Absolutnie nędznie, wprost na odwal się, skomponowane zakończenie serialu. Ale przed zakończeniem całkiem szeroko rozwija się kilka wątków i one również są poniekąd potraktowane po macoszemu.
Gdyby nie niewątpliwa przyjemność z przypatrywania się głównej bohaterce, znacznie łatwo byłoby mi potraktować czas spędzony przy serialu za stracony. Mocno mnie nużył aspekt jej lesbijskiego romansu. Być może dlatego że, dla odmiany, jej wybranka nie wydawała mi się ani ładna ani intrygująca. Ale że stanowiła niejako trzon fabuły, jestem w stanie to tolerować. Choć szkoda, że postaci nie wygenerowano tak, by i mnie wydała się choć trochę frapująca.
Zwłaszcza, że na jej rozwinięcie poświęcono sporo czasu. Mam wrażenie, że kosztem np. jej byłego partnera i zaborczej matki. Obie te osoby wydają mi się bardzo miałko potraktowane i jawią się po prostu jako elementy tła narracyjnego. Nota bene, koncept jakiejś komuny z udziałem Rebeki dawał niewyobrażalne pole do rozwinięcia fabuły. A i przecież ona sama mogła mieć jakieś skłonności mocno gmatwające ten jakże prosty schemat matka-córka. Podobnie szerokie pole widzę pośród superwizjujących się terapeutów. Tu też mam poczucie mocnej redukcji.
Wątek z Allison, jakkolwiek jeden z dłuższych, nudził mnie niepomiernie (bardziej niż lesby!). I mam wrażenie, że było tam sporo elementów zarysowanych i porzuconych. Ot, chociażby znajomość jej partnera z panią Sindey czy jej zainteresowanie kasetami.
Wydaje mi się, że w filmie dobrze poprowadzono wątki rodzinne. Michael ma pracę, kamratów, nieomal nawet kochankę. I z żoną i z Alexis rozmawia i spędza czas w dość atrakcyjny sposób. No i są też szorstkie relacje międzymamine, a do tego córeczka z deficytem kobiecości. Szkoda, że sama psychoterapia de facto się nie odbywa. Widzimy raczej jakieś strzępy rozmów, które mają ją pozorować.
Mam wrażenie, że serial o ślicznej psychoterapeutce, jej rodzinie i klientach to absolutny samograj. Po prostu musi być ciekawy (no OK, można go zrobić w stylu pań psycholożek wypowiadających się w telewizji i byłoby tragicznie), a do tego możemy płynnie dodawać i ujmować wątki, pogłębiać je, przerzucać uwagę na dowolne fragmenty i wszystko będzie się zgrywało.
Można przyjąć, że krytyka jest nieuzasadniona, bowiem planowano drugi sezon. Ale to oczywiście absurdalne rozumowanie, bo skoro ogłoszono, że ten nie powstanie, to ocenie podlega to z czym mamy do czynienia, jako zamknięta całość. A w końcówce niestety co najwyżej historia Claire i Rebeki względnie się domknęła. Cała reszta jest nie tylko dziwacznie rozgrzebana, co jeszcze pojawiają nam się zupełnie nowe problemy, które pozostają oczywiście nierozwikłane. Takiej sytuacji zupełnie nie da się oceniać pozytywnie.
Dziwaczne, że już przed metą pojawia się jakaś Melissa, naszyjnik i zagadnienie spalenia mieszkania, matka Jean zdaje się dostrzegać jakieś symptomy kryzysów sprzed lat, a sama Jean zostawia jej zdjęcie w pospiesznie opuszczanym mieszkaniu i niejako prowadzi do własnej dekonspiracji przed kochanicą.