Taka myśl mnie naszła, że dla Westeros najlepszym rozwiązaniem by było, gdyby na żelaznym tronie zasiadł Tywin Lannister. Wiem, że teraz to po ptakach, bo już nie żyje, ale gdyby Tyrion go nie ustrzelił z kuszy, to wydaje mi się, że jego rządy byłyby najlepsze.
Był intrygantem i potrafił być okrutny, no ale to cecha wszystkich władców. Nawet Deneris posuwała się już do okrucieństw. Nigdy jednak nie zabijał nikogo dla przyjemności (jak Joffrey), ani jako osoba twardo stąpająca po ziemi nie dałby się raczej omotać jakiejś kapłance (jak Stannis). I przede wszystkim nie spaliłby na stosie własnego dziedzica, w końcu przedłużenie dynastii i potęga własnego rodu to były jego priorytety. Wprawdzie chciał zabić Tyriona, ale jego akurat uważał za "wypadek przy pracy", a nawet pomimo tego nigdy nie zamachnął się na jego życie, jeśli nie miał ku temu wyraźnej okazji, takiej jak oskarżenie o otrucie Jofreya. Nie wyobrażam sobie natomiast, aby dopuścił do śmierci Jaimiego czy Cersei. Biorąc więc pod uwagę jego inteligencję, wrodzone zdolności przywódcze, wpływy i fakt, że dopuszczał się masakr (takich jak chociażby Czerwone Wesele, w którym maczał palce) tylko wtedy, gdy dawały mu one wyraźne korzyści, to byłby chyba najlepszy królem z całego tego towarzystwa. A teraz gdy go nie ma, to Wróble za sprawą jego głupiej córeczki terroryzują stolicę, a wokół panuje ogólny rozpierdziel.
To, że Tywin przewyższał inteligencją i opanowaniem wszystkie inne postacie wiadomo nie od dziś. Byłby najlepszym możliwym królem, ale nie pociągała go korona i wołał rządzić z tylnego siedzenia.