SGA bardzo rozczarowuje.
SG1 był naprawdę przyzwoitym serialem, z trudem można było się do czegokolwiek przyczepić. SGU ciut gorszy, ale w miarę trzymał poziom i nadrabiał cyckami Julii Benson. A Atlantyda jest po prostu dziecinna, bliżej jej do fantasy, np. Wojowniczej Księżniczki Xeny niż SG1.
Niskobudżetowy serial, który żeruje na Gwiezdnych Wrotach, słabsi aktorzy, słabsza fabuła, beznadziejna sceneria, charakteryzacja i efekty.
Zresztą wystarczy porównać kostiumy Widm z Goaul'd, na pierwszy rzut oka widać że jest Atlantyda jest dwa poziomy niżej.
Byłoby to do zniesienia, ale serial ma zero klimatu pierwowzoru, żadnego napięcia i nie sili się nawet na powagę. W SG1 podczas otwierania wrót w podziemnej bazie była bariera, działka i tuzin zestresowanych żołnierzy gotowych do stawienia oporu, system autodestrukcji uruchamiany zawsze w przypadku zagrożenia inwazją. Wszystko było przemyślane, czuć było rzeczywistą grozę i niebezpieczenstwo. Można byłoby uwierzyć, że taka brama naprawdę znajduje się gdzieś na Ziemi.
W SGA przy wrotach czasem stoi 4 leszczy trzymających od niechcenia pistoleciki, bez stresu.
Wrota to w zasadzie zbędny dodatek SGA, można by je z łatwością usunąć ze fabuły i nic by się nie zmieniło, scenarzyści by się pewnie jeszcze ucieszyli.
Pozwolę sobie się nie zgodzić, ale jako fan serii mogę być nieobiektywny. Fakt, że SGA idzie w nieco lżejszą formułę, ale bez przesady SG1 też przecież nie miało ambicji "paradokumentalnych". Aktorzy w większości wypadków dali radę, choć nie byli takimi rutyniarzami jak RDA czy DSD. Sceneria to większości wypadków ta sama wyspa pod Vancouverem, choć faktycznie częściej biegają po lesie niż w SG1. Efekty w większości wypadków porównywalne, a charakteryzacja Widm w niczym nie ustępuję tej Goaul'dzkiej. Jest po prostu inna, tak jak inne są Widma w stosunku do Goaul'dów. Tu także na Wrotach jest bariera, tyle że energetyczna, więc jej po prostu nie widać, a system autodestrukcji też jest wbrew pozorom całkiem często w użyciu, tyle że jest włączany tylko w razie absolutnej konieczności, bo te Wrota są jedynymi prowadzącymi z Pegaza na Ziemię i zniszczenie ich może nastąpić jedynie w przypadku gdy ostatni obrońcy nie będą już mieli żadnego wyjścia. Co do leszczy przy Wrotach - przy sile ognia P90 czterech zupełnie wystarczy. Poza tym nie zapominajmy, że przez 4 z 5 serii dowódcami ekspedycji byli cywile preferujący raczej "miękką siłę Ameryki", gdy w SG1 przez większość czasu programowi szefowali wojskowi z gen. Hammondem na czele, będący zwolennikami używania żelaznej pięści, zwłaszcza w sytuacji, gdy toczyli wojnę na progu Ziemi w jasno zdenifiowanej sytuacji geopolitycznej. W SGA nasi dopiero szukają sojuszników/partnerów handlowych i nie chcą ich na dzień dobry straszyć bronią, bo się można naciąć. A Wrót się nie da wyciąć - na tym polega clou tej serii.
Jesteś bardzo nieobiektywny. W sf i ogólnie fantastyce można (i należy) wybaczyć różne drobne błędy czyniące opowieść mniej realistyczną. Ale w serialu pojawia się wiele GIGANTYCZNYCH niedociągnięć. Zacznijmy od języka - czemu na wszyscy mieszkańcy galaktyki Pegaza mówią we współczesnym angielskim? Ja rozumiem, że to ułatwia prowadzenie fabuły, ale bez przesady... W zasadzie to możemy zastanowić się, czemu Pradawni mówią we współczesnym angielskim, ale zarazem używają innego alfabetu (i chyba języka też). Chodzi mi o odcinek, gdzie dr Weir z alternatywnej rzeczywistości spotyka pradawnych sprzed 100 tys lat.
Pamiętam jeszcze "kwiatek", gdzie super technologia pradawnych - "skoczek" - została zestrzelona przez prymitywną armatę. Ja wo więc widzę tak: jeśli skoczek jest atakowany laserami i pociskami poruszającymi się z prędkościami bliskimi prędkości światła może robić uniki, zwroty i ogólnie rozwalić i wykryć statki widm. Ale nie jest w stanie wykryć i uniknąć armaty.
Do tego dochodzi całkowicie irracjonalna polityk widm w sprawie konsumpcji ludzi - zamiast utrzymywać populację każdej planet na poziomie kilkunastu milionów (za mało by rozwinąć technologię umożliwiającą oparcie się widmom, ale dość by się szybko zregenerować) co kilkaset lat niszczą doszczętni wszystkich. Nie mówiąc o tym, że wydajniej byłoby ich hodować.
Takich błędów jest naprawdę dużo. Nie są straszne, serial dalej się dobrze ogląda, a historia jest prawie spójna. Jednak widz nie powinien odnosić wrażenia, że scenarzyści idą na skróty i celowo tworzą niespójny świat.
Przecież zaznaczyłem, że ten serial nie ma ambicji "paradokumentalnych", i zgadzam się, że występują tam niedociągnięcia. Cóż, tej akcji z językiem nie da się przeskoczyć, bo serial robią Kanadyjczycy i Amerykanie, a uczenie aktorów języków wymyślonych lub wymarłych tak wydłużyłoby producję, że serial po prostu by nie powstał. Można nająć np. Afrykanera mówiącego w africaans, ale to też ma krótkie nóżki. Pamiętam zresztą jak Kawalerowicz opowiadał, że jakiś wybitny reżyser z tzw. Zachodu gratulował mu realizmu w "Faraonie", bo według owego Polacy nakręcili film po staroegipsku i podpisali po angielsku. Facet był autentycznie zachwycony. To akurat trzeba przyjąć do wiadomości i się nie przejmować. Fakt, że zestrzelenie skoczka armatą ze średniowiecza trąciło absurdem, nawet jeżeli przyjmiemy, że leciał wolno, nisko i bez tarczy, a pilot był zajęty podejściem do Wrót, to szansa na trafienie i to trafienie w czułe miejsce, np. gondolę silnikową, jest astronomicznie mała. Co do polityki Widm, to społeczeństwo to wciąż pozostało zagadkowe i scenarzyści przedstawili nam tylko kilka aspektów jego funkcjonowania, a i to bardzo wyrywkowo, więc trudno oceniać, co jest, a co nie jest irracjonalne. To, że polityka poszczególnych klanów Widm bywa różna doskonale widać właśnie w tym odcinku z wyspą skazańców i zestrzelonym skoczkiem.