Jak dla mnie sezon 5 był najlepszy reszta też dawała radę ale mi się ten sezon podoba jeszcze wtedy była cała ekipa House teraz to już nie to samo szkoda ale coż .
Sezony 1-5 poziom równy... Dzisiaj leciał stary odcinek. Człowiek obejrzał sobie i od razu poprawił się humor, nie ma to jak dawne prawdziwie "housowate" czasy.... a niestety nie to co sezon 7. Szóstkę dobrze się oglądało, ale 7 to równia pochyła. Niestety House zaczął mnie irytować i jeżeli sezon 8 jest (jak czytam na forum) słaby, to chyba niestety daruję sobie i wrócę do dawnych sezonów.
siódmy jest na prawdę słaby, jak nie najsłabszy. ale polecam ósmy, jest wśród odcinków perełka pt "chase", bardzo dobry, a i kilka ostatnich odcinków sezonu jest fajnych i wzruszających. chyba, że juz obejrzałeś, bo patrzę, że w lutym się zastanawiałeś nad 8 sezonem ;)
Niech będzie tak:
1 - sezon 2 (10/10)- najlepszy dramatyzm (choroba Foremana to mój ulubiony epizod w Housie), wątek byłej żony wspaniały, no i całość niezwykle wciąga.
2 - sezon 4 (9/10)- wprowadzono sporo zmian, nowe postacie, bardzo ciekawe wątki, no i końcówka!
3 - sezon 3 (9/10)- było nieźle, ten policjant i w ogóle.
4 - sezon 5 (8/10) - najpierw było bardzo dobrze, potem tylko nieźle, ale kilka odcinków to prawdziwe perełki (np. z zakładnikami), no i House'owi wreszcie odwala
5 - sezon 1 (7/10)- dopiero się rozkręcali, dlatego nie powala, ale podobało mi się, takie fajne wprowadzenie do historii i parę naprawdę dobrych epizodów
6 - sezon 7 (7/10) - nie rozumiem ataków na sezon, moim zdaniem naprawdę dobrze poprowadzony wątek Huddy
7 -sezon 6 (2/10) kompletny niewypał, głupie dialogi, brak pomysłu, klimatu itp.
Mi z każdego odcinka na odcinek podoba mi sie 8 sezon. Ale najlepszy i tak był 7.