Isaac Assimov w latach 50 XX wieku napisał trzy rewelacyjne książki Fundacja, Fundacja i imperium oraz Agenta Fundacji.... to były złote lata SF, niestety po latach wrócił do tego uniwersum i spod jego ręki wyszła słaba i bardzo rowlekła kontynuacja cyklu. Obecnie SF zeszła totalnie na psy, to już niestety okres schyłkowy dla tej literatury, poziom sięga dna albo to totalnie przegadana sf- gdzie pomysł musi się rozłożyć najlepiej na 100000 stron albo coś ala romansidło sf......W okresie świetności sf, książka musiała od pierwszej strony wciągnąć i mieć szybką akcję, bawić stanowić, super rozrywkę, obecnie gdy czytam czasem, że stanowi wyzywającą rozrywkę intelektualną to flaki mi się przewracają( to też, ,ale gdzieś wpleciona w akcję) Wiem chyba trochę co piszę bo, przez kilkadziesiąt lat przeczytałem chyba wszystkie klasyki z złotego okresu (to co wydano).. a mam kilka tysięcy książek sf w bibloteczce, Szkoda że nie porwano się na stalowego szczura Harre - go Harrisona (rewelacyjny cykl). Serial jak cała współczesna literatura sf....(jest kilka wyjątków)....kiepska.
Bez urazy ale jesteś już stary i wszystko widziałeś ;)
A teraz na poważnie, moim zdaniem za słabo szukasz albo w złym miejscu. Chcesz poważniejszej literatury to sprawdź:
"Peanatema", Stephenson
"Ambasadoria", "Dworzec Perdido" lub "Miasto i miasto", Miéville
"Ślepowidzenie", Watts
"Lód", Dukaj
"Problem trzech ciał", Cixin
"Piąta pora roku", Jemisin
"Blackout/All clear", Connie Willis
Moim zdaniem łatwiej teraz o dobrą książkę niż serial w konwencji SF.
święte słowa i dobre przykłady książek. Ogólnie to niektóre powieści sci-fi, np od Dukaja, Cixina czy Glukhovskiego urywają cztery litery .... tymczasem w kinie/tv dostajemy jakieś rozwodnione szczochy, które obok prawdziwego sci-fi nigdy nie leżały. Smutne to.
Ja się za Diunę zabrałem i jest dokładnie tak jak mówisz. Nic się nie dzieje przez pierwszych 60 stron, same dialogi. Masakra.
Czytałeś książki sci-fi pisane w czasach gdy nie było wiadomo w którą stronę pójdzie technologia i tematy były bardzo górnolotne. Chcesz coś bardziej namacalnego, to polecam Takeshiego Kovacsa, w 3 książce Morgan trochę się już powtarza jak sterta płyta, ale jest coś z fatalizmu Lema i nadziei Asimova.