Sesja sesją, czas nadrobić seriale. Drugi sezon Fargo to jest coś pięknego. Jestem dopiero na 6 odcinku, pomału zmierzam do końca, i jestem pod niesamowitym wrażeniem.
Pierwszy sezon był naprawdę dobry, Bob Thornton, Freeman... Ale drugi sezon, prawie jak w Leftovers, moim zdaniem, wychodzi ponad wyżyny przeciętności. A raczej tego, co człowiek oczekuje od serialu. Montaż nie z tej ziemi, choć wiadomo, bez przesady z tym chwaleniem; muzyka idealnie dobrana, często obecne opery, klasyki, wprost idealne do napiętych scen, które nas czekają; kolory, stroje, kreacje, samochody, dawne amerykańskie lata... Można wiele rzeczy w tym serialu zachwalać. Jednak jest jedna rzecz, o której się niezbyt mówi, bo po prostu się nie zauważa. Bo chyba mało kto zwraca uwagę na angielski akcent aktorów.
Akcent w sensie dosłownym; to, jak mówią. Wsłuchiwaliście się kiedyś? Majstersztyk, ciekawe ile ćwiczyli. Oczywiście nie mówię tu o wszystkich. Ale Kirsten Dunst i Jesse Plemons? Gratuluję im tego.
No i teraz jeszcze w 6 odcinku, jak nic pojawia się recytacja Jabberwocky'ego, w wykonaniu Woodbine'a, a'ka Milligana. Totalnie się nie spodziewałem, wielkie plusy, uwielbiam ten poemacik. W ten serialu jest dosłownie wszystko.
A patrząc po tytułach tematów dot. kolejnych odcinków, będzie tylko coraz lepiej.
Po nadrobieniu, dodam od siebie parę rzeczy.
Ten zabawny, świetlny wątek pod koniec przedostatniego odcinka raczej przemilczę. Chyba był wprowadzony dla żartu, by poigrać z widzem, by pokazać mu, że może być jeszcze ciekawiej, dziwniej, by, nie wiem, coś tam.; może uznali to za dobry pomysł, dla mnie średni. Nie przypadło mi do gustu takie rozwiązanie. Scena zapowiadała się kosmicznie i sama z siebie :)
Jednak podczas oglądania ostatniego odcinka, przykuło moją uwagę coś, do czego nie przywiązywałem większej uwagi do tej pory. A mianowicie, te wszystkie historyjki, odniesienia do przeszłości. Wspomnienia osób mówiących. Najczęściej odnosiły się do wojny w Wietnamie, ale chyba nie tylko. Nie pamiętam dokładnie. Propsy za to, chyba każdy szuka w życiu sposobu na połączenie kropek i przeznacza trochę czasu na znalezienie analogii. Mały, ludzki aspekt = ciekawy zabieg dyskursywny. Życie codzienne może być taką wojną dla każdego z nas... O ile można tak to 'głęboko' zrozumieć. Może i nie, i po prostu dla ubarwienia dialogów i naszych odczuć.
O klamrze fabularnej w związku z pierwszym sezonem, raczej się nie rozpiszę. I tak nie wiem, czy ktoś to kiedykolwiek przeczyta, a jak już, to czy pokiwa choć raz głową ze zrozumienia i pójdzie dalej, o ile w ogóle pokiwa. Osobiste uwagi, brak wyzywających do dyskusji pytań, raczej nie spotykają się z wielkim odzewem, jeżeli w ogóle z jakimś. Więc raczej tylko tyle, ze totalnie nie zwróciłem uwagi na to. I było miłym zaskoczeniem.
Jednak i to nie pomoże mojemu zawodowi podnieść się na nogi i znów stać się satysfakcją. Od końcówki 9. sezonu jakoś zmieniłem podejście do tego serialu.
Bądź spokojny, ktoś przeczyta i zastanowi się na tym, o czym mówisz. Może rozwiniesz to jak bardzo zmieniłeś swoje podejście do tego serialu po obejrzeniu końcówki 9 odcinka?
Cóż, może dramatyzuję, ale mógłbym to określić, hmm, jakby pękała pewna bańka. Trochę za mocno napisałem, że "do tego serialu". Raczej sezonu ;) Odcinki 6., 7., 8... leciały jak piwo, z każdym wzrastała chęć na kolejne minuty, mój apetyt nic tylko rósł. Po 9. odcinku poczułem się jednak trochę przekpiony, jakby ktoś chciał mi zrobić psotę, i 10. odcinek obejrzałem raczej z poczucia potrzeby czystego dopełnienia formalności. Cały sezon (jak nie i cały serial) jest dość specyficzny, świetny wachlarz postaci, od macho nad innymi macho, po uroczą kosmetyczkę, która powoli nabiera dotychczas jej brakującej kontroli nad własnym życiem; czasem aż przesadnie odgrywane role, co jest mega plusem, wbrew niekorzystnemu doborowi słów. Wszystko nabiera takiej a'la bajkowości, źli są wyraźnie źli, dobrzy są dobrzy, a niektórzy, cóż, niektórzy są inni. To spowodowało, że się bardzo wczułem w tę historyjkę. Ta specyficzność... nie wiem, chyba brakuje mi teraz lepszego słowa na to.
Jednak to, co się stało w 9. odcinku, było 'ponad' to wszystko, przekroczyło pewną granicę. Jak dotąd wszystko było specyficzne, owszem, ale realistyczne, racjonalne, miało swój autentyczny wydźwięk. Wszyscy raczej wiedzieli, że wydarzenia te nie miały miejsca naprawdę, ale można było przez chwilę zaufać twórcom, że jednak miały. 9. odcinek zaburzył mi te małe poczucie. Troszkę ubodło, więc 10. odcinek, jak wspomniałem, przejrzałem z czystej formalności (chociaż i tak był świetny, moim zdaniem bardzo dobre zakończenie sezonu i historii; lecz cóż po tym, jeżeli przyszedłem do niego już nieco uprzedzony).
Odpowiadając już strikte na pytanie, jak bardzo zmieniło się moje podejście, to teraz odnoszę małe, kłujące gdzieś z tyłu głowy wrażenie, że wszystkie te zabiegi, które tak bardzo mnie cieszyły, wprowadzające ten wciągający klimat przez 8 odcinków, były po to, bym im zaufał, a po co?, a po to, by potem tak pstryknąć w nos :) Chociaż wiem, ze to na pewno nie tak :P
Dzięki za odzew! A jakie były Twoje odczucia w związku z tą końcówką 9. odcinka?
Ja raczej nie mam tak wielkich wymagań a co za tym idzie przemyśleń po zakończeniu seansu. Mniej lub bardziej regularnie starałem się oglądać serial i udawało się aż do 8 odcinka. Potem z braku czasu i trochę z braku ochoty zrobiłem sobie przerwę. I tak w miniony weekend dokończyłem oglądanie 9 i 10 odcinka. Podszedłem do tego z przeświadczeniem, że musi być dobrze, no i faktycznie było. Epizod 9 bardzo mi się podobał, było w nim wszystko, czego mógłbym oczekiwać. Tak jak wielu innych powiem, że akcja z UFO jednak niepotrzebna, zresztą to samo myślałem, kiedy niezidentyfikowany obiekt latający pojawił się w odcinku pierwszym. Ale i to nie zmąciło mojego odbioru całości. Odcinek 10 oceniam również dobrze, był świetnym dopełnieniem całości, nie spodziewałem się po nim czegoś nadzwyczajnego, bo to było już za nami. Serial Fargo mnie urzekł już w pierwszym sezonie, teraz to się tylko umocniło, bo po drugiej odsłonie nie spodziewałem się czegoś równie fantastycznego, po protu sobie tego nie wyobrażałem, że niby jak oni mogą coś zrobić z taką historią? Okazało się, że mogą bardzo wiele, stąd ogromnie pozytywne zaskoczenie. Teraz obawiam się, że sezon trzeci może rozczarować, bo przecież ile można?
O, zaskoczyłeś mnie, pierwsze trzy odcinki oglądałem niemal od razu, jak wyszły, nadrabiając kolejnie nie pamiętałem pojawienia się ich także w pierwszych odcinku. Ciekawe czemu nie wywołało u mnie takich odczuć, jak to drugie pojawienie (bo inaczej bym zapamiętał to pierwsze; łatwiej pamiętać coś, gdy ma się z tym emocjonalną więź). No cóż, znak, że czas powtórzyć październikowe seanse!
Oceniając cały odcinek 9., a nie tylko ten fragment z UFO, to faktycznie, mogę się zgodzić, że odcinek 9. był bardzo dobry. Trzymał w napięciu, to rozwiązanie w jakimś hotelu-motelu, do czego będzie dążyło? Akcja przednia. Nawet nazwałbym to jej apogeum, 10. odcinek musiał więc zelżeć. Czyli tak, jak napisałeś: to było już za nami.
A trzeci sezon? Będzie tylko coraz lepiej! Mam nadzieję. Dobrze było... jednak czytając takie zdania, jak: "Trzecie „Fargo” ma skupiać się na czasach współczesnych, wpływie technologii na życie codzienne i 'kulturze selfie'", trochę zaczynam powątpiewać. Nic tylko czekać do 2017 roku, może i dłużej, i przekonać się na własnej skórze. Mr Robot w końcu był ciekawy.
A w międzyczasie, póki człowiek ma w pamięci inne jeszcze seriale, cza oczekiwać innych premier :)