Dopiero zaczynam s02, a już na początku mamy kolejne morderstwo w wykonaniu Franka. Uważam, że akurat te motywy zbrodni są zupełnie niepotrzebne. Odrealniają serial, stawiają głównego bohatera w zbyt jednoznacznym świetle, ale może o to właśnie chodzi.
Poza tym z jego żony czynią niemal Lady Makbet. Zastanawiam się czy kiedyś zobaczymy jak odnosi się do tych zbrodni wprost, dotąd mieliśmy jedynie luźne sceny świadczące o tym, że jest świadoma czynów męża. Raz miała ten sen z dzieciakami kongresmana, co było chyba jedynym ludzkim odruchem w jej wykonaniu, ale chwilowym. Zastanawiam się jak dalece cel uświęca środki w jej wykonaniu.
Underwoodowie to ciekawy przykład małżeństwa i partnerów zbrodni jednocześnie...
Dodam tylko, że biorąc pod uwagę znaną już mieszankę naiwności, zależności i osobliwej skłonności do Franka nie wróżę długiego życia Jego ochroniarzowi, który tak jak pozostali może wkrótce stać się zbyt bogatym w wiedzę balastem. Wydaje się być dobrym kandydatem do bycia następnym w kolejce (oczywiście poza gościem z Heralda)...