Nie wiem jak wy, ale te ciągłe zżynanie wątków i postaci z poprzednich postaci już mnie trochę drażni. Co jak co, fajne nawet było tworzenie analogii na początku, gdy nie było to tak zauważalne, ale teraz- to już zwykłe kopiowanie samych siebie. Przykłady:
-Jake+Marley+Ryder+Kitty= Finn+Rachel+Jessie+Quinn
-zemdlenie Marley na występie- New Directions nagle dowiaduje się, że ukradziono im piosenki
-postać Kitty- mix Quinn i Santany (?)
-Tina i Blaine wstępują do Cheerios- Kurt i Mercedes wstępują do Cheerios
-Marley na końcu odcinka poświęconego BS śpiewa solo dla Jake'a- Rachel na końcu odcinka poświęconego BS śpiewa dla Finna
-prowadzący chór (Finn) ma nieciekawe położenie uczuciowe (Rachel)- prowadzący chór (Will) ma nieciekawe położenie uczuciowe (Terri)
-Kitty truje tabletkami Marley, sugerując, że to poprawi jej figurę- to mi się skojarzyło trochę z ta sceną, kiedy Kurt na prośbę Quinn (i na własny użytek zresztą) przeprowadził "metamorfozę Rachel", by spodobała się (a raczej odepchnęła) Finna
- chór śpiewa "Some Nights"- chór śpiewa "Don't stop Believen" (te same elementy- czerwone koszulki, a Will podczas występu nagle włazi do auli)
- ten futbolista Phil, który bez przerwy wyśmiewa Jake'a- nowy Karofsky/Azimo
-"przyjaźń" Kitty i Marley (Kiley? Marty?)- Fabbery
-rywalizacja Kitty i Marley o rolę Sandy- rywalizacja Rachel i Mercedes o rolę Marii
-majowski ślub Sama i Brittany (czyli, krótko mówiąc, ślub bez sensu)- chyba szósty z kolei mariaż w serialu (zauważcie, że w każdym sezonie Glee jest jakiś ślub- w pierwszych Emmy i Kena, w drugim Emmy i Carla, oraz Burta z Carole, a w trzecim Shannon z Cooperem).
-Marley rzuca na moment Rydera i przyczepia się do Jake'a- Rachel odrzuca Finna dla Jessego
-wykonanie przez Quinn, Santany i Britt "The Supremes"- wykonanie przez nich "I Say a little prayer"-ten sam skład, prawie identyczny ukła choreograficzny..)
Może jest tego więcej, może niektóre moje przykłady są naciągane, ale przyznajcie- jest to trochę irytujące..
A ja uważam, że szukacie na siłę analogii. Nie da się nie powtarzać pewnych motywów, uczniowie liceum nie mogą się nagle zacząć zachowywać niestosownie do swojego wieku. Choć to, o czym piszesz, na pewno nie wpływa na poprawę jakości serialu. Glee naprawdę leci na łeb na szyję i tak jak zaczynali u mnie z oceną 9 (za pierwszy sezon), tak teraz zastanawiam się, czy aby na pewno 7 jest adekwatne do obecnej jakości. Wieje nudą.
sue nie trawi finna = sue nie trawi willa w pierwszych dwóch sezonach. jeśli chodzi o postać sue to twórcy raczej nie wiedzą, co z nią teraz zrobić. nie mają na nią pomysłu. przeszkadzanie finnowi w prowadzeniu chóru, przecież to już wszystko było. zresztą finn jako prowadzący chór to dla mnie też pomyłka. coś mi się wydaje, że na niego też nie mają pomysłu.
jedynie wątek NY jest w miarę świeży. może więc dobrze ktoś powiedział, że rozwiązaniem dla tego serialu jest wyprowadzenie glee z liceum.
O Sue zaczęłam się bać w połowie 3 sezonu, wtedy, gdy wymyślili ten durny wątek z ciążą. Przedtem, obok Kurta i Santany, była moją ulubioną postacią, a teraz mam do niej po prostu odrazę- nie dość, że ponura, to jeszcze niespotykanie wcześniej dziwna, nawet jej teksty już nie śmieszą. Jedyną moją nadzieją jest to, że być może jeszcze w tym sezonie tkną ten wątek z biologicznym ojcem Robin, być może okaże się coś ciekawego i absurdalnego zarazem, w stylu Sue.
Gdyby nie wątek Kurta i Rachel, a pokazywaliby tylko akcję WMHS, prawdopodobnie już bym nie oglądała Glee. Jednak już ze spoilerów wiadomo, że Kurt pozna tego całego Adama, należącego do "chóru uniwersyteckiego, którego członkowie nie są szczególnie popularni wsród studentów NYADA". Skąd ja to znam...
Wiem, że poprzednie sezony były lepsze oraz że całkiem sporo wątków z 4 można z nimi skojarzyć i zauważyć pewne "kopiarstwo", ale niektóre porównania są mocno naciągane:
- Kiedy chór uznał, że to już ich koniec, każdy próbował znaleźć sobie miejsce w jakimś zgrupowaniu. Niby dlaczego żadne z nich nie mogłoby przyłączyć się właśnie do Cheerios, tylko dlatego, że ktoś ze "starego" chóru tam był? Gdyby scenarzyści pominęli tak popularną grupę, to byłoby to trochę głupie z ich strony.
- Jeśli chodzi o tabletki dla Marley, to Kitty sprowokowała pojawienie się u niej poważnej choroby, która nadal ma poważne skutki. Zrobiła to tylko z czystej złośliwości i nienawiści, wmówiła jej też wcześniej, że "coś z nią nie tak" i wręcz "rzuciła się" do pomocy. Rachel nic się nie stało. Trochę się ośmieszyła i dostała nauczkę za łatwowierność. Można nawet stwierdzić, że dobrze jej to zrobiło: zaczęła mocniej trzymać się tego co sama chciałaby zrobić/jaki strój wybrać. A do Kurta przyszła z zamysłem, a nie on do niej z planem zaszkodzenia jej.
- Czerwone koszulki były wg. mnie efektem jak najbardziej zamierzonym-miały nasuwać oglądającym miłe skojarzenie z 1sezonem.:)
- Co do Faberry oraz Kitty i Marley: dla mnie zupełnie bez porównania:) Poza tym Quinn nie robiła z siebie "sojuszniczki", a wręcz jawnie okazywała swą niechęć do Rachel (na początku oczywiście:)).
- Wiem, że w serialu jest dużo ślubów, nie uważam jednak, że w tym przypadku jest to zgapiarstwo. Majowski ślub miał być w odróżnieniu od innych po prostu wątkiem komediowym, a nie czymś na serio.
- W przypadku trio Quinn, Santany i Brittany, całe wyjaśnienie pojawiło się tuż przed występem (wypowiedź Quinn) i on sam miał być (tak jak koszulki) czymś w rodzaju ukłonu, zarówno dla starych bohaterów, jak i 1sezonu.
Z pozostałymi zgadzam się w mniejszym, bądź większym stopniu.
Zgadzam się też z raven46, ale uważam jednocześnie, że jej niechęć ma tutaj zupełnie inne podłoże. A poza tym ona go raczej nigdy za bardzo nie lubiła...
A co do Adama, to najpierw zobaczę co dokładnie wymyślili w odc.:)
od razu uprzedzam, będę stronniczy. mam alergię na finna i się go czepiam. ale to dlatego, że ten gość zupełnie mi nie pasuje na prowadzącego chór. wiem, że z założenia finn ma być typem lidera, za którym ludzie podążają, z tym że ja tego totalnie nie widzę. najczęściej to on sam potrzebuje pomocy oraz wsparcia, więc nie wiem, jakim cudem ma on obdzielać jednym i drugim pozostałych. oczywiście łapię, że finn ma być tym typem człowieka, który nie wierzy w siebie, a gdy w końcu to zrobi, okaże się, że jest wspaniały i ma wiele do zaoferowania i w ogóle... tyle, że powtórzę, ja tego nie kupuję, nie widzę tego w nim. nie ma w finnie charyzmy. ciągle wszyscy dookoła niego powtarzają, że jest wodzem, ale chyba po to, żeby sami też mogli w to uwierzyć, a wraz z nimi także my. są postacie, aktorzy, którzy momentalnie zjednują do siebie widzów i rzeczywiście myśli się oglądając ich, że za kimś takim to i ja bym poszedł/poszła na koniec świata albo nawet dalej, według mnie finn taki nie jest. zresztą on ma 19 lat, więc nie sądzę, aby mógł być poważnym wsparciem dla kogokolwiek, tym bardziej, że najczęściej to inni muszą jemu radzić i wspierać go i tłumaczyć mu, że to on musi być ich podporą, bo bez niego to oni są jak dzieci we mgle. dlatego cieszę się, że sue tak bardzo się go czepia, bo naprawdę nie rozumiem jego obecności w szkole, pokoju nauczycielskim czy gabinecie willa. (dziwię się, że inni nauczyciele nie protestują, że ich przed momentem wychowanek tak zadomowił się wśród nich) ale oczywiście jej zachowanie od razu nasuwa skojarzenia z pierwszym sezonem oraz jej wiecznymi utarczkami z willem. w przypadku willa czepiała się jego włosów, u finna jest z wagą. w przypadku sue wrócili do macierzy, znowu nienawidzi glee i jego prowadzącego. ale chyba inaczej nie mogli zrobić. ciężko byłoby wytłumaczyć, dlaczego znowu nie lubi willa, skoro tak wiele razem przeszli w poprzednim sezonie. to znaczy był pomysł, żeby ona i trenerka pływania wygryzły figinsa ze stanowiska, ale po tym jak nene przeszła do new normal wątek nie został podjęty. może szkoda. może byłoby to ciekawsze.
oczywiste jest, że po wprowadzeniu nowych postaci nie da się uciec od analogii, skojarzeń, porównan. niektóre są wyszukiwane trochę na siłę przez nas samych, inne zupełnie zamierzone. przy kitty jeszcze przed castingami było napisane, że będzie to nowa wersja quinn (skrzyżowana z santaną trzeba dodać). występ un-holy trinity oczywiście też miał kojarzyć się z ich pierwszym występem, czerwone koszulki to też miało przywodzić na myśl dawne glee.
tyle że wolałbym, żeby te analogie były bardzie subtelne, a nowe osoby, ich relacje trochę mniej przypominały te, które już oglądaliśmy w przeszłości.
marley też według mnie trochę na siłę jest robiona na najlepszy obecnie głos w chórze. charakterem różni się od rachel, ale twórcy chcą, żebyśmy widzieli w niej nowe sceniczne wcielenie panny berry, żeby była TYM GŁOSEM. warunki chyba ma, ale powinna popracować nad interpretacją, ponieważ według mnie brzmi bardzo płasko. w jej wokalu brakuje mi pasji, wewnętrznej siły.
żałuję, że oglądam glee dla osób, które znam od początku serialu. ich uwielbiam i oni mnie obchodzą. miałem nadzieję, że nowy skład polubię na równi z oryginalnymi glee. niestety nie stało się tak i chociaż nie przeszkadzają mi, gdyby zniknęli nie tęskniłbym za nimi jakoś szczególnie.
zastanawiam się jak to się działo w ''skins'', gdzie podobno ciągle zmieniała się obsada. czy tam twórcom udało się uciec od powielania schematów?
a jeszcze co do adama, podejrzewam, że niechęć studentów nyady do jego chóru ma inne podłoże a nie wynika tylko z faktu, że są chórem.
niedługo sue powie do santany, ciągle się tu pojawiacie, znajdźcie sobie jakąś pracę. muszę przyznać, że też czasami tak myślę. z absolwentów chyba tylko rachel i kurt wyrośli z liceum
Dokładnie mam wrażenie, że twórcy nie maja już pomysłu na nic nowego, a dałoby się ciekawie rozwinąć co niektóre wątki. mnie najbardziej irytuje wątek Kitty, Marley, Ryder, Jake bo to już jest perfidne... O ile postać Marley wnosi coś nowego (w Glee nie było jeszcze, zwyczajnej, skromnej dziewczyny) to Kitty jest marna imitacją Quinn, tyle że ona miała swój charakter, coś co ją wyróżniało, a Kitty ? W sumie jestem ciekawa jak rozwiną jej wątek... ale patrząc na nią teraz mam coraz większe wrażenie, że Glee zamienia się w High School musical. Utwierdzają mnie w tym postępowania innych bohaterów, strasznie banalne...
podobało mi się odniesienie w najnowszym new normal do glee. odnośnie śpiewania piosenek barbry streisand. ''to nie jest normalne, żeby szesnastolatka grana przez 26-letnią aktorkę wykonywała piosenki oryginalnie śpiewane przez 70-letnią panią"