Czy jest coś, co Was w "Pieśni Lodu i Ognia" denerwuje? Jakieś większe lub mniejsze szczegóły które nie są tak dobre jak mogłyby być?
Oczywiście Saga bardzo mi się podoba, jest niesamowita, choć trochę bardziej mnie wciskają w fotel książki niż serial.
Każde arcydzieło ma swoje wady. Na temat tego, co jest genialne w "Pieśni" napisano już wiele, myślę że ciekawie byłoby się zastanowić nad tym, co genialne nie jest.
Mnie irytują min
- przerysowanie niektórych postaci. Viserys czy Joff są chodzącą próżnością, Ned jest chodzącym honorem etc. na charakter człowieka składa się wiele cech, a nie jedna podniesiona do absurdu
- każda matka musi obowiązkowo mieć większy lub mniejszy obłęd na punkcie swoich dzieci i z powodu tego obłędu robić niemal same kretynizmy (Cat, Cersei, Lysa). Myślenie jest matkom w Westeros surowo wzbronione. Dlaczego?
- część wydarzeń dzieje się na zasadzie "zróbmy tak bo będzie fajniej i fabuła pójdzie naprzód". Dlaczego stary Mormont poprowadził Nocną Straż na rzeź? Dlaczego ser Rodrick zostawił bezbronnych Brana i Rickona w Winterfell podczas najazdu Żelaznych? Dlaczego Renly nie zmiażdżył Lannisterów gdy mógł to zrobić z łatwością? Przykłady można mnożyć i wiem że każdy ma jakieś niby-uzasadnienie, ale te uzasadnienia są trochę naciągane.
- momentami mam wrażenie że wszyscy w Westeros zajmują się zawodowo wojaczką lub rządzeniem, "zwyczajnym" życiem nie zajmuje się niemal nikt
- Danka ma włączony "god mode", co by babsztyl nie robił i tak zawsze musi na tym zyskać
Anything else?
a mi sie to podoba, owszem, to wymaga wiecej od czytelnika, ale przynajmniej jest ambitniejszą lekturą
a to, ze jest tyle watkow i POVow - ciezko byloby inaczej, przeciez mamy dwa kontynenty, gdzie na jednym 7 "krolestw" plus swiat za Murem, a na drugim pelno miast niewolniczych
jak to wszystko opisac i stworzyc spojny swiat nie tylko z tym co sie dzieje w terazniejszosci, ale na stulecia wstecz, całą spojną historie
Tak sobie myślałem czy Martin nie zrobił czegoś genialnego w swojej prostocie - zrobił kilka powieści naraz i każda ma innego bohatera, choć dzieją się w tym samym czasie. Np Ned miał swoją powieść która trwała krótko, ale się skończyła postać zginęła. I tak dalej. Ile każdy z bohaterów miał stron dla siebie? Coś ok 300 może? Prosty zabieg, bo gdyby skupiał się na 1 bohaterze to objętościową było by tyle samo stron, tylko nie było by to nic nowego. Z drugiej strony to zwykła ewolucja. W dawnych czasach wszakże na scenie występowało 3 aktorów, a ewolucja sprawiła że teraz jest ich więcej i grają kobiety. Martin tylko zmienił proporcje, oparł książkę na historii i to widać wystarczyło.
"W dawnych czasach wszakże na scenie występowało 3 aktorów, a ewolucja sprawiła że teraz jest ich więcej i grają kobiety. Martin tylko zmienił proporcje, oparł książkę na historii i to widać wystarczyło."
Napiszę Ci, że masz obsesję na punkcie historii u Martina albo samego Martina xd
Historii. Bardzo lubię historię, taka moja pasja mała. Żałuję że teraz nie mam tak czasu na wertowanie książek historycznych jak kiedyś, ale i tak od czasu do czasu coś czytam. Ale jakiś tam szacunek do Martina jest, odwalił kawał dobrej roboty. Historia jest bardzo ciekawa, tylko że nie każdy potrafi to opisać. Na lekcji są tylko suche fakty. Jak ktoś tego nie lubił, to zlewał to i tyle. A przecież historia to świetne postacie, wielkie wydarzenia, narodziny i śmierć, wynalazki, i wiele, wiele więcej.
ja mysle, ze gdyby przedstawic historie Polski czy Europy w stylu Martina, to uczniom by geby opadly, ile tam ciekawych rzeczy
Tu chodzi tylko o sztywny program nauczania. Obecnie historii jest coraz mniej w programie nauczania, co dobrze nie rokuje na przyszłość. Naród nie zainteresowany własną przeszłością marnie skończy. A same podręczniki to zwykle minimum wiedzy, a są historycy jak np Paweł Jasienica którzy potrafią pisać w bardzo ciekawy sposób. Każdy lubi średniowiecze ( lub duża cześć) bo za młodu większość chciała być rycerzami czy też księżniczkami. Oczywiście średniowiecze jak pokazuję Martin wcale nie jest różowe, ale fajnie jest zagłębiać się w taki świat. Stąd też moja miłość do gier RPG.
ja bardzo lubie tez starozytnosc, a RPG tez uwielbiam, chociaz wole, jak jest skrzyzowane z RTS
co do samej historii to program jest sztywny, owszem, i w ogole nastawiony na jakas pamieciowke, wiadomo, czlowiek na jakims tam poziomie powinien znac pewne daty, ale bez przesady, skoro w ciagu 5 sekund mozna sobei wszystko znalezc
na historii uczniowie powinni uczyc sie analitycznego myslenia, umiejetnosci oceny wydarzenia z roznych perspektyw, i przede wszystkim kojarzyc przyczyna-skutek, bo z tym duza czesc spoleczenstwa ma problemy
co widac m. in. tu na forum
swoja droga nie rozumiem jak mozna nie lubic historii, nie byc jej ciekawym i jeszcze kwekac, ze jest nudna
Właśnie przez program, poniekąd też nawał przedmiotów. Ja chodziłem do technikum( ironia ktoś z moimi zainteresowaniami w takim miejscu) ale i w liceach było raczej mało osób które historią się zajmowały. I nie mówię tu już o naprawdę hard kolesiach dla których historia to tylko kolejny przedmiot by zdobyć 6. Rozwaliła mnie sytuacja jak koleś po konkursie wyjął opasłą księgę i ją wartował. Ale widać było też że jego nauczyciel to kumaty gość. Ale ogólnie konkursy poza szkołą były lepsze. W ostatnim w jakim brałem udział dziwnym trafem uczniowie znali odpowiedzi na pytania w 1 fazach, ale nie znali odpowiedzi na elementarne pytania w ostatniej fazie, dogrywkowej. A były one banalne, i szczerze zacząłem się z tego śmiać bo jak można na pytanie o księdza podczas wojny polsko-bolszewickiej powiedzieć że był to Popiełuszko? Ale takie kwiatki wychodzą.
kwiatki to rozne wychodza, co zwlaszcza udowodnil program "matura to bzdura"
zreszta jakis czas temu widzialam sonde uliczna, gdzie ludzie nie wiedzieli, jaka jest stolica Niemiec
i tak jak piszesz, najwazniejszy jest kumaty nauczyciel, sa tacy z pasją, ktorzy naprawde potrafia wykonac dobra robote, nawet z tymi ramami programowymi, jakie są
Zaciekawiła mnie wasza dyskusja , aż miło sie czyta :) I tu moja prośba , mówiłeś o jakiś książkach w których jest ciekawie opisana Historia jakie byś polecił .
Wszystkie autorstwa Pawła Jasienicy. Tam jest tak najbardziej ciekawie opisana. Oprócz tego kroniki np Długosza, Kadłubka albo Pamiętniki Paska. Reszta encyklopedie i książki historyczne np Dzieje Polski wydawnictwa Demartu. Reszta do poszukania samemu, choć ciężko z tym. Większość to niestety fachowa literatura, pełna terminów, suchych faktów. Ale te co wymieniłem są bardzo fajne.
Zgodzę się co do Danki, dorzucił bym jeszcze Tyriona i Sama.
Irytuje mnie jeszcze rozwlekanie akcji w UdW i TzS.
Nie zgodzę się co do przerysowanych postaci, zdarzyły się w historii takie które są uważane za jednoznacznie złe jak i dobre, po za tym Ned i Viserys moim zdaniem nie są jednoznaczni, chociaż można dodać Nedowi przydomek dobry, a Viserysowi zły, na pewno pyszny.
Co do rozwiązań fabularnych niektóre też mnie irytują (jak choćby wyprawa Mormonta), ale i w rzeczywistości zdarzali się ludzie uznawani za mądrych i sprytnych, a popełniali (jak okazało się w przyszłości) głupie decyzje.
Wspomne tylko ze czesci 1-3 byly pisane wlasciwie jedna po drugiej. Dopiero przy Uczcie dla Wron autor zrobil sobie bodajze 5/6 letnia przerwe i to zdecydowanie wplynelo niekorzystnie na tempo akcji. Tak samo w przypadku ostatniej czesci.
Mozna przypuszczac ze im dluzsza przerwa pomiedzy kolejnymi tomami to Martinn chyba zapomina co napisal wczesniej, stad pewne gnioty fabularne albo dluzyzny.
z tym sie zgodze
oczywiscie uwielbiam całą sagę i w ogóle, ale pozniej niektore rozdzialy, glownie Dany, Gryfa, Quentyna i Victoriana mi sie dluzyly
ale nie marudze na to, bo jak juz ktos tam wyzej zauwazyl, ja rowniez uznaje, ze to wszystko jest potrzebne dla calej historii, a wiem, ze sa ludzie, ktorym sie te rozdzialy podobaja, wiec to po prostu rzecz gustu
Zgodzę się z tym, na długość pisania wpłynęło też to Martin podobno przepisał na nowo większość rozdziałów TzS.
Zresztą autor pisze po kilka razy ten sam rozdział i dopiero wybiera ten który najlepiej pasuje do całości.
Pośrednio na dłużyzny wpłynął też podział geograficzny wątków w UdW i TzS, co nie wyszło najlepiej tym książkom moim zdaniem.
Z Samem i Tyrionem masz racje, oni też mają "god mode". Z tym że u nich jest nieco inna sprawa niż u Danki, oni obaj są częściowymi alter ego samego autora, dlatego funkcjonują w powieści na odrobinę innych zasadach niż reszta. Do Sama zresztą Martin się gdzieś przyznał nawet wprost, że pisząc o nim miał na myśli siebie. Obaj bywają odrzuceni przez otoczenie z powodu swojego wyglądu, obaj mają problemy z ojcem, obaj są słabi fizycznie, niedocenieni lecz posiadają nietypowe talenty, obaj mają ogromne pokłady wewnętrznej siły. Jak się na nich spojrzeć bardzo uważnie, to można obejrzeć George'a Martina tak, jak on sam siebie widzi. Uważam, że to fajny smaczek.
Dodatkowo przypomniałam sobie drobiazg, w powieści stanowczo nadużywane jest pojęcie "tysiące mil" które nie zawsze pasuje do mapy, ale możliwe że jest to związane z tłumaczeniem z angielskiego. Coś mi świta że po angielsku "a thousands of miles" znaczy po prostu tyle, co po polsku "bardzo daleko" a nie konkretną miarę odległości oznaczającą +2000 mil.
No to dodam swoje trzy grosze. Logistyka i geografia leżą i kwiczą. Jest też kilka nielogiczności i urwanych wątków, ale z tymi akurat mogę żyć :)
Nie. Już kiedyś nawet zakładałem taki temat. Chodzi mi o:
Ostatnią wolę Starego Niedźwiedzia, który konając w rękach Samwell'a poprosił go aby ten przekazał jego synowi, że mu wybacza oraz aby przywdział czerń. Nie czepiam się dlatego, że tego nie zrobił, ale dlatego, że nie próbował. Mógł rozesłać listy do wolnych miast albo chociaż w swoich rozdziałach o tym pomyśleć. Inne osoby pisały, że pewnie Martin jakoś "przetnie" wątki tych postaci później, ale po trzecim sezonie, w którym scena ostatniej woli nie istnieje, szczerze w to wątpię.
Marin też dwuznacznie sugerował ciążę Jeyne Westerling w książce a ponownie serial odziera kolejną teorię czytelników.
I jeszcze jedna rzecz. Pozwól, że skopiuję ze starego tematu.
..."Na przykład turniej namiestnika (GoT). Walkę zbiorową wygrywa Thoros z Myr - wygrana 20,000 złotych smoków. Turniej łuczniczy wygrywa Anguy i otrzymuje 10,000 złotych smoków. Potem w Bractwie bez Chorągwi widzimy samych obdartusów, którym Gendry chce klepać popękane zbroje i miecze. Niestety bractwo nie ma mu jak zapłacić, ale Gendry dobry chłopak, altruista i tak do nich przystaje.
Więc, gdzie te pieniądze? Thoros przepił wszystko ? Była gdzieś wzmianka co się z nimi stało ? Wnioskując z opisów w książce 30 złotych smoków to dla zwykłego człowieka majątek. Chyba, że czerwony mnich i łucznik to skąpcy. Jeżeli ktoś czytał uważniej, mógłby mi to wytłumaczyć." ...
Ktoś mi odpisał, że chłopaki przepuścili wszystko. Pytam się jak ? Mieli 30 tyś. Złotych Smoków. W Westeros gdzie kompletny zestaw stalowej zbroi kosztował 4 Złote Smoki, wypasiony obiad z noclegiem dla paru osób kilka srebrnych jeleni (1 Złoty Smok - 210 Srebrnych Jeleni). 100 złotych smoków kosztowało tuzin beczek świetnego dornijskiego wina. Może je ukryli ? Nie wiem, nie było napisane. Ja traktuję to jako pewną nielogiczność.
(ooo, moje pytanie :D)
kurcze, o tej kasie jakis czas temu znalazlam fragment, ale myslalam, ze to juz stary temat :(
moze jeszcze kiedys mi wpadnie
No i wpadl mi ten fragment (pewnie od tego czasu i Tobie :)
Anguy po prostu przez jakis czas musial zyc na niezlym poziomie, a ze jego poziom to alkohol i dziwki, to inna sprawa :D w sensie po wygranej poziom mu wzrosl na tyle, ze mogl np. kąpać sie w dobrym winie razem z trzema najlepszymi dziwkami Littlefingera popijajac rownie dobry napitek ;)
- Skąd ten cholerny skurczybyk wziął tyle złota? - zapytał Cytryn Cytrynowy Płaszcz, chcąc rozproszyć napięcie.
Anguy wzruszył ramionami.
- Wygrał turniej namiestnika w Królewskiej Przystani. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Ja też zdobyłem tam niezły mająteczek, ale potem poznałem Dancy, Jayde i Alayayę. One mnie nauczyły, jak smakuje pieczony łabędź i jak się kąpać w winie z Arbor.
- Przesrałeś wszystko, prawda? - zapytał ze śmiechem Harwin.
- Nie wszystko. Kupiłem sobie te buty i ten piękny sztylet.
- Trzeba było kupić trochę ziemi i zrobić z jednej z tych dziewczyn od pieczonego łabędzia uczciwą kobietę - stwierdził Jack Szczęściarz. - Zbierać mnóstwo rzepy i płodzić mnóstwo synów.
- Wojowniku, broń! Miałbym zamienić złoto na rzepę? Cóż za marnotrawstwo!
Tak, znalazłem, ale i tak wątpliwe jest to, że w ten sposób by wszystko przepuścił w niecały rok. No, ale ja już na to przymykam oczy ;)
:) coz, chetnie przyjme porownywalna kwote i zrobie eksperyment na zasadzie Pogromców Mitów :D
ale przynajmniej Martn do tego nawiazal w przypadku lucznika, bo o Thorosie to nic nie znalazlam
Zwłaszcza, że Thoros miał na przewalenie dwa razy więcej. A wątpię, że wydałabyś te 130000000.00 € Aungy'ego tak szybko ;)
Z jednym się z Tobą nie zgodzę - nie każda matka w Westeros zachowuje się jak idiotka - chwalebne (?) wyjątki to Olenna Tyrell (o swoim synu - "lord Najeżka";-), Sybel Spicer (wiem, to wstrętna postać, lecz sprytu i wyrachowania odmówić jej nie można) i Genna Frey (de domo Lannister).
Oczywiście są to, niestety, postacie drugo- i trzecioplanowe (i żadna nie ma POV;-(
To prawda, lecz one wszystkie posiadają już dorosłe, odchowane dzieci. Reguła braku myślenia dotyczy matek "matkujących".
Nota bene Olenna Tyrell to kapitalna postać, szkoda że jej obecność nie była nieco większa..
Największe mankamenty dla mnie:
Renly zabity przez cień - no, jak rany, tego znieść nie mogłam - no bo z jednej strony autor biedzi się nad nadaniem swojej sadze pozorów 'realizmu' (i powiedzmy sobie, zwykle mu wychodzi), a z drugiej - mamy tu dość ważną postać wyeliminowaną przez... cień. Szast - prast - był pretendent do tronu i - nie ma pretendenta do tronu - czary- mary. I jeszcze sposób, w jaki zostało to wykonane - gdyby było to jedynie zasugerowane, a na przykład Renly znaleziony został martwy nad ranem z raną, żeby była jakaś wątpliwość, dwuznaczność - a tu nie - poległ od cienia.
Ucieczki Tyriona i Sansy - nieco w stylu płaszcza i szpady.
Lubię Sansę (jestem wyjątkiem) i UWIELBIAM Tyriona - ale, powiedzmy sobie szczerze - obydwie ich ucieczki z King's Landing są lekko przesadzone.
Jedno miałoby jeszcze szansę uciec - od biedy - ale oboje? W stosunkowo niewielkim odstępie czasu?
Znów - w pierwszej części autor biedził się nad realizmem - nieszczęsny Ned (lubiłam gościa) siedział sobie w lochu i pamiętam to napięcie - przeżyje czy nie? Z jednej strony miałam nadzieję, że wyżyje, ale z drugiej.... Z drugiej strony ostatnim razem podobny dreszcz emocji czułam, gdy jako nastolatka pożerałam namiętnie Królów przeklętych Druona, gdzie - podobnie jak w przypadku Neda - nic nie mogło ocalić od śmierci Eneguerranda de Marigny czy nieszczęsnego grubego hrabiego d'Harcourt.
I oto dochodzimy w części trzeciej do momentu, gdy zarówno Sansa jak i Tyrion zostają cudownie ocaleni i uciekają oboje nieco w stylu filmów ze Stuartem Grangerem.
Nie mówię, że to całkiem nierealne - takie historie się zdarzały (np. w XVIII w. żył sobie taki kawaler Wogan, o ile dobrze pamiętam i nie dość, że zwiał on z królewskiego więzienia, to jeszcze uciekał gdzieś z wnuczką Sobieskiego, która miała wyjść za mąż za któregoś tam Stuarta), ale, powiedzmy sobie szczerze - byłoby lepiej gdyby choć jedno z nich straciło głowę.
Inne mankamenty - niestety, w częściach czwartej i piątej jest ich o wiele, wiele więcej - mam wymienić pokrótce:
żółwie, żółwie, żółwie, Tyriona jazdy na świni, polityka i historia Volantis, Dany i Daario, Aegon, opisy posiłków, a nade wszystko cholerne clifhangery na zakończenie - w sumie piąta część skończyła się właśnie w chwili, w której zaczynała się robić interesująca.
Co do ucieczek Tyriona i Sansy to pozwole się nie zgodzić
Nie lubie takiego myślenia że coś się temu udało a było trudne więc komuś innemu już nie może się udać bo to nie rzeczywiste.
SPOILER
Najpierw sansa uciekła podczas ślubu kiedy właśnie utruto króla to jasne że nikt wtedy nie zwracał uwagi nią wszyscy byli wtrząśnieci panował chaos. Littlefinger świetnie to obmyślał.
A co do Tyriona to obmyślił go drugi mistrz intryg poszli tajemny mi przejściami o których nikt oprzucz niego nie wiedział. Więc nie mógł ich nikt znaleźć a jak już wyszli z czerwonej twierdzi to jeszcze nikt nie wiedział o jego ucieczce wtopili się w tłum i nikt ich ni9e zauważył dla mnie to nie jest nic dziwnego.
Powiedź co jest w tym nie realistyczne?
"(...)ale, powiedzmy sobie szczerze - byłoby lepiej gdyby choć jedno z nich straciło głowę."
?? co za bez sens to nie jest wyliczanka to GRA O TRON!!!
Dla mnie najsłabszą stroną sagi/serialu jest to, że autor opisując pewne wydarzenia bądź dialogi poszczególnych bohaterów buduje swego rodzaju napięcie; sprawia, że odbiorca zaczyna się zastanawiać: "a co będzie gdy" i nagle okazuje się, że w jednej chwili wszystkie plany zostają ot tak zniweczone.
Dla przykładu: (SPOILER)
-Khal Drogo miał zaatakować Westeros, co było o tyle ciekawe, że Dothraki mogły podbić np: Dorzecze, Wysogród, ziemie KP, Dorne, ale Północy od terenów Bliźniaków czy Żelazych Wysp na pewno by nie podbili. Taki Tywin Lannister też pewnie od by się nie poddał. I tu nagle umiera Khal, w wyniku odniesionych ran.
-Robb Stark chciał zaatakować Casterly Rock ale musiał zdążyć przed ewentualnym atakiem Tywina. Chyba każdy pomyślał: "teraz dopiero będzie jazda" a tu nagle zostaje zdradzony i wszystkie plany legły z gruzach.
Przeciez to własnie jest ciekawe i swietne w sadze, ze jak w zyciu, niczego nie mozesz byc pewien, mozesz sobie planowac do woli, a tu pac, niespodzianka :)
Tym bardziej, ze w obydwu Twoich przykladach nic nie stalo sie bez przyczyny.
Khal umiera z powodu tego, ze jego ludzie wlacznie z nim byli bandytami i mordercami, Owczarze mieli prawo sie zemscic za gwalty i bezczeszczenie swojej swiatyni (ze juz nie wspomne o tym, ze dosc kiepsko oceniam szanse Dohtrakow, jezeli chodzi o mozliwosc i szanse w ataku Westeros. Nie wiem, jakim cudem, nawet gdyby dotarli do brzegow Westeros, udaloby im sie wysiasc. A juz jak mieliby pokonac Wysogrod, Dorne czy dojsc do Dorzecza?)
Robb - przeciez to on zdradzil. Naprawde myslales, ze po jego zdradzie bedzie jazda? Tzn. taka jazda? Po tym jak Robb zdradzil, to odbiorca zaczyna sie zastanawiac, kiedy poniesie tego konsekwencje i czy uda sie mu przezyc.
Właśnie o tym mówię; Martin najpierw tworzy "otoczkę" wokół jakiegoś wydarzenia które najprawdopodobniej ma nastąpić (lęk Roberta przed najazdem Khala) a później ni stąd ni z owąd wszystko ustawia tak, że do owego wydarzenia wgl. nie dochodzi.
Odbiegając trochę od tematu, jak już słusznie zauważyłaś, największym problemem dla Drogo było by samo wylądowanie na ziemiach Westeros. Tylko teraz rodzi się pytanie: czy Martin celowo zrobił z króla Roberta taką "pipe" czy faktycznie Dothraki stanowiły aż takie zagrożenie. Bo jakby na to nie spojrzeć, rycerstwo Siedmiu Królestw stoi na wyższym poziomie niż Nieskalani którzy z kolei mogli pokonać wojska Dothraków. Wychodzi na to, że: Nieskalani > Dothraki > Rycerze > Nieskalani. Tworzy się błędne koło i brakuje tutaj logiki. Więc można wywnioskować, że Martin zrobił z Roberta tchórzliwego pijaka i nic więcej. Tym bardziej pojawia się niedosyt, gdyż możemy sobie jedynie gdybać co by się stało gdyby Drogo przeżył.
Tak samo sprawa wygląda z Robbem który niejednokrotnie pokonał wojska Lannisterów. Nie miałem na myśli tego że " po jego zdradzie bedzie jazda" tylko że jego plany wobec wojny zapowiadały się całkiem nieźle. I tu znowu autor musiał cos wtrącić: Robb spotyka kobietkę z którą się żeni jedocześnie łamiąc przysięgę przez co ginie i całe jego plany poszły w piach.
Robert nie bał się Dothraków, którzy pewnie nie byliby w stanie zdobyć żadnego dużego zamku. Bał się tego, że wracająca do Westeros, Dany może przeciągnąć na swoją stronę połowę władców Siedmiu Królestw.
To, że Martin nie daje zrealizować planów swoim postaciom, jest świetne. Nieprzewidywalne. Fabuła skręca w kierunkach, których w ogóle nie braliśmy pod uwagę. Czytałeś V tom? Tam to Jon ma dopiero genialny plan. A że chwile później następują komplikacje, to wcale nie znaczy, że czytelnik jest rozczarowany. Przeciwnie, robi się jeszcze ciekawiej.
Chacha, to jednak dodałabym do plusów sagi;)
Ja mam największy problem z POVami... moim zdaniem połowa z nich nie ma wiele interesującego do powiedzenia - ok, świetnie śledzi się losy zbuntowanej i dojrzewającej Aryi, Sansa po śmierci ojca też nabrała kolorów, Tyrion jest ok., ale jak widzę, że zbliża się rozdział Cat, to mam ochotę go pominąć, rozdziały Eddarda też z zasady były raczej nudne (może poza rozmowami z Varysem i królem)... Historia Brana rozkręca się dopiero w drugim tomie, jak sądzę (kończę dopiero pierwszy). Martin potrafi świetnie zarysować postaci poboczne - Varys, Littlefinger, The Hound, Rickon, król Robert i wiele, wiele innych, ale większość POVów (poza Aryą, Tyrionem i teraz chyba Sansą) wydaje mi się mimo wszystko miałkich. Już nie mówiąc o Cat, której po prostu nie mogę znieść od pierwszych kartek, sama praktycznie zaczęła całą wojnę, rozpoczęła bezmyślnym impulsem całe to piekło i nawet się nie zreflektowała i ani myśli siebie o to obwiniać.
Dla mnie jedyną wadą jest zbyt mała ilość efektów specjalnych , np. brak rozmachu w bitwach , za dużo dialogów za mało akcji.Oraz to , że między sezonami jest rok przerwy.
Mnie wkurza tlumaczenie, np. k.urwy, c.ipy itp. Nawet FW nie pozwala na to co w tym serialu powtarza sie co chwila.
Cóż... język jest również formą kreacji, skoro ludzie tak mówili i nadal zresztą mówią to po co oszukiwać i wkładać im w usta płatki róż... wszystko zależy od postaci, takiej np Sansie, Cat czy Brienne pewne słowa nie przeszłyby przez usta, ale co innego np. Bronn czy Ogar. Soczysty język po prostu dodaje pewnym postaciom wiarygodności, jest elementem życia, nie przypominam sobie, żeby pełnił funkcję przecinków, jak już to jest użyty zgodnie z przeznaczeniem
Zresztą.... ja tam już wolę 'cipę' niż książkową 'pi.zdę' pojawiającą się co chwila i rażącą moje oczy.... a FW cenzuruje, bo jest również i dla nieletnich użytkowników, więc raczej nie ma wyboru
Mi się tam język bardzo podobał, oddawał brutalność świata przedstawionego.
Gdyby go zbytnio ugrzecznili to by... popsuli.
Ja ogólnie lubię ostro przyprawione dania, dla mnie sceny seksu czy przemocy mogłyby być nawet ostrzejsze, bardziej wierne sadze książkowej. Chociaż rozumiem względy ekonomiczne które sprawiły że takie nie są.
Nie wzgledy ekonomiczne tylko zwykle cenzura ;] Amerykanska tv jest baaardzo purytanska i kazda scena musi przejsc przez sito tamtejszej strozow moralnosci. Sceny w serialowym GoT i tak sa wg mnie dosc mocne, z drugiej strony nie mogli zrobic z keranizacji serialu Gore bo puszczaliby go po polnocy. HBO zalezy na jak najwiekszej widowni, a nie na tym zeby serial byl na liscie zakazanych produkcji
Jedno się przecież wiąże z drugim. Serial musi przejść przez sito cenzury ze względów ekonomicznych, żeby widownia była jak najszersza. I niestety, na tym trochę traci.