Finał serialu rozwalił mi nastrój na tydzień i staram się jakoś sensownie i prostolinijnie tłumaczyć
zakończenie:
Ted bardzo kochał Matkę, była miłością jego życia, osobą ukochaną, marzy o tym, aby cofnąć się w czasie i
spędzić z nią jeszcze jedną chwilę, ogólnie słodko i idealnie. Ale seriale nie jest o Matce, serial jest oparty
na tym, że Ted opowiada swoim dzieciom historię swojej przyjaźni z Barneyem, Lily, Marshalem i Robin,
prezentuje im SWOJE AKTUALNE SPOJRZENIE na przeszłość, próbuje pokazać dzieciom, co go łączyło z
Robin, że są przyjaciółmi, że oboje widzą w sobie osoby, z którymi mogą porozmawiać, przeżyć jesień
życia [powinni mieć wtedy jakieś 60 lat]. Całą historię Ted podświadomie zaczyna opowiadać tylko po to,
aby dzieci wyraziły zgodę na jego nowy związek. Potrzebuje po 6 latach rozłąki sygnału, że może się znowu
z kimś związać. W końcu obiecał nie żyć przeszłością. Wg mnie na miejscu Robin mogłaby być dowolna
laska, jednak tych dwoje łączyła wielka przyjaźń. Mieli jednak różne spojrzenie na życie rodzinne. Ted
spełnił swoje marzenia o domu i dzieciach, Robin o karierze i starość mogli spędzić razem. Być może to
parę lat po śmierci Matki, Ted wpadł na pomysł, że jednak kocha Robin. Zbierał się trochę i opowiedział
najdoskonalej jak umiał o tym dzieciom.
Jedyne, co mnie wkurza, to kwestia rozwiązania związku Barney'a i Robin. Wolałabym, aby nigdy ich ze
sobą nie wiązali niż mieliby kończyć w ten sposób. Dwoje niezależnych, zajętych sobą osób, z problemami
rodzinnymi na przekór wszystkiemu wyzbywa się swoich wad, aby stworzyć pełen miłości związek,
pokonują liczne przeciwności losu przez cały 9. sezon, a nie potrafią przeżyć szczęśliwie 3 lat. Nawet się
nie starają.
Chciałabym, aby zrobili zakończenie alternatywne. Każdy szanujący się serial miał jakieś alternatywne
zakończenie, szczególnie, kiedy oficjalne było tak kontrowersyjne.