Wpadł mi w ucho kawałek z końcówki tegoż odcinka, która swoją drogą wywarła na mnie b
mocne wrażenie, między innymi za jego właśnie sprawą. Oglądając ją miałem przede wszystkim
poczucie głębokiego dramatyzmu, jeżeli wziąć pod uwagę kontekst nieuchronnej tragedii, jaka
czeka Underwooda (i Claire) w następnym sezonie i tego, jak musi(ała - to już wiemy po
następnych odcinkach, ale czuł to chyba w tym momencie już każdy) się skończyć historia Rachel
i Lisy. Z jednej strony rozpaczliwe uczucie spisanych na straty kobiet, z drugiej bardzo ciężkie w
odbiorze (miałem absolutne przeciwieństwo odczucia "swojskości" i to bynajmniej nie z powodu
konstelacji naszego trójkąta; nie mam absolutnie nic przeciwko) zachowanie naszej chłodnej
pary, taka wręcz nieludzka k o n t r o l a tego co się wokół nich dzieje. Zupełnie "inny poziom"
relacji. Niespotykana siła i zaufanie, aż ciężkie do zrozumienia dla przeciętnego widza, mam
wrażenie.
No dobra troszkę farmazonów zasunąłem, to teraz pytanie za 10 pkt: wie ktoś jak się nazywa ten
utwór?