Uwaga, pewnie to co powiem było to już wraz z premierą odcinka 3 poruszane tysiąc razy, jednak nie mogę nie wylać wiadra pomyj na ten odcinek ze względu na moje rozczarowanie i wszechobecne absurdy. Nocny Król przedstawiany był jako ogromne zło i ogromne zagrożenie, a walka z nim miała być widowiskowa, emocjonująca. Czy taka była? Moim zdaniem nie. Po pierwsze chwała Panu Światła za ogień bo inaczej równie dobrze oglądałoby się ten odcinek ze zgaszonym monitorem. Po drugie - tak naprawdę nic wielkiego się nie stało. Zginęły dwie postacie o wątpliwym wpływie na fabułę (chodzi o Theona oraz Mormonta). Reszta postaci trzyma się dobrze i kluczowi gracze jak żyli tak żyją. Po trzecie - Bran jak zwykle nie wniósł nic do akcji, ale to już chyba uroda tej postaci. Za jego sprawą dowiadujemy się co stało się w przeszłości, jednak chyba nie ma co liczyć, że dokona czegoś wielkiego, czy jakoś znacząco wesprze chociażby swoją siostrę, Jona, czy kogokolwiek innego. Po czwarte i najważniejsze - dla mnie największym rozczarowaniem była śmierć Nocnego Króla w bardzo głupawy sposób. Aryi nigdy nie lubiłam, przeważnie (pomijając sezon 1 i trochę wydarzeń ze Świątyni) traktowałam jej wątek jako zapychacz. Tym gorzej jest mi patrzeć jak powoli staje się ona nagle chyba jedną z najbardziej kluczowych postaci i super hiper wyszkolonym zabójcą. Jakimś cudem, mimo wcześniejszych trudności z pokonaniem/ucieczką przed zombie, udało jej się doskoczyć do Nocnego Króla niczym ninja i wsadzić mu kosę pod żebra, tym samym czyniąc z niego zamiast widowiskowej postaci, zwykłego leszcza, który zginął szybko bo przecież reżyserzy muszą gnać do głównego wątku walki o żelazny stołek. Podsumowując - według mnie jedna z najbardziej oczekiwanych bitew stała się zmarnowanym potencjałem i wydarzeniem widowiskowym, lecz nielogicznym i płytkim.
To tak jakby w połowie filmu Avengers zginął Thanos, a herosi przez resztę filmu przygotowywali się do starcia z Lockim. Nieważne jak emocjonujący i niesamowity byłby pojedynek - wszyscy po wyjściu z kina zadaliby sobie pytanie: co się właśnie stało?
Gdyby twórcy GoT kręcili Endgame, to pewnie Thanosa zabiłby jakiś random w najgłupszy sposób na świecie.
Nie mieli kasy na dwie bitwy z NK.
A co do uśmiercenia NK to przeżył upadek z olbrzymiej wysokości, przeżył smoczy ogień, pokonał Theona,
a dopadł go dopiero "No one" :) A to sobie wymyślili nasi scenarzyści dopiero w połowie 2016,
bo wczesśiej planowali, że to Jon jako książę którego obiecano zrobi to.
Ja osobiście liczyłem, że NK wygra pierwszą bitwę, nieliczni uciekną i dopiero przed drugą bitwą cudem odkryją jak można zabić NK i wielkim poświęceniem wszystkich sił całego królestwa uda się Jonowi zbliżyć do NK i zabić go odpowiednią bronią. Po tym co zobaczyłem za pierwszym razem było wielkie WTF. Nie tak miało być.
Nie tak szybko. Nie tak łatwo :)
Także teraz czuję się tak samo jak wy, bo Cersei przy NK to błahostka.
Dobre wasze porównanie z tym, że to tak jakby w połowie filmu zginął Thanos,
a na koniec musieliby walczyć z Lockim :)
Na dobrą sprawę Armia NK była nie do pokonania z powodu, ze NK miał moc wskrzeszania oraz nie ryzykował, gdy nie potrzeba tzn. najpierw uderzają zombie, potem wkraczają biali wędrowcy, a on już, gdy jest po wszystkim. Bez trójokiej wrony jego celu i zarazem jedynej słabości pokonanie go byłoby już wręcz niemożliwe. Armia tylko powiększałaby się.
Z 100 tys. po wygranej w WInterfell byłoby 150 tys. Nie zbliżałby się do wrogów. Do tego chyba tylko ten konkretny sztylet mógł mu cokolwiek zrobić (scena u Maestrów, gdy Sam widzi na karcie księgi ten sztylet, Bran dający go Aryi) Raczej miecze z valyriańsiej stali inne lub smocze szkło nie zadziałałoby. Ale może Bran coś powie o tym. Musieli wykorzystać jego słabość i liczyć na cud. Po zabiciu Brana w kolejnej bitwie nie miałby po co ryzykować. Nikt do niego nie zbliżyłby się. Smocze szkło miał już wbite w serce więc raczej na 100% to go, by nie zabiło. Kwestia mieczy z Valyriańskiej stali innych od tego sztyletu to sprawa otwarta czy, by go zabiły, bo jednak z Jonem nie podjął walki, a kiedyś widział jak zabił mu Białego wędrowca w Hardhome.
Nie zgadzam się z tym - tzn. nie tyle z Tobą, co z tezą, która pada w serialu ustami Jona, że nieumarłych nie dałoby się pokonać bez jakiegoś "cudu".
Zakładając, że chcieliby zdobyć Winterfell, to przy odpowiednio mądrej obronie można by uzyskać stosunek strat na poziomie 10:1 (10 atakujących za 1 obrońcę). Nie jest to jakiś ewenement jeśli chodzi o zdobywanie silnych twierdz. Wówczas NK byłby 90k żołnierzy w plecy na całej operacji. Liczby są przykładowe.
Dalej, dothracka konnica, zamiast popełniać efektowne samobójstwo przed twierdzą, powinna była atakować na modłę mongolską (nagły ostrzał i wycofywanie się) i - używając strzał z grotami ze zmoczego szkła - starać się likwidować przede wszystkim oficerów armii NK. Tą metodą można by znacznie zredukować całą armię, zmusić ją do zwiększenia obrony, czyli mocno spowolnić albo wręcz zatrzymać.
Konni byli dużo mobilniejsi od armii NK, a nie zostało to w ogóle wykorzystane. Powinni zostać podzieleni na kilka oddziałów, operować na rozległym terenie, zajmować się zwiadem, itd. Nawet NK na smoku nie byłby takim wielkim problemem, skoro - można spekulować - powszechnie dostępna broń była dla niego zagrożeniem, więc pewnie mocny ostrzał by go odstraszył.
Gdyby ludzie działali aktywnie, a nie siedzieli w Wintrfell jak przestraszone myszy pod miotłą, to mogłoby się okazać, że NK sam by uciekł za mur :)
NK raczej nigdy nie byłby do tyłu z armią, podejrzewam, tak jak było wcześniej wspomniane, NK mógłby trzymać się na tyłach i wskrzeszać umarlaków ile wlezie, przyłączając przy tym martwych wrogów do swojej armii. Nie było pokazane nic w stylu mocy NK typu np. mana, czakra, nen, która mogłaby się wyczerpać. Zakładam się, że ostrzał spowodowałby zatrzymanie armii na co najwyżej minutę. Gdyby Nocny Król trzymałby się z tyłu jego armia nigdy by nie przegrała - jej szeregi tylko by się rozrastały.
Dothrakowie mieli zwykłą stalową broń. Tylko ogniem mogli cokolwiek zrobić.
Oni nie powinni atakować. Kawaleria w nocy traci masakrycznie. Nigdy nie atakowała nocą :)
Przypominam słowa Brana z 3 sezonu.
"Wszystkie armie Westeros nie mają żadnych szans. Jestem jedyną nadzieją."
Musiał stać Trójoką wroną, by być przynętą, bo NK poluje na nie osobiście.
Bez upolowania NK przecież niemożliwe jest wygranie z nimi.
On jest nekromantą, który wskrzesza poległych.
Jeśli chodzi o Dothraków - masz rację. Ja posunął bym się nawet dalej. Patrząc pod kątem najbardziej efektywnego ich wykorzystania trzeba było wysłać ich daleko do przodu żeby kąsali w ten sposób umarłych przez ich całą drogę z Muru do Winterfell. W ten sposób na wiele dni przed finałową bitwą wiadomo by było z jakimi siłami będzie miało się doczynienia i można było wykorzystać ich w najbardziej efektywny sposób. Ale tak jak pisałem w innym komentarzu - autorzy wymyślili sobie taką historię, w której armia "dobra" byla skazana na zagładę. Można więc z góry uznać, że mimo wszelkich taktycznych finezji, jakie zaserwowali by nam scenarzyści i reżyser finał historii było by taki sam., bo tak miało być. W końcu jakiego wymyślnego fortelu dowodzący bitwą by nie wymyślili, to i tak autor mógł dopisać w scenariuszu odpowiednio dużą ilość nieumarłych żeby ją skontrować;) Dlatego reżyser zdecydował się na symbolikę - znikające w ciemności światła, bohaterska zaglada Nieskalanych przed szańcami, heroiczna walka na stosie trupów głównych bohaterów. Mało kto doceni finezję działań taktycznych a każdy zrozumie proste symbole.
Moim zdaniem jedyny, słuszny sposób oglądania tego typu produkcji to patrzenie na to, jakie emocje próbuje wywołać u nas reżyser w danej scenie. Logika jest dobra w filmach dokumentalnych, Film fabularny musi czasem trochę od niej odbić, żeby zagrać na naszych emocjach,.
Patrząc pod kątem logicznym cały ten odcinek trwał by góra 10 min. Nie ważne jaki sposób obrony głównodowodzący by nie wybrał i tak skazane to było na niepowodzenie. Niemumarłych było wielokrotnie więcej, co mogliśmy zobaczyć na mapie w trakcie narady w drugim docinku.Byli całkowicie niewrażliwi na zmęczenie, utratę morale i o ile nie zostali spopieleni lub rozczłonkowani - mogli być wskrzeszani bez końca. Można więc z góry założyć, że ich atak wyglądał by tak, że zalali by obrońców jak fala tsunami. Nie ważne ile by dołów nie wykopano i ilu łuczników nie wystawiono na murach. Wróg który może cały czas poruszać się sprintem i nie da się go złamać zaleje każdego. Do tego NK mógł sobie iść gdzieś z tyłu, poza zasięgiem strzał z uniesionymi rękoma do góry i co chwile wskrzeszać tych, którzy padli. W między czasie nieumarły smok wiązał by walką pozostałe smoki. Chwila moment i wróg przelewa się przez mury "na kopę" i mamy epicki finał. Ktoś chciał by to oglądać? Ja mimo wszystko wolę to co dostałem;)
Miałem na myśli właśnie to, co napisałeś - operacje konnej armii na długo przed dotarciem umarlaków do Winterfell. Manewrowanie konnicą w kompletnych ciemnościach, jest absurdem :
Odnośnie wskrzeszania umarłych w nieskończoność - okazuje się, że tak nie jest. Zostało to podniesione w innych tematach na forum, że umarły zabity smoczym szkłem czy waleriańską stalą nie był podatny na kolejne ożywienia. Przykład: NK ożywia małą lady Mormont, ale zabity przez nią olbrzym pozostaje martwy. Zatem wszelkie straty zadawane tej armii są przez nią odczuwane i jeśli wytraci ona 100 żołnierzy na zabicie 10, to NK jest 90 żołnierzy w plecy :)
Nie będę się spierał na temat wskrzeszania, chociaż nie widzę powodu, żeby nie mogło się to odbywać tak jak napisałem. Ale nawet bez tego widać na mapie taktycznej o ile większe są siły wroga. Biorąc pod uwagę możliwość biegu sprintem i nieustraszoność armi NK nie ma szans na to, żeby stosunek strat był tak duży. Nie ma takiej armii, która była by wstanie przyjąć na siebie taką falę , jaką nam zaprezentowano w pietwszych minutach bitwy. Sam impet by rozbił każdą linię obronną. A jeśli by ustawić obronę na murze to co by to zmieniło? Ilu łuczników można ustawić obok siebie na takim murze i Jaki jest skuteczny zasięg łuku? Biorąc pod uwagę wysokość muru można założyć, żę łucznicy mogli strzeleć na góra 100 m.
Jaki czas na 100 m miał by ktoś, kto nie zna zmęczenia? 15 sek? Ile w tym czasie można wystrzelić strzał? 5? Jak by nie patrzeć to nie ma sensu, bo żaden konwencjonalny sposób nie dał by nic obrońcom nic w zamian i koniec końców i tak by padli w 10 min.
Co nie zmienia faktu, żę kulturalna dyskusja na temat tego jak można było to rozegrać jest jak najbardziej wskazana. Każdy na swój sposób odbiera to co widzi i nic na to nie poradzimy.
Byle tylko nikt nie śmiał sugerować, że ktoś komu się podobał ten odcinek był "plebsem" albo "ćwierćinteligentem" tak jak już w kilku miejscach wyczytałem.
Jestem jak najdalej od używania epitetów w stosunku do dyskutujących osób. W ogóle, całą tę "dyskusję militarną" traktuję z dużym dystansem i humorem, choćby już z tego powodu, że w materiale źródłowym pojawiają się zbyt duże sprzeczności i niekonsekwencje, żeby twierdzić coś z całą pewnością. Na przykład początkowy impet zombiaków versus ich późniejsza apatyczność, podchodzenie grzecznie po kolei do Aryi, Joraha czy Jona :) W zależności od tego, którą wersję przyjąć, dostajemy kompletnie inną skalę trudności pokonania tej armii.
Oczywiście że trzeba podchodzić do tego tematu z humorem, bo Jest to jak najbardziej odpowiedni sposób przy wymianie jakichkolwiek poglądów. Nie mówiąc o poglądach, które dotyczą historii z FIKCYJNEGO świata;) Każdy kto przekracza tutaj granice zdrowej dyskusji, powinien się zastanowić, czy aby na pewno nie ma w życiu lepszych rzeczy do roboty;)
Odnośnie niekonsekwencji jeśli chodzi o zachowanie armii nieumarłuch - mi wizja przedstawiona przez reżysera odpowiada. Jeśli reżyser był by kosekwentny, to żaden z bohaterów nie miał by żadnych szans na przeżycie. Fala by ich zalała. A tak mogliśmy oglądać ich heroiczną walkę na stosach trupów. W końcu Jamie, Brienn, Ogar, Thormund, Jon, Jorah i Theon to była elita wojowników Westeros. Problem tych starć polega na tym, że aktorzy którzy odgrywali te postaci nie są jednocześnie genialnymi szermierzami, dlatego epickość ich walki nie mogła być podkreślona genialną choreografią walki. Dostaliśmy co najwyżej średnio widowiskowe zapasy. Chciało by się więcej, ale absolutnie mi to nie przeszkadza,. Uwielbiam każdego z aktorów, których możemy oglądać, więc nie będę się czepiał handicapu jaki daje im reżyser, wysyłając na nich pojedynczych wrogów;) Grunt żeby pomiędzy walkami grali tak jak grają a będę zadowolony,
Oni mieli żadnych szans obojętnie jaką, by nie obrali strategię.
Jedynie, by opóźnili to co nieuniknione. Smoki jedynie robiły różnicę.
Bran i Jon mieli 100% rację, że w otwartej walce nie mają żadnych szans,
bo walka z nimi była jak syzyfowa praca.
Konnica jakakolwiek atakuje nocą z dobrą skutecznością ? Kiedy ? Gdzie ?
Pod jaką bitwą to odniosło dobry skutek ?
No wiem, że nie mieli budżetu na dwie walki, jednak mogli to w jakiś inny sposób rozwiązać. Już ten Jon byłby lepszym wyborem, niż Arya. Nawet Danka byłaby by lepsza.
Co do innych sposobów śmierci - myślę, że upadek nie zabiłby nieumarłego, poza tym to byłaby nie lepsza śmierć, niż zabicie przez Aryę. Smoczy ogień go nie zabił bo był wyższej klasy umarlakiem i tylko to smocze szkło bodajże mogło go zabić. Co do pokonania Theona - no cóż, do tego nie trzeba było niesamowitych umiejętności. Właśnie ta szybkość myślę, że jest najgorsza. Tyle mówili o tej postaci, takie zło ostateczne, myślałam, że będzie gwiazdą tego sezonu, a tu nic z tego. Więcej o nim mówili, niż zrobił. Szkoda takiego potencjału, bo jego umiejętność wskrzeszania była naprawdę widowiskowa, a wszystko to zmarnowali.
Teraz sprawa z Cersei wydaje się oczywista - myślę, że przegra na stówę, w dodatku jakby się nie starali nie wzbudzi to już takich emocji jak najazd tylu umarlaków i powrót dawnego zła (Innych). W końcu to stara dobra Cersei, po kilku sezonach z nią nie wydaje się już jakimś op bossem.
NK rzeczywiście w takiej postaci byłby niepokonany, ale i tak mogliby coś lepszego wymyślić. Kiedyś tam wyjdzie ,,Sen o Wiośnie", więc pewnie tam zobaczymy prawidłowo przedstawioną wojnę z Nocnym Królem.
Smocze szkło miał w sercu wbite więc nie sądzę. Jedynie Valyriańsk stal, którym był sztylet Aryi.
Ale Danka z nim walczyła. Straciła go i spadł z dużej wysokości i paliła go.
Obie rzeczy zawiodły.
Jon też próbował go dorwać, a tylko pogorszył sytuację.
Jonowi nic nie wychodziło przez cały odcinek, ale w najważniejszym momencie nie zawiódł,
bo wstał naprzeciw Viseriona, a Arya wykorzystała to i sprintem wbiegła do gaju.
Biegła tak szybko jak Bolt, bo Biały wędrowiec poczuł wiatr we włosach.
Ledwie zdążył NK odwrócić się.
Wszystko to słabe.
Po co Jon był wskrzeszony jak nie to po to, że jest księciem którego obiecano i zabije NK.
Scenarzyści zmienili na Aryę dla samego szokowania, ale nic wcześniej nie wskazywało na nią przez poprzednie sezony więc to średnio wyszło pod względem logiki.
Pod koniec, gdy NK wskrzesił wszystkich poległych obrońców z 80 tys. czy ile ich tam było wszystkich co umarli do 55 minuty. I co mamy ?
Nagle pokazują nam, że Jon, Jorah, Dany, Sam, Jaimie, Podrick, Szary Robak, Brienne, Tormund są NIEŚMIERTELNI. Trupy, które walczyły + mocne kilkadziesiąt tysięcy wskrzeszonych,
a nasza szczęśliwa 8 odpiera oczywiście ich wszystkich :) Słabe to.
Nie powinni pokazywać takich scen. To tak jakby dostali do tarczy + 100 i do ataku +100 plus kody na nieśmiertelność. I teraz z Cersei zaczną nam zabijać bohaterów, gdy oni po takim doświadczeniu z armią umarłych powinni być niezwyciężeni.
może jeszcze zasiądzie na tronie i zabije jednak danke która okaże sie jednak siła ciepła przecistawna dla zimna a jon majac w sobie północ i południe jednak przywróci te równowage na palnecie
Książki czytałem już dawno to może zapomniałem ale Nocny król w ogóle istnieje w książce ?
Nie w takiej formie jak w serialu. W sadze jest tylko legenda o 13 lordzie dowódcy, który poznał Inną i nazywano go Nocnym królem tysiące lat temu, ale został pokonany.
Nie wprowadzono w pięciu tomach przywódcy Innych. Ale może będzie w Wichrach zimy.
W ramach ciekawostki, to kiedy Nocny Król po raz pierwszy pojawił się na ekranie w 4 sezonie, czytelnicy książek uznali to za spoiler co do książkowej fabuły XD Stare dobre czasy, before the dark times, before fanfiction...
w legendach i powieściach ,ale Azor Ahai tez tylko w legendach i opowiesciach i ostatni bohater i światłnosca, fizycznie nie ma nikogo póki co , tylko podania i legenedy
Ale Biali wędrowcy i olbrzymy to też miały być tylko legendy i bajki do straszenia dzieci przy kominku :)
Co do pierwszego zarzutu mogę się podpisać pod nim ręką i nogą.) Rozumiem, że akcja miała się dziać podczas długiej nocy, ale bez przesady. Goście od oświetlenia powinni się zlitować nad ludzmi, którzy nie mają tv z górnej półki z jakimś kosmicznym kontrastem, bo podczas pierwszego seansu prawie zacząłem świecić latarką w ekran, żeby coś zobaczyć;)
Jeśli chodzi o zarzut nr 2 - to już indywidualna ocena widza która postać ma jaki wpływ na fabułę. Przecież to postacie które były z nami od pierwszego odcinka pierwszego sezonu, więc wiele osób zdążyło się z nimi zżyć. W końcu gdyby nie Theon, Bran nie udał by się za mur i nie stał się trójoką Wroną. Tak samo Denerys nie była by tu gdzie jest, gdyby wielokrotnie Jorah nie ratował jej zgrabnego tyłeczka z opresji. Nie mówiąc już o tym jak pięknie ukazano ich śmierć, bo przecież każdy prawdziwy facet, jeśli miał by wybór,to chciał by umrzeć w obronie kogoś bliskiego ze stosem wrogów u swoich stóp i z lecącym w tle "The Night King" Ramina Djawadi`ego;)
Jeśli chodzi o Branna, to ja tłumaczę to w ten sposób - Wiedział doskonale co się stanie i nie chciał nic mówić, żeby nie ingerować w przyszłość. Miało się stać to, co miało się stać. Jeśli którykolwiek z uczestników bitwy poznał by wcześniej jej finał, to w jej trakcie mógł by dokonywać innych wyborów i przez to wpłynął by na jej przebieg. Efekt motyla w wersji Gra o Tron;)
A jeśli chodzi o Aryię, to spójrzmy na to w ten sposób - każdy film i książka pokazuje nam jakąś historię. Tylko autor zna jej finał. My możemy ją odkrywać odcinek po odcinku lub strona po stronie oglądają/czytając to, co akurat autor uznał za istotne dla popchnięcia historii do przodu. Po co w takim razie był by cały motyw szkolenia Aryi na zabójcę, który oglądaliśmy od pierwszego sezonu, jeśli skończyło by się to tylko na jednej scenie wymiatania włócznią między nic nieznaczącymi umarlakami? Teraz widzimy po co - od początku była planowana przez autora właśnie do zabicia Nocnego Króla.
Mi też brakuje rozwinięcia postaci NK ale nie czuję się rozczarowany. Reżyser zrobił dobrą robotę i mimo niedopowiedzeń, mimo braku logiki i sceny z Samem uciekającym po śmierci Eda, gdzie brakowało mi tylko odgłosu "Mig Mig" z kreskówki "Struś pędziwiatr, odcinek uważam za jeden z najlepszych w histrori serialu.
Zarzut 2 - O Joraha raczej aż tak mi nie chodziło. Odegrał on dosyć znaczącą rolę. Theon natomiast po dołączeniu się do Brana stał się tak samo prawie-bezużyteczną postacią, jak Bran. Jakoś nigdy nie widziałam nic interesującego w jego roli. Ale to moje odczucia i masz rację, jest to kwestia subiektywna.
Jeśli chodzi o Brana - bardzo ciekawi mnie wątek zielonego widzenia, Dzieci Lasu i ogólnie magii Północy. Jednak zawsze jak dochodzi do czegoś interesującego to Bran nie odgrywa w niczym ważnej roli. Ma świetne umiejętności, ale mam wrażenie, że służą reżyserom wyłącznie do przedstawiania ciekawych wydarzeń z przeszłości by zaciekawić fanów. Już Dzieci Lasu okazały się dużo bardziej użyteczne, niż Bran.
Myślę, że miało to na celu zamordowanie innych postaci (bardziej celów obranych przez Aryę, niż Nocnego Króla). W książce myślę, że dużo lepiej byłoby to przestawione, nie że lepiej opisane bo to wiadome, ale bardziej logiczne. Fakt, że wątek Aryi w książce nie odrzucał mnie tak jak w serialu. Widzieliśmy przecież absurdalną walkę Aryi z tą dziewczyną ze świątyni (nie pamiętam jak ona się zwała). Przez większość czasu Arya była typowym fillerem, zapychaczem. Przynajmniej mnie jej wędrówki z Sandorem i mniej ciekawe wydarzenia ze Świątyni doprowadzały do skrajnego wynudzenia. Lepiej by było, gdyby była ona lepiej budowana, lepiej przedstawiana (w końcu ma zabić największego badassa w tym całym uniwersum). Do bitwy o Winterfell zabiła trochę ludzi i według mnie to by wystarczyło, a jakby już miała zabić Nocnego Króla to fajnie by było, gdyby pokazała kunszt sztuki zabójcy, a nie wyskakiwała dziwnym trafem (jak gdyby się przeteleportowała) za plecami Nocnego Króla i zabiła go tak łatwo.
W dodatku pomijając to - czemu ściągnęli kobiety do miejsca, gdzie leżą zmarli Starkowie, skoro wiedzieli o zdolnościach NK? Czemu Dothrakowie walczyli jak idioci szarżując na pewną śmierć? Jakim cudem przeżył Duch? Czemu katapulty były za linią okopów? Czemu Theon zginął tak głupio?
Scena z uciekającym Samem stoi tuż obok mojej ulubionej sceny z tego odcinka - bohaterskiej obronie krypty w wykonaniu Tyriona.
Ja natomiast w pewien sposób polubiłem Theona. W pierwszych sezonach był gówniarzem, który nie doceniał tego co ma: Miał miłość rodziny i mógł na niej polegać ale to mu nie wystarczało. Typowy młodzieńczy bunt który przechodził każdy z nas. Niestey w jego przypadku doprowadziło to do tragicznych wyborów. Żeby zaimponować swojemu biologicznemu ojcu, musiał grać kogoś kim nie jest: Bezwzględnego i nieustraszonego zabójcę. Doprowadziło go to do tragicznego finału bo utracił wszystko: prawdziwą rodzinę (Starków), szacunek siostry no i przyrodzenie;) Z kogoś kim pogardzałem przez pierwsze sezony, stał się w 8 sezonie kimś , kogo mogę zrozumieć - wie ile błędów popełnił i chce odkupić swoje winy. Już w pierwszym odcinku widać, że nie boi się już śmierci. Chce tylko odkupienia win. Tym bardziej wzruszająca była dla mnie jego ostatnia scena. Wcześniej wybaczyła mu Sansa, siostra i brakowało mu tylko wybaczenia od Branna. Te dwa proste zdania jakie od niego usłyszał, były dla niego tym, czego potrzebował do osiągnięcia spokoju. Oglądałem tą scenę już wielkokrotnie i za każdym razem wyciska ze mnie łzy. Po 70 odcinkach błądzenia zasłużył sobie na tak piękną śmierć i cieszę się, że reżyser mu ją ofiarował.
Bran nie zna przyszłości, bo nie potrafi wybiegać w przyszłość. Nie wiedział co się stanie.
On potrafi latać tylko w przeszłość i teraźniejszość. Było to mówione.
No nie wiem. W końcu jeszcze przed szkoleniem na wronę coś go pchało do tego, żeby iść za mur. Miał jakieś wizje tylko nie bardzo wiedział o co w nich chodzi. W 8 sezonie ma już poziom "grand maste" w trójokim widzeniu,więc być może posiadł też możliwość patrzenia w przyszłość. Chyba że faktycznie gdzieś jest jednoznacznie powiedziane, że jest inaczej to zwracam honor. Dawno nie oglądałem serii od początku więc nie wszystko pamietam. Na pewno urządzę sobie maraton po wyświetleniu ostatniego odcinka tej serii to wtedy uzuełnie braki w pamięci i wrócę do tej dyskusji;)
Ale Rickon miał też proroczy sen, że ojciec umarł.
Jon też miał prorocze sny z czym będzie musiał się zmierzyć.
Inni Starkowie prócz Brana mają też zdolności wargowania. Ale to już w sadze :)
Dokładnie. Wszyscy przez Ciebie wymienieni nie byli przeszkoleni a coś tam widzieli. A Brann jest mistrzem wśród widzących. Można w związku z tym założyć, że widzi lepiej i widzi więcej. Czemu więc nie można założyć, że widzi również przyszłosć?
Zresztą kto wie? Być może zostanie nam to wyjawione już jutro?;)