Niestety ale siódmy sezon zaskoczył mnie negatywnie i w mojej opinii był najgorszy ze wszystkich. Pierwsze cztery sezony były niesamowite, zaskakiwały nas, nie były skupione na trzech bohaterach itp. Piąty i szósty sezon zaczęły Grę o tron zmieniać, zamiast intryg coraz wiecej widowiska, głównych postaci coraz mniej, a one nas przestają zaskakiwać, ale pomimo całego hejtu te dwa sezony też mi się jeszcze spodobały. Natomiast sezon siódmy... jak w tytule - zagubiona tożsamość. Akcja może i jest, efekty może i są, ale gdzie główna dewiza gry o tron "cycki i smoki"? Twórcy z każdym sezonem coraz bardziej olewają tą serię, losy bohaterów, dialogi i reszta wydają się coraz dziwniejsze, ale zerwanie z główną dewizą gry o tron i zrobienie sezonu praktycznie bez cycków to przesada. Zastanawiam się nad tym, czy ósmego sezonu w ogóle nie obejrzeć, bo znając życie Dedeki jeszcze bardziej oleją sprawę...
"zerwanie z główną dewizą gry o tron i zrobienie sezonu praktycznie bez cycków to przesada".
Jeśli oglądałeś ten serial dla cycków to gratuluję. xD
Tego nie powiedziałem, po prostu każdy serial z czegoś słynie, w moim ulubionym Breaking Bad są elemnty psychologii, wiele emocji itp. A Gra o tron to dla wielu po prostu cycki i smoki, więc według mnie zrezygnowanie z najsłynniejszej rzeczy w serialu, który i tak spartolił dzieło Martina, jest po prostu hańbą.
Cycki to były w Spartakusie. W Grze o tron to zajmowały jakieś 5% czasu antenowego, licząc wszystkie sezony. Z resztą miałeś cycki - Missandei w drugim odcinku.
Nie, Gra o tron to przede wszystkim polityczne gierki (przynajmniej do 4/5 sezonu) i z tego miała słynąć. Teraz z kolei ma słynąć z rozmachu i bitew. Cycki to tylko dodatek jako, że w powieściach też tego nie brakowało. Ale, że D&D przestali się wzorować na książkach przez opieszałość Martina to i cycków zabrakło bo widocznie uznali, że im to wcale niepotrzebne do szczęścia.
Były jakieś cycki (Cersei, Missandei, goła Daenerys), ale jestem kobietą i się nie przyglądałam aż tak. Dla mnie za dużo zombie, bitew i rozmachu, wolę intrygi i dobre dialogi w zamkowym zaciszu.
Generalnie do tego kiedyś musiało dojść, bo cała saga zmierza do ostatecznej walki ludzi z umarłymi, a intrygami w zamku tej wojny sie nie wygra :P
Mam nadzieję, że potraktowaliście mój komentarz z przymróżeniem oka :D Chyba widać że robię sobie jaja ;)
*przymrużeniem
Tak na przyszłość ;)
(Nie poprawiam Cię ze złośliwości, pozdro :))
Hahah ale idiota ze mnie :D Oczywiście dzięki za poprawkę, bo w końcu muszę się nauczyć pisać, jak matura za 8 miesięcy :D
Aa no to w sumie na dobre wyszło, że Cię poprawiłam.
Ja na szczęście mam już to za sobą ;). Nie martw się, matura to bzdura :D
Ludzie bez matury też żyją ;). I to niekiedy na lepszym poziomie od tych, co są po magisterce itp ;). Także się nie martw na zapas. Ja miałam jedną poprawkę. Punktu mi zabrakło. Ale za to w sierpniu dałam czadu i o wiele lepszy wynik :). Powodzenia :)
Dzięki ;) Też bym chciał wszystko zdać, bo bez matury żyć się da, ale w moim przypadku oznacza to jednak dość słabe perspektywy...
No jednak ten papier może się przydać. Daj znać za rok czy zdałeś. Będę trzymać kciuki SerialowyEkspercie :D
Popracuj nad pozytywną motywacją.
Za moich czasów (a było to dawno temu) profesor od rosyjskiego przez cały rok katował nas docinkami "panowie do armii, panie do kwiaciarni", jako perspektywą oblania matury. A mimo to zdali wszyscy.
Ja nie uczyłem się w ogóle do matury.
Zdałem wszystko na bardzo dobre oceny.
Studia też specjalnie trudno nie jest ukończyć zważywszy,
że większość mego czasu pochłaniały inne rzeczy niż nauka tego
co musiałem zdawać, a jednocześnie studiowałem dwa kierunki.
Zresztą z tego co zauważyłem po otoczeniu z uczelni to w Polsce nawet matołki są w stanie zdobyć wyższe wykształcenie. Niewiele jest uczelni i kierunków o wysokim statusie w naszym kraju.
Sądzę, że obecnie w Polsce ukończenie studiów jest na równym poziomie jak ukończenie szkoły średniej w latach 70'. Takie są fakty.
Prawie każdy obecnie jak przyłożyłby się ukończy studia.
Kiedyś to było niemożliwe, bo była różnica poziomu nie do przeskoczenia. Bardzo duży procent ludzi nie dałoby rady.
Poziom się obniżył, bo chodzi głównie o kasę.
Lepiej nie doradzaj, żeby się nie uczył. Doświadczenia własne są nieistotne.
Poza tym sama nauka, to nie wszystko. Egzaminy trzeba umieć zdawać, zwłaszcza ustne, a szkoła rzadko do tego przygotowuje i delikwenci często potrafią się spalić, pomimo sumiennej nauki. A teraz mają ponoć przywrócić egzaminy wstępne (pewnie w ramach dogłębnego przekreślania poprzedniej reformy). Może jeszcze wróci zmora moich czasów, czyli punkty za pochodzenie, wolny wstęp dla "prymusów", czy miejsca rektorskie (czekające na telefon od "pleców" przyszłego studenta). Gdy zdawałem na studia, nie tylko było na wejściu 4 kandydatów na jedno miejsce, ale też mogło się okazać po uwzględnieniu w/w przypadków, że jest już ich 5-ciu.
Dokładnie tak. To że niektórzy mają wrodzony talent do zapamiętywania i nie muszą się uczyć jest naprawdę fajną sprawą. Ale są ludzie, którzy muszą ciężko pracować na sukces. innym lepiej idzie matematyka, jeszcze innym język polski. :P
Niestety cofnięcie reformy gimnazjalnej może niektórym pogorszyć szanse na zdobycie dobrego wykształcenia. Podstawówki mają bardzo zróżnicowany poziom nauczania, ponadto na motywację do nauki bardzo duży wpływ ma środowisko rodzinne i koleżeńskie ucznia. Wg badań socjologicznych są w Polsce rejony, gdzie młodzież zna mało pracujących mężczyzn w wieku produkcyjnym, bo albo są rencistami (inna sprawa jak stracili zdrowie), albo bezrobotnymi. Po co więc tracić czas na naukę, skoro pójdzie się na zasiłek? Obowiązkowe gimnazja miały poziom nauczania i motywację podnieść, dając uczniom czas na nadrobienie ewentualnych zaległości i szansę na dostanie się do liceum. Licea nie są obowiązkowe i mogą wymagać podejścia do egzaminów wstępnych. Są wśród liceów renomowane, z których poziom zdawalności na studia dzienne na uczelniach państwowych sięgał w czasach egzaminów wstępnych 80% (a mają powrócić). Tak więc piątkowy uczeń po nowej 8-mio letniej podstawówce może bardzo się zdziwić. Pójdzie do gorszego liceum, bo tylko ono go przyjmie, a potem ewentualne płatne studia w "Wyższej Szkole" w baraku, której dyplom przy ubieganiu się o pracę wzbudzi wesołość. A wszystko to dlatego, że rzekomo rodzice widzą w egzaminie gimnazjalnym wielki stres dla swoich pociech, a dobrotliwa władza ich słucha.
Są kraje, gdzie system oświaty jest taki, jak dotąd w Polsce. Jednym z nich jest Belgia, gdzie po odpowiedniku gimnazjum jest test kompetencji i skierowanie do odpowiadającej im szkoły. To dopiero może być stresem. Znam dziewczynę, której rodzicom po tym teście doradzono wysłanie jej do fryzjerskiej szkoły zawodowej. Ale jej aspiracje były większe i jest obecnie doktorem nauk przyrodniczych.