... Dlaczego producenci i scenarzyści House M.D. tak grają nam na nosie? Do ostatniego sezonu, który ma nam się kojarzyć z siłą przekazu i doskonałością tego dzieła, dają aktorkę, która jest drewnem, zapychają środek sezonu słabymi odcinkami i skupiają się na postaciach drugoplanowych?
Co do drewnianej aktorki, oczywiście chodzi mi o azjatke. Zrozumiem jak ktoś powie, że ona ma tak grać, bo taka jest jej postać i jest rewolucją w scenariuszu. Bo tak jest. Ale nie w ostatnim sezonie, o którego oczekiwanym przeze mnie przekazie, napisałem wyżej.
W zapychaczach, czyli odcinkach ze środka, fabuła skupia się na pracownikach House. Wilsona widujemy w czterominutowych wstawkach, czarną wersje zgorzkniałego szefa oddziału diagnostycznego co trzeci odcinek przez dwie minuty. Nie mówiąc już o błahych tematach poruszanych w tych odcinkach. Motyw romansów i podejrzewań Housa, który nic nie wnosi, motyw jego żony przez dwa odcinki, który nic w jego życiu nie zmienia, przeżył to jakby obojętnie, a miał tak przykrą minę w finale odcinka, o którym teraz mowa.
Pamiętam bardzo dobrze, jak co sezon, co odcinek wręcz kilka lat temu dostawałem, (i nie tylko ja, lecz każdy z widzów), dawkę przemyśleń, rozważań, dygresji, debat. I co się z tym stało? Z przykrością stwierdzam, że kompletnie nie ma tego w ósmym sezonie. Prócz kilku odcinków początkowych i kilku ostatnich tego sezonu, co jest kpiną w porównaniu z kunsztem dzieł sezonów poprzednich tegoż serialu.
Nie jestem zatwardziałym fanem postaci House, bo z mojej wypowiedzi może wynikać, że chciałbym aby przez czterdzieści trzy minuty odcinka na ekranie był monolog House na tematy wszelakie. Nie. Nie napiszę tutaj wszystkiego, co mi chodzi po głowie, bo chciałbym aby ktokolwiek to przeczytał, ale takie smaczki jak zakłady z Wilsonem, ich przyjacielskie rozterki, losowe sytuacje, przekomażania z Cuddy (mam nadzieje, że napisałem poprawnie), rozpisywanie na tablicy, męczenie się ze znalezieniem odpowiedzi, stres całego zespołu, poruszanie w odcinkach tematów tabu, wnoszenie do fabuły rewolucji, nieliniowość, psia krew możecie mi uwierzyć, kilka rzeczy po dłuższym skupieniu i obejrzeniu ponownie poprzednich sezonów, w szczególności tych kilku pierwszych, bym mógł jeszcze dopisać!
Eh. I tak wszystko jest już przesądzone. Przecież sezon został nagrany, zakończony. Teraz tylko przyjdzie nam go obejrzeć. Pochylić głowę i zadać pytanie. Dlaczego, drodzy producenci, scenarzyści, reżyserzy tego serialu, dlaczego tak odpuściliście sobie w finalnym sezonie, dlaczego nie przypomnieliście sobie, jak pięknie graliście na naszych uczuciach i przemyśleniach jeszcze tak nie dawno temu? Odpowiedzi i tak nie uzyskamy. Ale Polak ponarzekać musi.
Powiedziałbym, że to tzw. zmęczenie materiału. "House" nie był z góry planowany na konkretną ilość sezonów. Co do Azjatki, to nie gra jakoś rewelacyjnie, ale przynajmniej mnie jej postać bardzo bawi. Słowo "irracjonalność" nabrało dzięki niej nowego poziomu :-)
[SPOILER]
Mnie właśnie od dawna wkurzało to, że cały czas zmieniają aktorów grających ludzi z załogi House'a na coraz to gorszych. Nie powiem, miałam niezły ubaw gdy Chase we śnie całował się z Park ale potem ten wątek zupełnie olali. A zapowiadało się ciekawie. Wątek z matką House'a też został nagle ucięty.
Adams za to jest nudną postacią od samego początku. Ale i tak pod tym względem Taub bije ją na głowę. Niby próbują go podrasować jakimiś skokami w bok ale jak dla mnie jest dalej tak samo bezbarwny jak wcześniej.
Co do przemyśleń. Ostatnie odcinki wcale nie były takie puste. Wywoływały jakieś emocje, skłoniły mnie do myślenia typu "co bym zrobiła, gdybym dowiedziała się że mam raka". Ale nie powiem, przez całe sezony takich odcinków brakowało. Bo ten serial pokochałam właśnie za jego psychologizm. Teraz go oglądam raczej z przyzwyczajenia...
Musieli zmieniać współpracowników House'a , żeby widz miał różnorodność. Dla mnie najlepsza ekipa to ta z Cameron, Chasem i Foremanem. Denerwowała mnie postać Masters. Reszta współpracowników jest spoko.
Gdyby nie przeciągali serialu na siłę takie zabiegi nie byłyby potrzebne. A tak to byle dostać więcej kasy.
Jasne, początkowa Wielka Trójca była fajna, za to potem Trzynastka to tak bez głębi, Kutner był śmieszny, ale nie pasował do składu (lepiej by się go oglądało z Cam. Chasem i Forem.) i za krótko, a Taub jest bardziej irytujący i kompletnie bezbarwny. Szczerze mówiąc Adams mi nie przeszkadza, jest normalna, ale ta trzecia, która jest w zespole jest taka nijaka...