oglądam ten serialo od paru lat i czy tylko mnie irytuje ciągłe wracanie do wątku Teda i Robin? Już na siłe szukają powodów, dlaczego oni nie mieliby być razem. Nic się nie dzieje przez 8 sezon oprócz tych oświadczyn i nagle w 24 odcinku uświadamia sobie że kocha dalej Robin. Jak dla mnie to już jest nudne...
To prawda, też nie mogę zrozumieć tego nagłego ich zejścia i próby ukazania przez scenarzystów, jak idealną parę tworzą. Jeszcze 3 sezony wcześniej byli w związku cholernie nieszczęśliwy, cały czas się kłócili i po prostu nie grało im bycie ze sobą razem, a tu nagle taka odmiana, w sumie bez żadnego powodu. Już nie wspomnę o tych wszystkich fochach Robin, że Barney jest taki straszny i jak tu ona może mu ufać, a sama o bezpłodności to milczy jak zaklęta.
Masakra. I jeszcze to, jak diametralnie zmienił się Barney. Nie wierzę, że w ciągu kilku odcinków tak zniszczyli postać. Jak oglądałam finałowy odcinek i były sceny w tej restauracji przy barze, jak mówili sobie te "czułości", to miałam minę WTF? gdzie mój kochany Barney?!
Ja na chwilę zatrzymałem odcinek i zastanwiałem się czy oglądać dalej jak Ted zaczął mówić że przeprowadza się do Chicago, bo przeżył romantyczny moment z Robin, więc od razu stara miłość powróciła.