PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=620036}

House of Cards

2013 - 2018
8,3 180 tys. ocen
8,3 10 1 179988
8,2 47 krytyków
House of Cards
powrót do forum serialu House of Cards

Tak, zobaczyłem sezon w dwa dni.

Właściwie cała konstrukcja serialu zmierza do jednego, tworzy się faktycznie jeden wielki domek z kart, który w końcu musi paść, ale jednak nie tym razem i znów czekamy na kolejny sezon.

Tylko, że jak tak patrzyłem na cały sezon niemal ciurkiem, to się wkurzałem. Ok cenię ten serial za obraz politycznej sceny USA (którą się interesuję) chociaż jest fikcją. Tylko pewne momenty są nużące i serial staje się coraz bardziej przewidywalny.
To co mnie wkurza to takie komplikowanie rzeczy kompletnie banalnych. Oh Claire się sfochała, bo jakiś pisarz (który stał się sławny tylko dlatego, że opisał swoje perypetie bycia męską prostytutką) wprowadził ją półsłówkami w wątpliwość. Ona oczywiście bez żadnych słówek rzuca wszystko, knuje coś wielkiego i wraca do matki. A tam? oczywiście znów milczenie, udawanie jakiejś mega tajemniczej relacji, w której mało kto coś mówi, a jak mówi to w sumie i tak jest to nudne "a bo Ty...". No i w końcu walka się toczy, dochodzi do twista. Mamy zamach na Franka, po którym jak się budzi to wszystko jest jasne i znów bez większych komentarzy jest zgoda :D No ale tajemniczość i bycie wysokopoziomowym człowiekiem trzeba kreować. No i to wraca męsko-prostytutko-pisarz, który znów bawi się w psychiatrę i odkrywa coś czego oni nie wiedzą, ale on wie, więc on im to pokazuje. Po czym rozbawia matke Claire, z którą ta ma problem, by potem potrzymać ją za ręką gdy córka doprowadza do eutanazji swojej matki trzymając się przy tym za rączki.
Ale to nic, bo przecież w tym wszystkim trzeba się ze sobą przespać, tak? Ciało matki jeszcze ciepłe, ale oni piętro wyżej już bara-bara. No błagam...

No i potem walka, małe twisty, większe twisty, ale w sumie możemy z góry przewidzieć, że będzie to tak wyglądało. W międzyczasie oczywiście kolejne przemówienia, długo pisane i dopracowane patetyczne ogólnikowe słówka ( i te najazdy na wyborców, którzy przytakują z wyrozumiałością ehh), po czym wielkie brawa. Najbardziej rozśmieszyła mnie konwencja demokratów. Najpierw wszyscy za Durant, buczą na Underwoodów, ale po chwili biją brawa bez opamiętania dla Claire...

Liczyłem jednak, że skończą fabułę na 4 sezonie wielką rozsypką domku z kart, oni jednak nadal próbują misternie to budować. Sądzę, że nie potrzebnie, bo ta fabuła naprawdę nie może iść logicznie do przodu. Frank i Claire nie wygrali jeszcze wyborów, mają 3 tygodnie na zmasakrowanie filmowego ISIS, wprowadzając wojnę totalną i defacto stan wojenny. To można zmieścić w jednym odcinku i myślę, że widz nie chce więcej. Albo spektakularna porażka, i samobójstwo, albo pełnia władzy.

Ja wiem, że to ma pokazywać, że oni są zepsuci i tak dalej, tylko w to wszystko naprawdę można wprowadzać elementy realizmu. Bo z jednej strony panikują przed polityczną poprawnością, z drugiej kolejne kompromitacje, a oni "a dokręćmy terrorem i straszeniem bo to co mówią to tylko słowa" i wszystko się rozwiązuje. Ale gdyby przypadkiem nie podali jakiemuś czarnemu/gejowi/feministce ręki to by od razu musieli porzucić kampanię. To taki banalizm, że nie wiem czy oni robią karykaturę politycznej poprawności czy sami stoją na jej czele, raczej obstawiam za tym drugim...

I tak zobaczę kolejny sezon. Nie dlatego, że uważam, iż jest to genialny serial. Po prostu intryguje mnie to jak to się wszystko zakończy, tak już mam (to tak jakby ktoś pisał "to po co oglądasz?" ;) ).