Serial genialny, jestem świeżo po. Realizm najwyższej próby chociaż męczy mnie kilka rzeczy:
1) Prezydent. Jak można na tak wysokim szczeblu być tak naiwnym politykiem. Miał dowody w rękach, wiedział, że Frank bawi się za jego plecami (back-channeling) i doskonale wiedział o walce z Tuskiem i układzie z Fengiem (most). Mimo tego po przeczytaniu słodkiego pierdzenia Franka zmiękło mu serduszko i kazał odwołać pardon. Mógł chociaż sprawdzić jakie karty ma Tusk, dowiedziałby się o spotkaniu i misterny plan szlag by trafił.
2) Świeża decyzja prezydenta Underwood'a przypomina mi fragment z książki Sapkowskiego w której to wiedźmin podsumowuje moralność króla Foltesta frazą "szczać na podpisy i pieczęcie na dokumentach". Rozumiem, że Frankowi potrzebna była wygrana bitwa, ale mam skrytą nadzieję, że ten wątek wniesie w jego życie trochę smrodu.
3) Całkowicie niepotrzebna orgia z Meechumem. Oraz płacząca na schodach Clair. Mogli ją prowadzić w kierunku zimnej psychopatki.
Ja jestem na 1 odcinku ale już jestem rozczarowany. I widzę, że Frankie został prezydentem, hmm, teraz to jestem jeszcze bardziej rozczarowany.
Ale o czym chciałem napisać.
Po pierwsze, w 1 sezonie budowane było napięcie i postać Underwooda w jednakowym stopniu, zabójstwo Russo było takim zwieńczeniem i utwierdzeniem kim i do czego zdolny jest nasz bohater, ale teraz? Ledwo się zaczęło ten już swoją zabawkę 'zlikwidował' w jakiś taki komiczny dość sposób, naiwny jak jasna cholera. No i ta jego babka od dronów... Ja rozumiem, że to aktualny temat i tak dalej, ale czuje, że bardziej na siłę argumentacji jej przydatności zrobić się nie dało. W stylu 'bądźmy cool and trendy, to taki gorący temat'.
Jestem rozczarowany fest i się zastanawiam czy dać temu serialowi jeszcze szansę...
Zgadzam się w pełni z powyższymi postami, również jestem rozczarowany drugim sezonem i durnotą jaką kreują u wszystkich poza Frankiem i Claire...
Jak ktoś napisał w innym temacie: "w następnym sezonie Frank wyruszy na podbój kosmosu". Pewnie obali obcą cywilizację sprytnymi listami ;p.
Pierwszym sezonem byłem zachwycony, ale teraz poczułem jakby mi ktoś cisnął totalne bajki i liczył, że mnie tym przekona...
Gra aktorska świetna, pomysł bardzo dobry, zdjęcia i klimat również, ale najbardziej odstrasza mnie zawsze brak zachowania realizmu na rozsądnym poziomie...
Widzę, że płacz nowej First Lady nie tylko mnie rozczarował... A tuż przed tą sceną pomyślałam sobie, że chyba nigdy na ekranie nie miałam do czynienia z tak opanowanymi i zimnymi ludźmi :D
A nie sądzicie że HoC byłby sztuczny przez właśnie to zdehumanizowanie większości ludzi? W większości filmów/seriali jest właśnie na odwrót - nadmiar tych płaczliwych wzruszających scenek, ale tutaj przesadzili w drugi sposób i właśnie ten płacz moim zdaniem naprawił trochę to niedociągnięcie. Tak samo postać Jackie czy Douga.