Muszę powiedzieć, że byłam wielką fanką tego serialu, ale szóstym i siódmym sezonem jestem zawiedziona. W pierwszych sezonach była jakaś tajemnica, czekało się z niecierpliwością na następne odcinki, teraz praktycznie nic się nie dzieje, coraz więcej nudnych dialogów i już nie ten humor co kiedyś.. Mimo tego oglądam dalej bo już zdążyłam się uzależnić od tego serialu :)
Siódmym to rozumiem, bo niema tajemnicy.
Ale szóstym?
Przecież tam były aż dwie! Rodzina Bolenów i dusiciel z Farview mieli BARDZO dobre tajemnice. Sam sezon też był świetny i dorównywał sezonom takim jak 1 czy 2!
Pozdrawiam!
Rzeczywiście były, ale i tak uważam, że ten serial strasznie stracił na świeżości. Mam nadzieję, że w 8 sezonie wróci stary klimat "Gotowych..", a i "zrobią" tajemnicę na miarę tajemnicy Betty Applewhite ;-)
Tajemnica Betty nie była aż tak rewelacyjna, w przeciwieństwie do sezonu w którym Alfre Woodard wystąpiła. Nie mniej czekam tak samo jak Ty i reszta fanów na tą ZAJE****Ą tajemnicę, tak by zakończyć ten serial z klasą.
ten serial juz nie zakonczy sie z klasa...za duzo straconych watkow i straconego talentu aktorskiego...miec taka wysmienita Drea de Matteo lub Vanessa Williams (ktora do DZIS nie ma swojego walsnego watku) i nie wykorzystac tego swiadczy, ze ten serial duzo traci..na dodatek nie bedzie w "wielkim" finale serialu Nicollette Sheridan (Edie), charakter ktory w wielkiej miarze dodal serialowi charyzme, klase i pazur! serial moze jedynie zakonczyc sie na dobrym poziomie, oby nie na takim poziomie na jakim jest wlasnie teraz. ta "klase" ten serial stracil juz jakis czas temu i nie ma juz szans by to odwrocic
Witam wszystkich :) !
Jest to moja pierwsza aktywność na forach filmwebu, zawsze starałem się tylko obserwować opinie innych, ale to było tylko kwestią czasu zanim sam się wypowiem.
No, przejdźmy do rzeczy:
Po części zgadzam się z waszymi wypowiedziami, serial rzeczywiście staje się powoli nudnawy, mało się dzieje. Ale tak mogę tylko powiedzieć o serialu jako o całości, bo pojedyncze odcinki nadal trzymają poziom. Jasne, może nie ma tajemnicy, może nie ma czekania w napięciu, ale mimo wszystko to są nadal stare, dobre desperatki. Głupiutka, dobroduszna Susan; zawzięta i pewna siebie Lynette; perfekcyjna i poukładana Bree; uwodzicielska i cwana Gabrielle. Z przyjemnością oglądam kolejne ich poczynania, nieuchronnie zmierzające do końca serii.
Co do wcześniejszych sezonów, u mnie 1 miejsce od dawna okupuje 3 seria, może ze względu na moją ukochaną postać, Orsona. Miał świetną tajemnicę, był chytrym, "gotowym na wszystko" facetem. Niestety w kolejnych sezonach powoli stawał się takim drugim Tomem, głupiutkim i polegającym wyłącznie na żonie. dopiero chyba w 5 czy 6 serii na chwilkę pokazał pazur, jak postanowił na niby szantażować Bree żeby sprzedała firmę. Szkoda, że jednak blefował :( .
Można stwierdzić, że taki prawiczek jesteś? Postaram się, żeby nie bolało;-) Zgadzam się, że 3 sezon był najlepszy. Mam 5 serii na DVD, ale do 3 wracam najczęściej (są tam fajne materiały dodatkowe). Podoba mi się też jak scharakteryzowałeś główne bohaterki. Ja dodałabym jeszcze: przebiegła i egoistyczna Edie oraz tajemnicza i nieprzewidywalna Katherine.
A tam prawiczek :P
Edie i Katherine specjalnie pominąłem, ponieważ nie występują w 7 sezonie, a do niego się odnosiłem. A po za tym, jakoś nie szczególnie za nimi przepadałem. Edie może miała kilka świetnych kwestii, ale nic po za tym. Przeważnie mnie irytowała, jej bezpośredniość i niby kąśliwe uwagi było lekko sztuczne. A Katherine.... nie chcę się rozpisywać, więc powiem tylko że była po prostu tragiczna :( . Strasznie naciągany i nieprzyjemny wątek ciągłej miłości do Mike'a, potem lesbijskie przygody (i tutaj znowu "a może jednak tak, a może jednak nie...." - niepewność tej postaci była masakryczna).
Jak już się wypowiadam, to może jeszcze tylko dodam jakie postacie przypadły mi go gustu:
- wyżej wymieniony Orson
- Rex Van De Kamp (ten wyraz twarzy "wieczna ofiara losu"... ah :D )
- Betty Applewhite (lubię silne żeńskie postacie, ale w odpowiedni sposób przedstawione, czyli tak jak Betty - nie żadna chamówa, tylko pewna siebie, mocna kobieta)
- George Williams (erekcja na polu golfowym - genialne! )
- Paul Young (w głębi duszy porządny facet, tylko po prostu bardzo samotny, no i to poczucie odrzucenia przez sąsiadów)
a tutaj sie z panem Alredion w paru punktach nie zgodze..
- postac Katherine Mayfair, szczegolnie przez fenomenalne aktorstwo pani Delany byla wysmienita..ale tylko i wylacznie w 4. sezonie! jest to deninitywnie najlepsza "dodatkowa" zenska postac serialu razem z goscinnym wystepem pani Laurie Metcalf czyli Carolyn Bigsby i sw. pamieci Dixie Carter czyli Glorie Hogde. Uwazam, ze Delany w 4tym sezonie pokazala najlepsze aktorstwo z pan z calego serialu. Byla poprostu boska, tajemnicza, perfekcyjna, lekko zazdrosna i nawet troche wredna.. przepieknie to grala! i jej postac jest taka mala anekdota do serialu - zaczelo sie bosko, powalalo wrecz na kolana--ale wlasnie nie potrafili z tym skonczyc na poziomie tylko ciagneli to do bolesnego i beznadziejnego konca. Postac ktora kochalem stala sie postacia ktora zaczelem wrecz nienawidziec..i boje sie, ze wlasnie to samo stanie sie z serialem.
- druga moja uwaga jest Sheridan, czyli Edie! klotnie ciagle z Susan staly sie klasykiem! fenomen serialu, a szczegolnie to cale "FYI" w pierwszym sezonie powalo,(jedna z najlepszych scen serialu.) Edie wlasnie miala byc postacia irytujaca, bo ciagle byla dwustronna wobec innych desperatek, az wkoncu zrozumiala jak bardzo sobie tym szkodzi! byla taka jak ja przy smierci opisali "one of a kind" i wedlug mnie perelka serialu.
- Betty Applewhite byla co najwyzej fajna dzieki wspanialej Alfre Woodard - bo poza ani tajemnica ani jej nudne watki i dialogi nie zachwycaly..to juz lepsza postacia byla Angie Bolen! co do reszty, szczegolnie do panow sie w 100% zgodze (Paul aczkolwiek tylko za 1. sezon)
Ojej, nie spodziewałem się takiej odpowiedzi :) .
Cieszę się że spodobała się pani/panu postać Katherine, ja jednak nie rozumiem na czy miałaby polegać ta jej " wyśmienitość" . Po prostu irytująca kobieta z twarzą która mówi "zabij mnie :( " . No ale cóż.... co kto lubi :)
A Edie - no właśnie wszystko co pani/pan wymienił(a) uważam że zostało zagrane strasznie sztucznie i mało przekonywająco. Jak już wspomniałem, po za kilkoma momentami - nic specjalnego, ot tak, mająca niby rozbawić widza postać.
bo Edie nigdy nie byla postacia glowno - i szczerze mowiac nigdy na postac glowna sie nienadawala - to byl poprostu wysmienity dodatek, ktorym rowniez teraz jest Vanessa Williams, czyli Renee. tylko, ze ten dodatek jest wybitnie nudny i bezbarwny! a Sheridan wrecz blyszczala, juz jej sam chod rozbawil mnie za kazdym razem - i ten wzrok na Susan kiedy myla brame na ktorej pisalo "WHORE"...mega!
- na czym polegala wysmienitosc Katherine, dobre pytanie...ja bym powiedzial (i odnosze sie tylko i wylacznie do 4. sezonu), ze na tym, ze wlasnie ona byla gotowa na wszystko by utrzymac tajemnice i walczyc o spokoj w rodzinie i samej sobie. nigdy nie bylo wiadomo co zrobi, lecz z drugiej strony potrafila zrobic z siebie aniolka. Fakt, ze ona w 100% wiedziala co robi i co czyni robilo ja jeszcze bardziej tajemnicza i irytujaca! poprostu mega, jedna scene ktora moge to zblizyc jest koncowka odcinka "opening doors" kiedy Wayne wchodzi do kuchni i ich pierwsza rozmowa po latach...ten mroczny dialog i ona - mistrzostwo! ;) rozpisalem sie ;D
pozdrawiam i gratuluje bardzo fajnej tematyce ;)
I tak się nie przekonam :D . Ale mimo wszystko fajnie że jest okazja do dyskusji.
Moim zdaniem Renee jest znacznie ciekawsza od Edie, tylko jest po prostu za krótko w serialu żeby rozwinąć skrzydła jak ta blond diablica, która irytowała mieszkańców Wisteria Lane przez 5 sezonów. Jakby to powiedzieć....Renee jest bardziej ludzka, u mnie kilka razy wzbudziła sympatię.
A z postacie których nie trawię, po za Katherine, to :
- Susan (nie umiem tego uzasadnić, po prostu mnie irytuje)
- Keith (pffff...dobrze że odszedł, tak jak go pięknie Orson określił "wytatuowany neandertalczyk")
- Andrew (masakra, tak denerwująca w swojej pewności siebie osoba że szkoda gadać, dopiero ostatnio ten wątek z alkoholizmem mnie trochę do niego przekonał)
Katherine była cudowną desperatką i niestety zepsuli jej postać dokumentnie, największa porażka serialu:/ Z dodatkowych postaci kobiecych moją zdecydowana faworytką jest Angie a później Eddie. Renee też lubię, ale za mało jej w tym sezonie. Tajemnica Betty była moim skromnym zdaniem najgorsza, najlepsza Orsona.
Niestety aktorka grająca Angie (Drea De Matteo?) za bardzo mi się kojarzyła z "Rodziną Soprano", więc to chyba zepsuło efekt, bo ta postać była dla mnie beznadziejna. Ani to ciekawe, ani śmieszne, ani straszne...wiało nudą.
Najlepsza tajemnica to oczywiście Orson, a potem Mary Alice. Reszta cieniutko.
Dla mnie postac Orsona za bardzo kojarzyła mi sie jednak z Twin Peaks dla mnie ten aktor na zawsze pozostanie Agentem specjalnym Dalem Cooperem .Slabym punktem tego serialu jest porywczosc,tzn, wymyslaja jakis swietny watek wszystko idzie super a potem nagle jakby im brakuje pomyslow zeby to ciagnac albo zakonczyc i koncza na odpiepsz sie jak z Katherine,albo chcec zemsty przez tego albinosa na Susan tyle planowal tak sie to ciaglo i wlasciwie nijak sie zakonczylo.
wlasnie moze ja mam tak ogromny sentyment do Angie (Drea de Matteo) poniewaz byla w Rodzinie Soprano, twierdze, ze Adriana byla najlepsza postacia zenska tamtego serialu i dlatego moze ja tutaj wielbialem... no ale kazdy ma swoj gust, dla mnie Renee jest za nudna i wszystkiego w niej jest za malo...a w Edie bylo wrecz za duzo i to robilo z niej taka sucz, ktora wlasnie miala byc a w odcinku 5x19 pokazali jej urocza, mila i sympatyczna strone!
Renee jest beznadziejna. Może miała pare fajnych ''zagrań'', ale jako całość to dla mnie mogłoby jej nie być. Scena jej przyjazdu to niemalże kopia sceny przyjazdu Katherine, dalej scena picia drinka to prawie jak Edie, już nie mówiąc o tym, w ilu momentach Renee to druga Gabi... Bez sensu.
Dobra, dobra! Katherine też była podobna do Bree. Ale tam ewidentnie to było zamierzone i stworzyło okazje do świetnego wątku ''wojny perfekcjonistek''. Tutaj jest to wynikiem braku pomyslów. I tyle.
Orson kojarzył mi się z Trey’em z „Sexu w wielkim mieście” (1-ym mężem Charlotte, który nie mógł stanąć na wysokości zadania). Mnie najbardziej zaintrygował wątek Eddie’go (chłopaka z 6-go sezonu). Typowa postać tragiczna. Odtrącony i wyśmiewany, nie potrafił odnaleźć się w społeczeństwie. Chociaż nie chciałabym trafić na jego czarną listę… A największą sympatią darzę parę Gabrielle i Carlos. Na pewno nie są idealni. Często się kłócili, dużo przeszli, ale nadal trzymają sztamę. Poza tym (jako zdeklarowana heteryczka w pełni władz umysłowych) Longoria mi się niesamowicie podoba.
Orson był świetny. Jakoś zawsze go lubiłam, obojętnie co robił. Ciekawa postać, a jego tajemnica jedna z lepszych w DH.
Zgadzam się, chociaż z czasem jego postać z tajemniczego amanta przerodziła się w rolę komediową (czego nie mam za złe, w sumie te wątki były całkiem zabawne):
-kleptomania
-próba samobójcza
-niechęć do mycia się
Wielka szkoda że Kyle MacLachlan postanowił odejść z obsady "Gotowych na Wszystko", mogli go zostawić w jakimś domku na Wisteria Lane i co 2-3 odcinki pokazywać, jak np. Roya i Karen, albo Boba i Lee. Byłoby to miłym urozmaiceniem, mógłby knuć chytre plany powrotu do Bree :) .
Orson pasował do Bree (scena kiedy wyciera kieliszki po niej, jakimś tam swoim własnej roboty płynem żeby nie było zacieków, na co Bree reaguje zaciągnięciem go do sypialni, należy do moich ulubionych w DH), teraz coś czuję że Chuck godnie go zastąpi:) Postać Orsona bardzo się zmieniła, ale rzeczywiście jakoś to tak komediowo rozwiazali, że obyło się bez takiego "bólu" i niesmaku jak w przypadku Katherine