Szczerze... Lubię Dragon Ball'a, lecz w wersji mangowej. Anime było strasznie słabe. Jest bardzo przewidywalny, potwornie przesadzony i oczywiście był efekt lanie wody... Po następnym wskrzeszeniu, osiągnięciu kolejnego 666 poziomu super-zarąbistej kosmicznej mocy i pokonaniu absolutnie najpotężniejszego wroga z długiej linii absolutnie najpotężniejszych wrogów DB robi się nudne jak flaki z olejem. Praktycznie w każdym anime mamy bohaterów, którzy z odcinka na odcinek stają się coraz silniejsi, ale jeśli na początku dostajemy już przeciwnika, który jednym dotknięciem rozwala planetę... Coś tu jest nie tak. Tym bardziej, ze na miejscu tych wszystkich zUych zamiast bawić się w bijatyki rozwaliłabym Ziemię i tyle. Logiczne myślenie się kłania... Bohaterowie... Widać tutaj, że wrogowie są strasznie "disnejowscy" (czyli byli źli i tyle.) i do tego specjalnie ogłupieni... Kreska, nie jest zła, gdyż w 1989 roku nie było nowoczesnych komputerów... Muzyka też ujdzie... Lecz niestety... Dla mnie jest najsłabszą częścią... Nic nie daje z sentymentu. Więc oceniam go na 3/10.