PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=108606}

Firefly

2002 - 2003
8,1 16 tys. ocen
8,1 10 1 16063
8,6 10 krytyków
Firefly
powrót do forum serialu Firefly

MEGA RECENZJA! RECKA KTÓRĄ MUSISZ PRZECZYTAĆ. A JAK NIE PRZECZYTASZ, TO
MASZ OBEJRZEĆ SERIAL O KTÓRYM TA RECKA JEST! (by Der)

Recenzja Firefly, oraz tekst "Firefly, a Cowboy Bebop"

Firefly (serial TV) - 2002/2003 - Joss Whedon - sezon 1 z 1... serial, który obejrzeć należy,
bardziej niż wszystko inne

Dwa tygodnie minęły od kiedy obejrzałem serial Firefly. Szanowny kolega Kelson mnie nim
uraczył i dzięki niemu mogę rzecz, że jedno z najlepszych dzieł kinematograficznych, s-f i
telewizyjnych stało się mi znane.

Dwa tygodnie odczekałem, aby ochłonąć i zebrać myśli. Wydać w miarę trzeźwy osąd. Nic się
nie zmienia. Firefly to arcydzieło i IMHO nie ma przesady w tym stwierdzeniu.

O czym to?
Firefly to serial będący cross-overem science-fiction z westernem. Opowiada o przygodach załogi
statku kosmicznego klasy firefly - Serenity. Serial wyszedł w roku 2002. Z powodu małej
oglądalności został anulowany po jednym sezonie, ale o dziwo nie umarł. Wydanie go później na
DVD i odkrywanie przez coraz to nowe ludki, sprawiło, że cały serial obrósł w dość silne
community i jest obecnie uznawany za swego rodzaju klasyk. Główni bohaterowie sobie popylają
przez Wielką Czerń i mając różne, zazwyczaj niezbyt czyste robótki, zarabiają na swoje
przetrwanie.

Z kim to?
Na statku żyje dziewięć person. Kapitan Malcolm Reynolds - cynik, który za swoją ekipą w ogień
pójdzie, Wicekapitan Zoe - odważna baba z trzeźwym umysłem, Wash - radosny pilot mający
świetne teksty (Oh my god, it's grotesque! Oh, and there's something in a jar.), Inara - kurtyzana,
która mogła być nudną postacią, ale jej relacje z kapitanem stanowią kolejną perełkę dla tego
serialu, Jayne - zbrojne, trochę głupkowate ramię ekipy, bohater Canton, Kaylee - słodka
mechanik z genialnym popisem podczas przyjmowania do załogi statku, Simon - ciotowaty,
śmieszny doktorej, River - ta szalona, two by two.... i Pasterz Book - miła, tajemnicza persona.
Kluczem jest to, że każda postać jest szalenie inna, a w całości tworzą mocno zabójczy, a przy
tym radosny mechanizm. Widać, ze aktorzy, którzy wcielili się w role dość dużą przyjemnością
grali na planie serialu - to się czuje. Twócy wykreowali wspaniałe postacie, gdzie WSZYSTKIE są
ciekawe (co się rzadko zdarza) i widz, każdą poznaje z osobna. W dodatku mogę rzec, że są to
serialowo, jednej z najbardziej ludzkich postaci, jakie dane mi było ujrzeć.

Fabuła.
O tym pokrótce było. Z grubsza skaczą z Tąd, do TAMTĄD i coś przewożą, coś strzelają, coś
kradną. Takie tam robótki aby wyżyć. Fabuła tak naprawdę jest tylko pretekstem do oddania
największej wartości tego serialu, o której w następnym akapicie.

Klimat ciepła, klimat ogniska domowego pośrodku śmiertelnie zimnej pustki przestrzeni
kosmicznej.
Recenzje są subiektywne, a to coś nawet recenzji nie przypomina, ale to co napiszę poniżej jest
mocno subiektywny. Jakby nie było, rzadko tak dobrze się odnajduje w serialu czy w filmie. Nie
wszyscy będą miłośnikami serialu, ale dla fanów myślę, właśnie specyficzny klimat stanowi o
największej wartości serialu.

W dzisiejszych czasach filmy i seriale, które oglądamy, zazwyczaj opowiadają o wielkich
czynach, o sile ludzkiego charakteru, o tym, jakimi to wielkimi bohaterami jesteśmy i jak ratujemy
światy i jacy super jesteśmy. A kupa prawda! Trujemy się tym sk%$%ielstwem. Avendżersi?
Tak?! Bohaterzy?! Bohaterowie nie istnieją. Jak będzie wielka klęska, to ją przetrwamy albo nie.
Razem albo nie. Wszystko co mamy, to nasze zasrane, drobne życia. TV nas uczy, że
osiągniemy wielkie cele, ale to bullsheet.
Pamiętacie tekst z Fight Clubu: "We've all been raised on television to believe that one day we'd
all be millionaires, and movie gods, and rock stars, but we won't"... Dokładnie tak. Nasze życie
rozgrywa się tu i teraz, każdego dnia i każdej chwili. Wszystko kim możemy być, to sobą.
Wszystko czym możemy żyć to ludźmi, którzy są nas najbliżej. Wszystko co ważne, to umieć
żyć każdym dniem i być z tego zadowolonym. Coś osiągniemy - jasne... ale to nie będzie to,
czego nas uczy telewizja, kino, internet. Szczęście polega na szczęśliwy kroczeniu przez każdy
dzień, a nie na osiągnięciu celu. Cele są tylko pomniejszymi stacjami na drodze aby przez nią
kroczyć.
I o tym jest Firefly. Nasi bohaterowie nie ratują kosmosu ani nic z tych rzeczy. Czasem... jasne...
trochę pomogą tu czy tam. Czasem popsują. Ale jakże ważne jest to podstawowe przesłanie.
Tworzą rodzinę, a każdy ich dzień na statku, jest dniem szczęśliwym. Nie na darmo statek
nazywa się Serenity.
Inne seriale tego tak nie budują. Zazwyczaj postacie są dużo prostsze, cele to osiągnięcie miłości
i sukcesu. Tutaj tak nie ma. Problemy miłości są rutyną codziennego dnia, za szczęściem
przetrwanie tego dnia przy sobie. Który serial inny potrafił to tak wytworzyć? Prawie żaden. Bo
niestety ludzie nie chcą czegoś takiego widzieć. Prawdy o nas samych... wolimy papkę. Ale jest
nadzieja. Dopóki możemy odnaleźć odrobinę swojego Spokoju - Serenity. Odrobinę ciepła
domowego.

To przesłanie jest dla mnie najważniejsze, ale muszę dodać, że serial tworzy swoją swoją wyjątkowość
wieloma innymi składnikami:
-cisza w kosmosie (nie tandetne wybuchy... nigdy byście nie pomyśleli, jak cisza kosmosie,
potrafi być majestatyczna przy plumkających dźwiękach gitary w stylu country)
-genialne teksty (ten serial, jest nimi naszpikowany, ale w dobrym stylu... nie wydają się
przesadzone lub nienaturalne... są właśnie całkiem ludzkie... a przy tym rozbrajające (A man
walks down the street in that hat, people know he's not afraid of anything.... Damn straight).
-postacie - co już mówiłem, naturalne a przy tym naprawdę interesujące
-łamanie konwencji - reżyser się nie cackał z konwenansami.. jak coś miało być na ostro to było
(koleś w wirniku statku)... konwencją była space opera i western i jeżeli coś miało być
zaczerpnięte, to z tych dwóch konwencji. I tak było dobrze. Choćby genialny odcinek z domem
dziwek.


Przedwczesna śmierć. Serial umiera po pierwszym sezonie. Nie sprzedał się, ponieważ zbyt
wiele konwencji łamał. Wiele kwestii zostało niedopowiedzianych, gdyż reżyser najprościej nie
zdążył. Powstał film Serenity, ale o nim się póki co nie będę wypowiadał. Mimo to te 14 odcinków
wystarcza, aby pokochać serial i w nim zatonąć.


Podsumowanie:
Nietypowy, jedyny w swoim rodzaju, ambitny w swej prostocie - serial, który należy obejrzeć.
Serial, który może się nie spodobać. Ja zrozumiem. Niektórzy czego innego oczekują od seriali.
Ja szukałem właśnie tego, co ten serial dostarczył. Jest majstersztykiem. Arcydziełem.



Firefly, a Cowboy Bebop.
Dla osób, które widziały anime Cowboy Bebop, pokuszę się o krótkie zestawienie
amerykańskiego serialu TV, z japońską animacją.
Firefly 14 odcinków. Cowboy Bebop 26
Firefly 1 słabszy film. Cowboy Bebop 1 słabszy film.
Firefly status kultowy. Cowboy Bebop status kultowy.
Firefly - crossover s-f z westernem. Cowboy Bebop - crossover s-f z noir, bród lat 50tych XX wieku
ameryki z odrobiną westernu z odrobiną filmów akcji.
Firefly powstaje w 2002, Cowboy Bebop powstaje w 1998.
Firefly - załoga: 9 osób, Cowboy Bebop - załoga: 5 postaci.
Podobne postacie:
Spike Spiegel - Malcolm Reynolds
Faye Valentine - Jayne Cobb/Inara
Edzia - Kaylee
Jet - Shephard Book/Simon
Ein - River

Obydwa seriale opowiadają o przygodach podróżnej ekipki rozrabiaków, którzy w swojej
kosmicznej konserwie, zapieprzają od planety do planety, aby zarobić. To co łączy obie drużyny,
to fakt, że statek i ich brygada tworzy podobny system. I w Firefly, i w Cowboyu Bebopie, nasi
bohaterzy są lekko zagubionymi postaciami, które znajdują schronienie w małym statku
podróżującym przez bezkres zimnej przestrzeni kosmicznej. Ich relacje stanowią o sile serii.
Widz pragnie, aby ten ich "dom" był bezpieczną przystanią w ich istnieniu, którego każdy z nas
szuka w jakimś stopniu.

Obydwie serie są wyjątkowo dobrze zrealizowane, jednocześnie będąc różnymi. Chciałbym tylko
dodać podstawową różnice. Firefly, swoją wymową daje nadzieję na stałość rzeczy. Na to, że
każdy może osiągnąć spokój i w nim żyć, jeśli o niego zadba. Cowboy Bebop, jest smutną
balladą o tym, że życie dzieli się na okresy i tak samo jak wszystko się zaczyna, tak samo
wszystko musi kiedyś przeminąć.

Po której stronie barykady Wy staniecie. Która stanie Wam się bliższa? To od Was zależy.
Można wybrać obie, ponieważ żyć jakoś i tak trzeba. A te dwie kosmiczne ballady niech będą
wspomnieniem o wartości bliskich w życiu i posiadaniu swojego, nawet małego, ale własnego
miejsca.
Obejrzenie Firefly i Cowboya Bebopa zaliczam do obowiązków obejrzenia przez człowieka
lubującego się w serialach i filmach.


Ocena: 10/10

ocenił(a) serial na 10
Spikeder_Supertramp

zaraz....co? przyrównałeś River do psa? xD

ocenił(a) serial na 10
dassq

no trochę tak xD Ein był bardzo mądrym psem xD

Spikeder_Supertramp

No trochę przeginka z tym Einem, ale z resztą recenzji się zgadzam. Jeśli muszę, z sentymentu wybieram Bebopa, choć klimatem bliższy jest mi jednak Firefly. Porównanie obu serii narzuca się od razu po pierwszym odcinku, nie tylko dlatego, że jest to kosmiczny western. To też trochę kino drogi, w którym bohaterowie odwiedzają kolejne światy, obserwują je i dokonują moralnych wyborów, nie zawsze trafnych. Nigdy się jednak nie zatrzymują, gdyż domem jest ich podróż.

ocenił(a) serial na 10
Spikeder_Supertramp

właściwie to serial został zdjęty w TRAKCIE pierwszego sezonu. A porównanie z cowboyem bezsensowne. Tam postaci były mało ciekawe, a i fabuła większosći odcinków była słaba.

ocenił(a) serial na 10
MistrzSeller

Nie zgodzę się, ponieważ CB był czymś więcej niż fabułą. Był ukazaniem postaci, był stworzeniem klimatu, był piękną balladą, był moralitetem o ludzkiej, codziennej bytności. Jest arcydziełem.