Co sądzicie jak już oglądaliście hmm ? Dobrze było najlepszy moment wskrzeszenie smoka. Ale nie czaje czemu ta włócznia eksplodowała
Genialne! :D Kurcze, czemu nie dodają takich dialogów do tych gównianych scen? Przynajmniej byłoby to śmieszne :)
No właśnie ile było tych niedźwiedzi, bo było tak, że jeden przecież majaczył we mgle, a drugi nagle wyskoczył z boku? Czyż nie tak było?
Niedźwiedź wyjątkowo długo macał Thorosa zębami i uważam, że to straszne, że nikt się nie rzucił na ratunek kapłanowi. SZCZEGÓLNIE Berric.
Jutro na czasie obejrzę ten odcinek jeszcze raz i stwierdzę :D
(to jeszcze nie jest masochizm)
A i się okazało, że przyjaźń Berica i Thorosa da się sprowadzić do "Pawła i Gawła". Ile to Bericowi pomógł Thoros, a on w zamian nic. Fałszywy przyjaciel. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, także nim się okazał Jorah (prawdopodobnie to on się tam rzucił z pomocą).
"Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie"
żeby było śmieszniej, jest to starożytne przysłowie niedźwiedzie.
Oglądając płakałam nad żałością odcinka, ale jak czytam Wasze komentarze, to śmieję się w głos :) Przy finale najpierw Was poczytam a potem obejrzę. To bedzie dobra odtrutka.
Jednak dla własnej przyjemności wolałbym, żeby finał podobał mi się conajmniej tak jak 4 odcinek tego sezony, gdzie czułem 'pozytywne' emocje podczas seansu.
Natomiast, czy po odcinku 5 i 6 da się to już odratować? Nie sądzę. Tutaj już Bob Budowniczy nic nie naprawi.
Obrazem: https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/06/bd/16/06bd166665c211cbb16772bcc8d43 89a--bobs.jpg
Smoki posiadają jakiś gruczoł co wytwarza jakąś substancje która jak wiesz jest łatwopalna, w tym gruczole dochodzi jak mniemam do reakcji chemicznej powodującą małe wybuchy które są odprowadzane jamą ustną. Podczas przedziurawienia ogień wyleciał inną stroną i resztę już sam widziałeś.
Proszę nie ma za co :P
Jeśli oni naprawdę zakończą ten serial w ten sposób, że Jasiek przebije mieczem Danutkę, żeby mieć super broń na NK, to to będzie największa niedorzeczność w historii seriali xD
Moim zdaniem Danuta przebije mieczem Jasia:). Bo sama musi urodzić małego ludzkiego smoka:), któremu da na imię Jonny.
A Jon pewnie sam się na ten miecz nadzieje!, żeby Dany nie wyszła na zbrodniarkę!
Danka chyba nie przypadkiem zapytała Jona o jego śmiertelną ranę w sercu. Jon być może będzie musiał przebić serce Danki żeby zrobić światłonoścę (swoją drogą co to za słowo "światłonośca", brzmi prawie jak "koniobijca"), ale potem nastąpi jej zmartwychwstanie jak u Jona.
od jakiegoś czasu krąży po internetach teoria, że miecz to metafora. mieczem jest Winterfell z uwagi na jakiś zarąbiście szczególne cechy (wyjątkowe położenie na gorących źródłach, budowanie zamku przy pomocy magii i takie tam różne). hartowany był w wodzie, czyli miałoby chodzić o zajęcie zamku przez Greyjoyów, przebito nim lwa, czyli pokonanie Boltonów, którzy, otrzymali Północ dzięki łasce Lannisterów, zahartowanie miecza w sercu ukochanej (Danki), miałoby polegać na zabiciu jej ukochanego smoka. wg tej teori Azor Ahai sprzed ponad 8 000 lat to Bran Budowniczy
Światłonośca to może być naprawdę metafora czegoś w stylu do celu przez poświęcenie. Typ bohatera ,który musi poświęcić coś co jest dla niego drogie i cenne by dokonać wielkiego czyny. Natomiast ta reszta teorii i to co napisałeś o weenterfel to już raczej czysta głupota jak dla mnie. Co do nazwy światłością to tłumacz się nie popisał. Tak to jest jak się chce coś dosłownie tłumaczyć już lepiej by brzmiało miecz światła, świetlisty miecz tłumacz ma zadanie tak przetłumaczyć żeby było zrozumiałe zachowało pierwotny sens ,ale kalki językowe. czy tłumaczenie dosłowne daje takie potworki językowe.
A jak inaczej ma stworzyć broń zdolną do zabicia NK ?
Bran i Sam w 8 sezonie odkryją dopiero sposób na NK dzięki temu co było podczas poprzedniej Długiej Nocy.
To było ekscytujące! Wcale się kupy nie trzymało! Obgryzłam wszystkie paznokcie. Rzuciłam jajkiem w telewizor.
Mam zarzuty:
1. Arya zbyt surowo oceniła Sansę. W moim odczuciu powstał sztuczny dramat.
2. Tyrion i bzdury o miłosierdziu. Ned Stark był uczciwy w rozgrywkach z Cercei i stracił głowę.
Bardzo dobrze się oglądało sceny poza murem: zimowy krajobraz, gadki o pierdołach, teksty z podręcznika małego cynika ... miecz Mormonta ... pojmanie zagubionego nieumarłego ... niewiarygodne oblężenie ... i ... nieumarły smok! ... no więc tak ...
Luźne obserwacje:
- Odniosłam wrażenie, że ilość randomów podróżujących z drużyną Jona wzrastała, gdy trzeba było ginąć. Z pewnością słabo ich liczyłam (a próbowałam).
- Reakcja Dany na śmierć smoka była bardzo powściągliwa.
- Wygląda na to, że Dragonstone od Muru dzieli zaledwie żabi skok. Bardzo wygodnie.
- Myślę sobie co by było gdyby Nocny Król wyhaczył kolesia (Innego), do którego należał pojmany nieumarły minion i ubił tego Innego w imię lepszego jutra - stefciu rozsypałby się w drobny mak i po dowodach.
"- Odniosłam wrażenie, że ilość randomów podróżujących z drużyną Jona wzrastała, gdy trzeba było ginąć. Z pewnością słabo ich liczyłam (a próbowałam)."
Co nie?! Z ujęć z góry wyglądało mi na zaledwie dwóch typków ciągnących sanie. 2 padło w walce z niedźwiedziem - kolejne ujęcie i jakoby skład się nie zmienił.
A podczas samej bitwy tak jakby było ich już 3.
Podczas ucieczki jednego zajumało pod wodę i nagle wyczarował się kolejny z dzidą (go z kolei zjedli). I już myślałem, że się skończyli, a tu przy przenoszeniu niańczonego Umarlaka pojawia się następny, oczywiście spada ze wzgórza i zostaje rozczłonkowany.
Nie no, musiałbym zwrócić na to szczególną uwagę, ilu ich tam jest w każdym z ujęć. Ale na pierwszy seans dla mnie to wygląda tak jak mówisz :D
"- Myślę sobie co by było gdyby Nocny Król wyhaczył kolesia (Innego), do którego należał pojmany nieumarły minion i ubił tego Innego w imię lepszego jutra - stefciu rozsypałby się w drobny mak i po dowodach."
Sprytne :DDDD
Ilu jest razem w wyprawie było pokazane, gdy zrobili krąg przed walką z niedźwiedziem. Na oko z 15 chłopa.
Wyruszyło 13 murzynków, jednego dopadł misiek i zostało 12, gdy się w kółko graniaste ustawili.
Tak tak, na początku podróży w ujęciu już się doliczyłem. Zamiast 7 wspaniałych dostaliśmy 13 wojownika :)
widzę, że kwestia liczebności została wyjaśniona. nadal uważam, że można się było pogubić. bo był bałagan :)
Jakim jajkiem?
Faktycznie dramat w WF jest sztuczny i w sumie nie wiadomo o co chodzi.
Nie wiem czy Sansa nie powinna wytrącić z rąk Aryi ten pistolet przystawiony do jej głowy i opowiedzieć publicznie o pobycie w KL, o tym, że została zmuszona do napisania listu, dzięki któremu liczyła też naiwnie i dziecinnie, że uratuje ojca, zalać się łzami, prosić lordów o przebaczenie i zrozumienie. Które na 99% by uzyskała. Zrobić jak Slim Szejdi w 8 Mili :D - wytrącić argument z rąk przeciwnika przyznając się do wstydliwej rzeczy na swoich warunkach, kontrolując przekazanie informacji, zanim zostanie to wyciągnięte na światło dzienne.
No ale na coś takiego wpadłaby Sansa Graczka. Wszyscy wiemy, że Sansa Graczką NIE jest.
Bardzo mi się podoba twój pomysł na trolololo w wykonaniu Króla Śniegu, ale do niego nie dojdzie, bo TEN król nie jest dwulicowym sprzedawczkiem backstabberem, on nie zabija swoich podwładnych, to dobry król. I mądry, bo ma totalnie wy*ebane komu pokażą zombi, jego plany są jasne, sprecyzowane i niezmienne.
Jon może obwozić zombi jak babę z brodą po zamkach i zamtuzach. Król Śniegu jest ponad to. Król Śniegu ma robotę do wykonania. I smoka do wykarmienia.
Jajko było miękkie. Narobiło bałaganu. Całość nazwałam: sztuka nowoczesna.
Sansa z pewnością bezboleśnie rozwiązałaby sprawę - tak jak mówisz. I wydaje mi się, że wcale nie musiałaby być graczką, by zdobyć się na szczerość. Wydaje mi się, że Jon również otwarcie opowiedziałby jak było.
Ale dzieci w świecie GoT to też już nie to samo co kiedyś. Mamy teraz taką Lady Mormont. Ona też jest dzieckiem, a bez krępacji mogłaby iść na obiad z babką Tyrell. Jak wobec tej dziewczynki mówić o własnej naiwności?
Także ... może jednak wersja z graczką jest bardziej sensowna :)
(Oczywiście, że nasz Król tego nie zrobi. Ale dowcip mógłby być uroczy.)
Sztuka nowoczesna to to to, co ja nie rozumiem. Ale twoją rozumiem.
Małej Mormontównie też się cykło, miała więcej szczęścia, niż rozumu. Bo gdyby nie cudowne rozmnożenie przeciwników Boltonów, już Ramsay by się zatroszczył o szlachetny ród Mormontów. Wsparcie Starków w tamtym momencie nie było zbyt rozsądnym posunięciem :)
Dowcip przedni :)
W przypadku małej Mormont chodziło mi raczej o niezbyt charakterystyczną dla jej wieku dojrzałość i siłę (tak ją w każdym razie zapamiętałam). Dorośli też często podejmują niewłaściwe decyzje, stąd samych decyzji nie oceniam :)
Ja zakapiorstwa małej Mormontównie nie odmawiam, ale żeby od razu brać ją za autorytet, tylko dlatego, że jest wygadana, to tylko GoT mógł wymyślić :D
Pomysł dla NK genialny, ale Dedechy nie mają ani jednej wybitnej komórki mózgowej, aby na to wpaść. Inna sprawa, że kandydatek na takową też wiele nie ma.
:) Król musiałby się chyba w pełnym wymiarze włączyć się do fabuły, żeby zacząć miewać niecne pomysły. Twórcy musieliby usunąć ten 'hivemind' jaki zdają się dzielić Wędrowcy, ułożyć dla nich nowe dialogi (a to dodatkowa praca) itd.
I Król, jak mi się wydaje, nie ma szans na zmianę, bo: po pierwsze - pochodzi z innego kręgu kulturowego i nie potrzeba mu gier o tron (szerzej o tym nieco wyżej pisze emo waitress), po drugie - ciężko byłoby nam uwierzyć potem, że gość z wielką armią, doświadczeniem i planem działania zmienianym w zależności od okoliczność przegrał wojnę.
No chyba, że nie mam racji i Król wygra :)
Ostatecznie też - ugłosowiony, widocznie skomplikowany Król coś by stracił moim zdaniem. W jego nicości (i w nicości w ogóle) jest coś uspokajającego (przerażającego i fascynującego). Świat Króla to taka trwająca, cicha i nieuchronna siła. Jak śmierć.
Rozgadałam się i czuję, że mocno popłynęłam :P
Chciałam się głównie zgodzić - bo była szansa na sympatyczny trolling :)
Ależ ja stanowczo tupię nóżką i protestuję, te tam IJSY nie są jakieś nieludzkie! Raz, że Martin mówi w wywiadach, że nie lubi takiego podziału na dobro/zło i czarne/białe - dwa dali nam scenę stworzenia Nocnego Króla, która wiele mówi - był człowiekiem, może swoje człowieczeństwo pamiętać, co czyni go już postacią tragiczną. Zresztą po ch.. się tak męczyć? Byłoby zrobić tam jakieś potwory, jaką magię, która czyni zimę taką, że dwa termofory to za do łóżeczka to minimum - tutaj wprowadzono postacie, osobowego wroga...
a widzisz, widzisz ... ja nie znam za dobrze universum GoT. Króla pokochałam może na ślepo, ale za to z prawdziwym oddaniem :)
jeśli mówisz, że on ma bogatą osobowość, przeszłość i w ogóle, to chętnie to wszystko poznam (książki doczytałam do pewnego momentu jedynie - około ślubu Sansy i Tyriona)
również nie znoszę podziału na białe/czarne, ale znajdujemy się w serialu, nie w książce. zdążyłam się przekonać, że wiele postaci różni się bardzo od swoich pierwowzorów.
ze swojej strony, z braku bardziej szczegółowych informacji, zaczęłam (jak było widać) dorabiać Królowi niby-filozofię: przyjdzie glacjał, odnowi ziemię blablabla (zaznaczam, że mój glacjał też nie jest też z gruntu zły, jest neutralny)
ale jeśli stanie się tak, że Król np. przemówi w końcu do poddanych - obiecuję , że będę słuchała jak zaczarowana :)
Oj tam, ja książki rzuciłam szybko, ale wiele nadrobiłam na YT ;) I Nocny nie wziął się znikąd, przemieniły go Dzieci Lasu z człowieka, w czasie, gdy Łolkersi już istnieli, więc ZONK.
A, no jeśli o to chodzi, to ta przemiana na nic nie wpływa moim zdaniem. Gość jest martwy. Dzieci stworzyły Króla - mózg operacji - żeby dowodził armią Wędrowców, którzy to z kolei zostali stworzeni, by w imieniu Dzieci sprzeciwiali się ludziom. Moje glacjalne fantazje nadal mi doskonale pasują ;)
Tak to widzę, ale nie mówię, że mam jedyną słuszną rację. W obecnych okolicznościach każdy - nadal - może mieć swoją własną rację :)
"W jego nicości (i w nicości w ogóle) jest coś uspokajającego (przerażającego i fascynującego). Świat Króla to taka trwająca, cicha i nieuchronna siła. Jak śmierć."
<3 <3 <3
Z to (i za urodę, cóż jestem płytkim człowiek, który leci na wygląd) pokochałam Króla Śniegu.
Ponieważ yebane tfurcy spieprzyli mi każdą postać w tym serialu, czekam co też wymyślą z NK. Czy się zakocha? Czy zrobi coś pozytywnego na koniec? Czy zacznie gadać o piciu, kuśkach, cipkach, dzieciach i swoich prawach do rzeźbionych krzeseł? Czy zacznie wylewać swoje gorzkie żale, jak to ten, tamten, ta, ten i jeszcze tamta w żółtej czapce kiedyś go skrzywdzili i jak mu źle na świecie? Czy będzie filozofował na poziomie hard?
"i za urodę" ... wyraziste rysy twarzy, uwodzicielskie spojrzenie. Wędrowcy też są niczego sobie.
Nie wydaje mi się, by twórcy faktycznie mięli jakąś niespodziankę związaną z Królem. Nie będzie np. płomiennej :D przemowy na temat idei w imię której Król przybył toczyć wojnę ...
Może to trochę wyglądać tak, jakby twórcy poszli z jego wątkiem na łatwiznę (po co się wysilać, kiedy wreszcie nie trzeba), ja ufam jednak, że oni zwyczajnie zdają sobie sprawę z tego, że tajemniczość Króla to ważna część jego czaru i charyzmy :)
Spieprzyć Króla można moim zdaniem jedynie w zakresie jego ewentualnych, pozbawionych sensu błędów w czasie bitwy. Nawet jak coś bąknie ustnie do swoich przybocznych (np. 'do roboty, panowie') to się nie obrażę. Posłucham.
Nie wiem jak tam G. Martin naszego Króla opisał w książkach, ale wydaje mi się, że w serialu dostaliśmy już pełny obraz :)
Liczę na to, że po prostu zostawią go w spokoju. Myślę, że to najlepsze wyjście dla bohaterów GoT: być zostawionym w spokoju przez ogarniętych biegunką twórczą tfurcuf.
W książkach bodajże było, że Inni mają głos jakby lód pocierać o lód, czy coś w tym stylu :)
Jezuuuu. Mam ciary WSZĘDZIE.
Chociaz oczywiscie nie chce zapeszac ani nic ale Król Nocy cos tez ostatnio jakby sie intelektualnie uwstecznial. Bo czemu nie przyatakował Jasia dzidą jak stał i własciwie kolejny raz prosił sie o śmierć?
Tylko sie na niego gapi, co on nie rozumie ze Śnieżek jest w opozycji?
Oczywiście byc moze jest jakies wyjaśnienie dlaczego tak robi. Może po prostu Dżon to dla niego takie nic ze nawet nie chce mu sie brudzić rąk.
Obejrzałam odcinek i końcówka zrobiła na mnie największe wrażenie. Szczerze jednak, wystarczy epizod przelecieć na podglądzie i nawet bez dialogów człowiek się domyśli o co chodzi ;) A trochę szkoda, bo epickie dialogi to właśnie atut "Gry o Tron".
Również ich wyprawa przypominała mi "Drużynę Pierścienia", troszeczkę bez sensu wyprawiali się w siedmiu za Mur. Myślałam, że Viserion polegnie w prawdziwej walce, a nie w wyprawie "drużyny". Fakt, że czas jest jakby "przyspieszony. Gendry chyba frunął do tego Muru, wujek Ben - skąd on wiedział, co się dzieje? Kiedy spotkał się we wcześniejszych epizodach z Branem to miałam wrażenie, że jest pół-umarły, a tu jednak bez problemu zabijają go Inni. Już czekałam jak Jona zamienią w Innego i wtedy Daenerys miałaby rozterkę ;D Za dużo "chodzenia" za mało wątków: z Królewskiej Przystani (gdzie Euron i Yara?), co się dzieje z kapłanką? - sceneria to tylko Mur, Smocza Skała i po 5 min w Winterfell. Odcinek 71 min, a właściwie jakby go skrócić to okazałby się taki sam, jak wcześniejsze. Szkoda, że ten sezon ma tylko 8 odcinków, bo zostało za dużo wątków, żeby je tak szybko rozwiązać. Niby odcinki dłuższe, ale teraz w 8 odcinku zarzucą nas nawałem "kończących się wątków". Postać Tyriona również robi się takim "zapychaczem" - wszystko Dance odradza. A sytuację z jaj wyprawą za Mur mogli rozwiązać w ten sposób, że nie chciała czekać na przebieg wydarzeń, bała się o życie Jona i Joraha i zdecydowała się lecieć, by poznać też swojego wroga (czekanie na kruka i ostatni dzwonek było troszkę naciągane). A skąd też wiedziała, gdzie ma lecieć i w którym miejscu się znajdują?
POZYTYWY:
Winterfell
- Arya bardzo fajnie podpuszcza Sansę (ten list nie miał na celu tylko skłócenia sióstr - jak dużo osób uważa - ale był dla Aryi potwierdzeniem, że jej siostra przez strach jest w stanie zdradzić rodzinę)
- Littlefinger master plan (kopie sobie grób? a mi się wydaje, że rewelacyjnie to rozegrał - zdjął sobie z karku oczy Aryi)
W pewnym momencie już myślałam, że Arya wbije nóż Sansie, zabierze jej twarz i wtedy jako Sansa ugodzi LF ;D Ale cóż, marzenia ;)
Za Murem
- Bardzo ładne widoki, efekty
- Żal Viseriona, ładnie pokazana jego śmierć
- Nocny Król (narzekacie, że mógł zrobić to i to, ale nie widzicie, że on doskonale wie jaki jest potężny i nie spieszy mu się z przejęciem władzy?) - odnoszę wrażenie, że dla niego to wręcz rozrywka. Wieki siedział za Murem z trupami, a teraz ma takie emocje, nie dość, że wyprawa siedmiu wspaniałych, smoczki, Danka - zapozna się ze swoim wrogiem, co jeszcze bardziej go umocni.
Czy Inni wyprawiają się do Westeros za każdym razem jak nastaje zima? xD I jak przychodzi wiosna to go opuszczają?
Sansa, gdyby nie była tak tępa, wysłałaby Arię z misją dyplomatyczną do Cersei i miałaby spokój. Arya by się zgodziła pojechać bo ma Cersei na swojej liście.
Sansa gdyby nie była tępa, to by o tym liście powiedziała publicznie, w odpowiedniej formie. Arya praktycznie szantażuje Sansę i ta się temu szantażowi totalnie poddała. Jest w panice. Skupia się na liście, na Aryi, a nie na tym że jest szantażowana i traci z oczu meritum sprawy skupiając się na pierdołach.
Dokładnie! Przecież Sansa ten list pisała pod przymusem Cersei. Każdy na Północy wie, że była więźniem w KP. Sansa rzeczywiście przyczyniła się do zabójstwa ojca - bo powiedziała o wyjeździe Cersei - ale akurat o tym nie ma w liście.
A Aryi - także nie rozumiem. Chcesz kogoś zabić - to zabijaj szybko i bezlitośnie - a nie groź nożem - bo po co???
"Przecież Sansa ten list pisała pod przymusem Cersei."
Tylko przypominam, że przy pisaniu tego listu Sansa jeszcze zapewniała, że będzie dobrą żoną dla Joffreya i nigdy go nie zdradzi :P
Tak - ale tego też nie ma w liście:). Sansa okazała się bardzo głupia za młodu - gorzej, że w serialu - wraz z wiekiem mądrości jej nie przybyło - inaczej niż w książce.
Do napisania samego listu została zmuszona, ale wtedy jeszcze wierzyła Lannisterom, co teraz próbuje wyprzeć z pamięci.
Ja szczerze mówiąc nie wiem, co Sansa powinna zrobić, oprócz załamania się, czym stała się jej siostra (to, że Littlefinger próbuje coś namieszać to inna sprawa, ale Arya poważnie groziła Sansie, to raczej nie była żadna pułapka na Baelisha).
Hej, ale nie zapominajmy o tym, że mówimy o dziecku, i to głupiutkim, naiwnym i chowanym w specyficznych warunkach dziecku. To nie jest Mormontówna, która owszem jest zajefajna i zakapiorska, ale też moglibyśmy się zastanawiać, czy mądrze postąpiła wspierając Jona w wojnie z Boltonami. Pomyślmy co by się stało ze szlachetnym rodem Mormontów, gdyby armia LF nie pojawiła się i nie uratowała Jona. Pomyślmy co by zrobił Ramsay po rozprawieniu się z tą armią złamasów, która pod wodzą Jona szła na WF.
Nie stawiajmy na tym samym poziomie wszystkich dziecięcych bohaterów GoT, oczekujesz tego samego od Robinka, małej Aryi, młodziutkiej Sansy, Mormontówny, Shireen? :) Dzieci mają to do siebie, że łatwo je zmanipulować, łatwo jest im coś wmówić. Niektóre są bardziej odważne, inne sprytniejsze. Ale ostatecznie przerażająco łatwo jest zrobić z nich ofiary.
Sansa była ofiarą i tak na nią patrzę.
Ja nie osądzam Sansy - to co wtedy robiła, choć nas jako widzów wku*wiało i z pewnością niektórzy rwali włosy z głowy widząc jej głupotę i łatwowierność, było jednak psychologicznie wiarygodne i fabularnie logiczne. My jako widzowie, dorośli widzowie możemy mówić, że "ja bym tak nie zrobił/a, głupia Sansa". Ale w tym punkcie historii, z tymi bohaterami to było zagranie tip-top.
Ach, dawne czasy GoT, keidy bohaterowie zachowywali się zgodnie z logiką i swoim charakterem :)
Swoją drogą Arya ma wybiórczą pamięć, pamięta Sansę stojącą w pięknej sukni, ale już nie pamięta jak Sansa krzyczy, szlocha, miota się i jak mdleje. Jest to pokazane jeżeli dobrze pamiętam z perspektywy Aryi wynoszonej przez Yorena, więc musiała to widzieć.
I to też świadczy o zyebaniu postaci Aryi. Że zrobili z nią blogerko-szafiarkę, która z dekapitacji własnego ojca zapamiętała jak była ubrana jej siostra, nosz ku*wa.
Zgadzam się ze wszystkim, o to mi chodziło, że Sansa była dzieckiem, w dodatku aroganckim i z ambicjami, żeby zostać królową. Taką zapamiętała ją Arya, a list jej potwierdził, że Sansa była po stronie Lannisterów (stąd mój post, że Arya nie do końca się myliła, Sansa wtedy jeszcze chciała wyjść za Joffreya). Dopiero śmierć ojca otworzyła jej oczy.
Problem w tym, że minęło jakieś 5-6 lat i Sansa już dawno się zmieniła. Nie wiem, jaki jest sens wypominać jej coś z przeszłości. Zresztą ja uważam, że Sansa chce władzy i podoba jej się ta rola i nie ma w tym nic złego -- Sansa jest dziedziczką Winterfell, ma nazwisko, ale zaakceptowała, że wybrali Jona, i nie zdradzi go. Jedynie publicznie zakwestionuje :P
Chociaż w tym odcinku nie spodobało mi się też to, że Sansa uważa, że to ona wygrała "bitwę bękartów", już zapomniała o swoim błędzie, za który przepraszała Jona.
Mogła powiedzieć, że tylko dzięki niej odzyskali Winterfell, bo tylko ona chciała o nie walczyć, Jon był zmęczony, chciał to olać i wyjechać na wakacje.
Więc gdyby nie Sansa Arya nie miałaby dokąd wracać.
Tak, Sansa wtedy była dokładnie taka, była mega irytująca i o ile pamiętam była w permanentnym konflikcie z Aryą. I na takim etapie były, kiedy się rozstały.
Ale dokładnie tak jak piszesz - minęło dużo czasu od tego momentu i fakt, że Arya traktuje Sansę jak tę dziewczynkę, z którą się rozstała kilka lat temu świadczy o absurdalnym regresie jej postaci.
I niestety Sansa w jej obecności też wchodzi w buty kłótliwej siostruni co byłoby ciekawe w jakiejś sztuce Czechowa :) ale nie w GoT i nie w postaci Sansy - podobno Graczki, która powinna sobie radzić z takimi sytuacjami z palcem w nosie. Bo jak się przyjrzeć bliżej to to nie jest poważna sytuacja, nawet z sypiącą pogróżki Aryą. Sansa ma okazję pokazać się jako ta bardziej dojrzała, bardziej opanowana osoba, będąca ponad gimbusiarskie zachowania, nie dająca się w nie wplątać. Niestety co zrobiła, to dala się sprowadzić do gówniarskiego poziomu Aryi.
Obie siostry zachowują się, jakby rozstały się wczoraj, dalej siedzą przy stole z septą i obrzucają się jedzeniem.
W ogóle Arya i Sansa z pierwszych sezonów / książek były to po prostu wiarygodne psychologicznie dzieci po traumatycznych przejściach, w bardzo trudnym położeniu. Robiły, to co robiły ze strachu i instynktu przetrwania. Arya też specjalnie nie fikała w Harrenhall, położyła uszy po sobie żeby przetrwać, dopiero po przypadkowym poznaniu Jaquena mogła zacząć coś działać (btw, skoro ma takie pretensje do Sansy, to dlaczego sama nie podała Jaquenowi do zabicia 3 osób: Joeffreya, Cersei i Tywina? Wojna byłaby wygrana w trymiga)
A mała Mormontówna to jakiś serialowy twór dzieckopodobny. Jest śmieszna i urocza raz, może dwa, ale robienie z niej poważnej postaci i autorytetu na Północy.. Śmiech na sali. Myślę że dorośli lordowie z większym wojskiem (lyanna ma 50 żółnieży), szybko sprowadziliby smarkulę do parteru gdyby im pyskowała publicznie
A tutaj Sansa ma się przejmować opinią dziesięciolatki o jej liście.. Bo popsuje jej opinię w okolicznych przedszkolach.. :D Bo myślę, że dorośli lordzowie obśmialiby sprawę, po tym jak Sansa wytłumaczyła by im jak to było (tak jak piszesz). I poradziliby Mormontównie i Aryi żeby zajęły się czymś poważnym.
Sansa od drugiego do czwartego sezonu to moja ulubienica, szczerze jej dopingowałam. Tak samo lubiłam Aryę do czasów Braavos. Teraz obu szczerze nie znoszę.
Do tych momentów ich postaci były prowadzone logicznie, poprawnie, obie są tak bardzo różne, ale obie znalazły swój sposób na przetrwanie. Obie doświadczyły przemocy i obie znalazły swoje sposoby, żeby sobie z nią poradzić. Sansa u boku Joffa była na wyższym poziomie Gry, niż teraz, Arya była mądrzejsza u boku Ogara, niż teraz bezpieczna w WF.
Bardzo lubię Mormontównę, to takie fajoskie dziecko. Ale nawet szczera sympatia nie przesłania faktu, że to wciąż dzieciak, na dodatek prawie sprowadziła nieszczęście na swój ród i poddanych. Jej atutem jest to, że się nie pierniczy z gadaniem ludziom tego, co sobie myśli i jak rozumiem dla Sansy i Aryi to jest dowód na jakąś niesamowitą wyższość tej dziewczynki nad innymi. Co tylko świadczy o inteligencji Starkówien :)
Czy Arya rzeczywiście chce zabić Sanse? Jak by się z tego wytłumaczyła Jonowi, chyba jedynej osobie, na której jej zależy?
Póki co trzyma siostrę w szachu i bada na ile ta jest lojalna wobec brata. Poza tym naprawdę ucieszyła się na widok siostry.
Na pewno się ucieszyła, mimo wszystko jest w domu, jest jej rodzina. Ale znamienne jest, że już przy pierwszym spotkaniu wspomniała, jak bycie lejdi pasuje Sansie. I nie brzmiało to jak dawno nie widziani członkowie rodziny, którzy mówią sobie z entuzjazmem, ze super wyglądasz, ze coś tam coś tam co aktualnie robisz ci służy. To było bardziej na zasadzie "zauważyłam, jak wyglądasz i co to oznacza".