- Barney i Robin są razem, choć nie bez problemów;
- Tracy żyje i są razem z Tedem;
- paczka trzyma się razem.
youtube. com/watch?v=iLXHBtHLvvw
Tak to by było dobre zakończenie dla komedii, ale nie dla tego dramatu którym był ten serial pod koniec... Heh...
Nie rozumiem oburzenia ludzi na finał. Cała opowieść Teda miała taka być, czyli ukierunkowana na Robin (no i przyjaźń całej piątki), bo przecież poprzez tę historię chciał niebezpośrednio zapytać swoje dzieci o zgodę na bycie z Robin. Serce nie sługa. Matkę kochał na pewno, co do tego nie ma wątpliwości, dała mu upragnione dzieci, oboje chcieli tego samego i byli bardzo do siebie podobni, ale życie nie jest takie proste jakby się wydawało. Co jest złego w tym, że na końcu zdecydował się pójść pod okno Robin z pamiętną niebieską trąbką? Tak czułam, że możemy się spodziewać zakończenia troszkę podobnego do Six Feet Under, że jeden odcinek wybiegnie bardziej do przodu. Ja to odebrałam tak, że kochał Tracy, ale to Robin była, jak to się mówi po angielsku, The One. Jakby zrobili słodziutkie zakończenie, że wszyscy żyją happily ever after (Robin+Barney, Ted+Tracy i Marshall+Lilly), to wtedy byłoby to nie tylko przewidywalne, ale też mdłe i dziwne. Tak więc zakończenie uważam za jak najbardziej życiowe.
Jedyne do czego miałabym zastrzeżenie to, że na końcu jak Ted kończy opowiadać historię to już nie ma głosu Boba Sageta. Drobna nieścisłość.
Generalnie jedyne ale jakie mam to rozciągnięcie tego wesela na cały sezon. Gdyby ten zlepek z ostatnich 2 odcinków rozciągnąć chociaż na pół sezonu lepiej pokazać jak doszło do konkretnych sytuacji wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. A tak po 9 sezonach rozciąganych historii opowiadania wszystkiego na okrętke, nagle mamy jep jep jep miliard informacji o dalszych losach i temu się nie dziwię że finał mógł co poniektórych zawieść.
Też prawda, że za duży nawał informacji. Ale jaka by to była uciecha jakby poznał matkę i koniec? To zbyt przewidywalne.
Nie, nie. To Tracy była The One. Najprostszy przykład: kiedy Klaus opisuje Tedowi jedyną miłość Ted musi przyznać, że jeszcze jej nie poczuł. Przez cały serial jest pełno stwierdzeń, że Tracy była najlepsza, najważniejsza. A kiedy jej zabrakło została Robin.
No nie wiem. Twórcy tak zrobili zakończenie, że dla mnie życie Teda było ukierunkowane głównie na Robin. A Tracy przecież też miała narzeczonego, który zginął w wypadku i sądzę, że nie bez powodu o tym opowiedzieli w serialu. W odcinku kiedy Ted odprowadza Tracy, ale ona jednak mówi, że nie jest jeszcze gotowa, po czym jednak zmienia zdanie. Ona też szukała kogoś nowego. Anyway, dzieciaki Teda w końcówce mówią, że za każdym razem jak ciocia Robin przychodzi "to takie oczywiste", że coś do niej czuje.
Jeszcze lepszy przykład: kiedy Ted mówi co by zmienił, co by zrobił gdyby wiedział jaka będzie przyszłość. Nie mówi, że wróci do Robin, ale że pobiegłby prosto do Tracy by spędzić z nią kilka dni więcej.
Oczywiście to też byłby ładny finał z tym, że tylko ładny. Ot, zakończenie historii jakich wiele. Szkoda, że wciąz tyle osób nie docenia tego co zobaczyło. Oryginał dostarcza o wiele więcej emocji.
Dostarcza o wiele więcej emocji - o tak, szkoda, że negatywnych. Nie po to słuchamy bajek, żeby na koniec nie usłyszeć, że żyli długo i szczęśliwie. Nie po to oglądamy słaby i marny 9 sezon w całości poświęcony ślubowi B&R, żeby w ostatnim odcinku usłyszeć, że się rozwodzą po 3 latach. Nie po to z napięciem wypatrujemy tytułowej Matki, żeby się dowiedzieć, że nie żyje. Nie po to podziwiamy Teda, że umie powiedzieć "nie" Robin w ostatnich odcinkach, aby na sam koniec zobaczyć jak wraca do niej z "niebieskim penisem smerfa w zębach". I nie po to wysłuchaliśmy całej 9-letniej opowieści, żeby się dowiedzieć, że tak naprawdę Ted chce usłyszeć zgodę dzieci na dobranie się do majtek Robin. Ten koniec tak nie pasuje do całości historii, że aż trudno go zaakceptować. Całe szczęście, żyjemy w XXI wieku, w którym każdy może sobie wymyślić, zmontować i obejrzeć koniec jaki pragnie. Chwała Internetowi!
youtube. com/watch?v=C1e81odmqgQ
Nie rozumiem jak komukolwiek moze się podobać ten finał. Poważnie aż tak nie lubili Teda, żeby się teraz cieszyć, że tak fatalnie skonczył? Z Robin - kobietą, która nigdy go nie doceniała, traktowała zawsze jak koło zapasowe, przećwiczyła sobie całą kamasutrę z jego przyjacielem - i na koniec on do niej wraca jak taki idiota. Bo Robin została w końcu sama, może teraz jak jest już starsza, samotna, nie ma zbyt wielu przyjaciół to może teraz łaskawie go zechce. Co za porażka.
zgadzam się w całej rozciągłości z Twoją wypowiedzią GR0SZ_ek, finał serialu, który tak polubiłem nie powinien tak wyglądać. pamiętam jak się kończył Dexter, tam też dla mnie fatalnie skończyli, ale tutaj to już całkowite przegięcie. powinno się skończyć tak, żeby wszyscy byli szczęśliwie razem. ja nie chce od serialu żeby było tak jak w życiu. ja chce żeby kończył się idealnie i nawet bajkowo
Rozumiem, że komuś się może nie podobać finał, bo zupełnie czegoś innego oczekiwał, ale nie rozumiem ludzi, którzy nie rozumieją, że komuś się może podobać.
Jeśli według ciebie Ted nie może wrócić do Robin, ponieważ ona "przerobiła całą kamasutrę z jego przyjacielem" to albo jesteś wyjątkowo złośliwa albo po prostu niedojrzała emocjonalnie.
Mam wrażenie że ci najwięksi hejterzy są fanami właśnie takich filmów jak "tylko mnie kochaj" albo "nie kłam kochanie" i nie mogą się pogodzić, że taki życiowy serial nie przekazuje tych samych bajkowych wartości.
Może tym wszystkim warto przypomnieć: hello??? Świat tak nie wygląda. Ktoś was oszukał. Taki komentarz gdzieś zobaczyłem: "zawsze miałam wątpliwości, że mój chłopak jeszcze może się podkochiwać w swojej byłej i po takim finale co ja mam sobie pomyśleć? Jak to ma mnie podnieść na duchu? Żenada" - no po prostu ręce opadają. Drogie dziewczęta, na 95% z was nie czeka rycerz na białym koniu i nigdy nie będziecie całować się z Georgiem Clooneyem o wschodzie słońca nad morzem w strugach deszczu. Warto was przywrócić na ziemię. Aczkolwiek to nie oznacza, że nie możecie być szczęśliwe - o, taki jest piękny przekaz tego serialu.
Żaden z bohaterów ani nie skończył wyjątkowo dobrze ani nie skończył wyjątkowo tragicznie - chciałoby się powiedzieć, że wszyscy skończyli idealnie. Coraz bardziej się przekonuję do tego finału.
Ani nie jestem złośliwa ani niedojrzała emocjonalnie (chociaż może nie mnie to oceniać). Co w tym w ogóle złosliwego? To po prostu chore, że facet latami obserwuje jak jego "ukochana" zabawia się z innymi, w tym z jego kumplem, a on i tak ją chce. Chora miłość to tez choroba. Nawet był taki odcinek, w którym Tedowi wydawało się, że jak całuje Robin to całuje Barneya. Obrzydliwe.
To nie jest tak jak napisałeś. Własnie odwrotnie. To zwolennicy finału są takimi niepoprawnymi romantykami. 9 lat czekali az Ted będzie z Robin i się doczekali. Mają super romantyczne zakończenie, dowód na to, że chociaż Robin wiecznie kopała Teda w tyłek to w koncu sie doczekał. Przecież wszędzie widać te komentarze "co z tego, że Robin była taka i taka, przecież TED JĄ KOCHAŁ!!!!!!!!!!!!!!!" Wszystko inne nieważne, szacunek, godność, to że wolała się zabawiać z innym niż być z Tedem - nie ważne, ważne tylko to, że Ted ją kochał więc to dobrze, że dostali jeszcze szansę. No proszę Cię... To jest własnie myślenie w stylu "miłość wszystko zwycięża, ja tez znajdę takiego rycerza na białym koniu".
Nie moge już edytować, więc tutaj dopiszę. Tamta dziewczyna napisała tylko, że chcialby miec pewność, że jej chłopak ją kocha i nie mysli już o byłej. Tylko tyle. To nie jest wygórowane marzenie. To nie jest marzenie o rycerzu na białym koniu albo o całowaniu Georga Clooneya w strugach deszczu ;) Wbrew temu co się działo w serialu, wiele osób po rozstaniu potrafi zamknąć za sobą drzwi i pokochać kogoś innego.
Swoją drogą cóż za sprzeczność:
Z jednej strony HIMYM to serial komediowy, czyli lekki, optymistyczny, nierealny i wszyscy ten argument przytaczają w kontekście finału, ale z drugiej strony "no to teraz już wiem, że mój chłopak wciąż podkochuje się w swojej ex", czyli ludzie ten serial komediowy traktują bardzo poważnie i przekładają go do swojego realnego życia.
"To po prostu chore, że facet latami obserwuje jak jego "ukochana" zabawia się z innymi, w tym z jego kumplem, a on i tak ją chce. Chora miłość to tez choroba. Nawet był taki odcinek, w którym Tedowi wydawało się, że jak całuje Robin to całuje Barneya. Obrzydliwe." - o i tutaj już jesteś typowo złośliwa.
Po pierwsze ta sytuacja nie odnosiła się do Robin tylko do jakiejś innej laski.
Po drugie tam nie było tak, że wyobraża sobie, że całuje się z Barneyem - on po prostu miał świadomość tego, że Barney już "wcześniej tu był". I mu to przeszkadzało.
I oczywiśce ci nie przetłumaczę, że w sytuacji, gdzie Ted już na starość wraca do Robin może to zrobić i to będzie normalne, bo dla ciebie Robin to wciąż laska, która pukała się z jego przyjacielem. No nie ma też znaczenia fakt, że było to kilkanaście lat wcześniej, ale było i Robin według ciebie już na zawsze powinna zostać przekreślona.
Swoją drogą widziałem gdzieś, że bardzo ci się podobało zakończenie "firends". Rozumiem, że tam ci nie przeszkadzał fakt, że w momencie jak Ross schodził się z Rachel w finale to ona już zdążyła puknąć się z jego przyjacielem - Joey'im?
Joey i Rachel nie poszli do łóżka. Próbowali, ale jednak oboje stwierdzili, że nie dadzą rady
Jakoś inaczej zapamiętałem ten wątek. Mniejsza z tym, w każdym razie romans był.
Nie, nie było zadnego romansu. Tylko się pocałowali. Potem umówili się jeden raz na oficjalną randkę a po niej zdali sobie sprawę z tego, że nie potrafiliby być razem ze względu na Rossa. Troszkę podobna sytuacja, ale jednak zakończona z wielką klasą i ze zrozumieniem jakimi prawami rządzi się prawdziwa przyjaźń - super zachowanie Joey'ego - i miłość, bo Rachel mimo, że nie była z Rossem już od około 6-7 lat nie potrafiła mu zrobić takiego świństwa jakim byłby romans z jego przyjacielem. Dlatego właśnie zakończenie Friendsów tak bardzo mi się podobało.
No to źle zapamiętałeś. Całowali się, owszem, ale do łóżka nie poszli (ba, Joey nie zaliczył nawet drugiej bazy z Rachel) - oboje stwierdzili, że choć się kochają, nie chcą zniszczyć swojej przyjaźni. Innym słowem - są zbyt dobrymi przyjaciółmi, aby zostać kochankami. Dlatego miało sens, że jednak po wszystkim - nadal mogli być zgraną paczką.
Nie no bez przesady, ja myślę że tamta dziewczyna poczuła się nieswojo bo scena z filmu przypomniała jej własne rozterki, a nie że scena z filmu totalnie zmieniła jej myslenie.
Joey nie "puknął" Rachel. Mieli się ku sobie ale zakończyli to z klasą, bez żadnego romansu. Kilka pocałunków i to wszystko. Odpuścili sobie z szacunku do Rossa. Oprócz miłości w życiu są też inne wartości, takie np. jak szacunek.
Tamta dziewczyna wzięła na poważnie zakończenie serialu - już jej nie broń.
Dobra, dobra, Joey nie puknął Rachel... choć to też nie zmienia faktu, że Rachel była bardzo podobna do Robin... też taka "kochliwa".
I jeszcze coś - przecież zarówno Ted jak i Barney mieli do siebie szacunek. Barney prosił o zgodę Teda zarówno przed pierwszą randką z Robin jak i przed oświadczynami. I z drugiej strony - Ted pomagał Barneyowi jak tylko mógł, aby zdobył Robin. Obydwaj nie mieli nic przeciwko, aby ten drugi był z Robin, jeśli ona tego zechce.
Ale Ted z niej zrezygnował, Robin dawała kosza mu wielokrotnie zdecydowała się na Barneya. A w ostatnim odcinku z Robin zrobili naglę oświeconą pod względem Teda i ofiarę że facet z którym prawdopodobnie powinna być jest szczęśliwy z inną bo on się dla niej poświęcał.
NApisze to po raz 3, Ted miał przez pewien czas obsesje na jej punkcie ale ładnie było to pokazane podczas ślubu Tracy i Teda jak opowiadał o ich małżeństwie że to ona byłą tą jedyną itd.. i oto chodziło inne miały być złudzeniem Ted się zawsze szybko zakochiwał itd. Lili nawet stwierdziła że to coś innego... byli dopasowani a w ostatnich min finału wyszło że Tracy była tylko po to żeby powstały dzieci.
Robin płaczę że powinna być z facetem który się dla niej poświęca.. szukanie medalionu tylko po to by odbić dziewczyne kumplowi na którą dało mu się przyzwolenie to psychoza ! skakanie z mostu latanie tu i tam ... no proszę Was... jeśli Robin chciała takiego poświęcenia to Barney dla niej się zmienił swój styl życia zmienił całego siebie.... a zerwali bo w hotelu nie było wifi i Barney prowadził bloga... To prosze Was zakończenie robią życiowe a niektóre sceny wręcz żałosne ?
Zgadzam się z Tobą w 100 % jak się przeanalizuje finał to był zrobiony pdo przymusem Fanów Teda i Robin to było widać nagle robin zaczynała mieć chore akcje ze to nie Barney tylko Ted... A to Barney się dla niej poświęcił od razu i do siebie pasowali ...
Tracy i Ted tak samo jak Lili i MArshal i oto chodziło znaleźć dla siebie dopasowaną osobę i być z nią.... i miało chodzić o żółta parasolkę ! a w kilka minut zabrano ją nam ...
Może nie życiowy serial (no bo w końcu HIMYM to mimo wszystko wciąż nie obyczajówka), ale zawarty z prawdami życiowymi.
Aczkolwiek jak jesteś zaślepionym hejterem to przykro mi, ale nic więcej nie będziesz w stanie dostrzec.
Ok, nie zgadzam się z tobą i mam czelność być zawiedziony zakończeniem -> jestem zaślepionym hejterem. Szkoda mojego czasu
Oh, już nie obrażaj się tak bardzo.
Jeśli ktoś nie zgodzi się z stwierdzeniem, że Einstein był genialny naukowcem to nie jest to przejaw jego subiektywnej oceny, a czyste hejterstwo.
I to samo ty zrobiłeś w komentarzu powyżej.
Jeśli ktoś nie zgadza się z twierdzeniem, że Einstein był genialnym naukowcem nie jest hejterem, tylko ignorantem. Niestety nadeszły takie czasy, że każda krytyka od razu jest nazywana hejtem. W ogóle dziwię się, że tak zaciekle w wielu tematach na forum bronisz finału, a pod twoim nickiem widnieje tylko 8.
O nie, nie, dyskutować można o wszystkim, ale nie o tym co jest oczywiste. Bo to nie podlega dyskusji. Ktoś kto nie widział ani jednej prawdy życiowej w tym serialu jest więc:
- ignorantem
albo
- zaciekłym hejterem
Niech się ten ktoś sam określi.
Co do oceny natomiast - nieskromnie powiem, że należę do tego grona rozsądnych osób, dla których jeden odcinek nie zmienił diametralnie oceny całokształtu. Bardzo dobry finał (dla mnie) nie rekompensuje mi średniego 7 sezonu oraz marnego 8 i bardzo marnego 9 sezonu. "8" uważam, więc za sprawiedliwą ocenę.
Jak dla mnie nie jest rzeczą oczywistą, że w HIMYM każdy musi dostrzegać prawdy życiowe. Oczywiście ocena jaką wystawiłeś to twoja sprawa i nie zamieram dyskutować, czy jest właściwa. Po prostu na filmwebie pełno jest ludzi, którzy z podobną zaciekłością do twojej bronią jakiegoś filmu/serialu/odcinka/wątku i zawsze mają wystawioną 10.
Przykład z przedostatniego odcinka chociażby - nie ze wszystkimi dobrymi znajomymi uda ci się utrzymać kontakt w życiu. Z tym też będziesz polemizować?
Ci z "10" też nie są obiektywni. Bo żaden z nich mi nie wmówi, że się świetnie bawił oglądając 9 sezon. Zresztą nie będę wnikał - może jeden sezon nie miał dla nich znaczenia w kontekscie ogółu. Za to szczerze nie widziałem ani jednego użytkownika, który by z 1, 2 czy 3 po finale podwyższył do 10, ale odwrotnie już jak najbardziej. I nie ukrywam, że to mnie drażni.
Dla niektórych ludzi HIMYM był po prostu serialem komediowym, a nie podręcznikiem, który zawierał prawdy życiowe. Każdy może te prawdy dostrzegać gdzie indziej.
HIMYM nigdy nie było zwykłym serialem komediowym. Zawsze było czymś więcej i to było jego główną siłą.
Tu się zgadzam. Lecz dla niektórych to był tylko serial, przy którym miło spędza się czas. Nazywanie takich ludzi hejterami lub ignorantami jest nadużyciem.
No to skoro ktoś miło spędzał czas przez większość serialu i przez tylko finał wystawia mu ocenę "1" to jest tym ignorantem czy hejterem.
Przecież od początku piszę o ludziach, którzy nie widzą w HIMYM prawd życiowych.
Jeśli:
a) za "życiowe" określasz coś co zawiera nawet tylko jedną prawdę życiową,
b) za ową "prawdę życiową" uważasz taką oczywistość jak "nie ze wszystkimi dobrymi znajomymi uda ci się utrzymać kontakt",
to wszystko jest serialem "życiowym" wg. twojej definicji.
I nie zakładaj że nikt nie mógł dobrze się bawić przy sezonie 9, bo są różni ludzie na tym świecie. Na pewno znajdzie się choć jeden któremu sezon 9 się bardzo podobał. Ogólnie rzecz biorąc generalizujesz co z zasady jest rzeczą złą. Robiąc tak sprawiasz wrażenie że uważasz, że tylko twoje zdanie, twoja opinia jest właściwa, a każdy kto się z nią nie zgadza jest głupkiem hejterem albo ignorantem.
(a) Serio nie pamiętasz tych wszystkich prawd życiowych i muszę ci przypomnieć czy po prostu jesteś zwykłym hejterem?
(b) Specjalnie dałem najbardziej dobitny przykład, aby uciąć później ewentualną dyskusję - czy to co wymieniłem można uznać za prawdę życiową? Ale jak widać i tak nie udało mi się zrealizować tego celu.
95% fanów uznaje za porażkę 9 sezon i te 5% jest tylko tym wyjątkiem potwierdzającym regułę. Bardzo łatwo jest rozpoznać kogoś z kimś można sensownie dysputować od kogoś kto za hejtem nic nie wnosi. Dyskutować to sobie może każdy, ale mało ludzi robi to z sensem co mnie trochę boli.
Na zarzut, że "prawdy życiowe" przedstawione przez serial to tak naprawdę bardzo płytkie oczywistości odpowiadasz wyciągnięciem najbardziej banalnej z nich w celu "ucięcia dyskusji"? Podziwu godna umiejętność żonglowania argumentami osoby z którą dyskutujesz i przeinaczania ich by wyszło na twoje.
Osobiście wyższych prawd życiowych i jakiejś większej emocjonalnej czy psychologicznej głębi w typowo rozrywkowym tworze jakim jest HIMYM się nie doszukuję. Ale cóż, jestem tylko hejterem. Wyrobiłeś sobie zdanie i nie rozumiesz albo nie chcesz zrozumieć tego co piszę. Życzę miłego.
Ale są tam prawdy życiowe - mniejsze bądź większe. W porównaniu z innymi serialami komediowymi jak Big bang theory czy Friends to jest cha całkiem sporo.
ALe to że pojawiają się w serialu jakieś prawdy życiowe wskazówki to nie czyli go realnym serialem.
To miał być serial komediowy ...
Poza tym można było go życiowo zakończyć na wiele sposobów a nie w ten sposób, że wszystko co nam wmawiano przez tyle lat to pic na wodę...
Prawdą życiową jaką miał pokazać ten serial to było że warto szukać tej jedynej dopasowanej ukochanej połówki i się nie poddawać i na tym powinien się zakończyć serial a w kilka sekund twórcy serialu nam to zrujnowali.....
i nie jestem Hejterem.
Poza tym serial jest mocno odrealniony ! więc nie róbmy z niego serialu obyczajowego ... nagle przez 9 lat wszytsko im się udaje wychodzą ze wszystkiego obronną ręką, mają dobre posady wiecznie pieniądze i własne mieszkania itd... itd... itd... nagle pach serial jest życiowy bo facet na stare lata biega z niebieską trąbką pod oknem ... a jego ukochana żona umarła no życiowe.... a i rozwieść się bo wifi nie było w hotelu... zapamiętam to jak sama wezmę ślub
"Życiowy" jest użyty w tym sensie, że nie wszystkm bohaterom idealnie się ułożyło życie na koniec. O takie rozumienie tego słowa chodzi.
Ale Serial jest komedią, komedia miała bawić komedia miała wzruszać, komedia ma być odrealniona all żyją długo i szczęśliwie ....
Założeniem komedii nie jest to żeby nas zdołować a im też się nie powiodło ....
Zakończenie się kłóci z 9 latami całego serialu....
"Jeśli według ciebie Ted nie może wrócić do Robin, ponieważ ona "przerobiła całą kamasutrę z jego przyjacielem" to albo jesteś wyjątkowo złośliwa albo po prostu niedojrzała emocjonalnie." - raczej to Tobie zarzuciłabym tutaj niedojrzałość emocjonalną. Dorośli ludzie to nie dzieci w gimnazjum, gdzie każdy podkochuje się w tej samej, najpiękniejszej dziewczynie w szkole, która zabawia się z każdym po kolei nie tracąc nic w oczach innych. Ludzie, którzy mają 30+ lat odbierają związki zupełnie inaczej i zejście się z żoną przyjaciela jest czymś nie na miejscu, niehonorowym, nieswoim, dziwnym. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Robin mając wybór Ted-Barney wybrała Barneya. Czegoś takiego się nie zapomina, przynajmniej nie w prawdziwym życiu.
Nie mogę już edytować więc dopiszę - z gimnazjum przesadziłam, miałam na myśli liceum.
A co ma honor do miłości? Rozumiem, że każda osoba, która przykładowo wybaczy zdradę swojego współmałżonka będzie dla ciebie pozbawiona honoru? I jeszcze dalej idąc twoją dedukcją zachowa się dziecinnie?
"Dorośli ludzie to nie dzieci w gimnazjum, gdzie każdy podkochuje się w tej samej, najpiękniejszej dziewczynie w szkole, która zabawia się z każdym po kolei nie tracąc nic w oczach innych." - genialne stwierdzenie, według ciebie w sytuacji gdzie dwóch facetów podkochuje się w jednej dziewczynie świadczy o tym, że są dziećmi, mało tego, według ciebie ta sytuacja dotyczy tylko osób max w gimnazjach, dorośli już nie mają takich problemów.
Miałeś w liceum omawianą "Lalkę"? Kojarzysz postać Stanisława Wokulskiego? Czy jeszcze nie dotarłeś do tego szczebla edukacji? Bo jeśli nie dotarłeś to zabłyśnij swoją interpretacją na polskim jak już dotrzesz do tej powieści. Jestem ciekaw jak polonistka zinterpretuje twoją tezę, że Stanisław Wokulski był dzieckiem.
I daruj już sobie swoje "błyskotliwe" mądrości. Albo wróć z jakimiś poważniejszymi argumentami. Już dość mam hejterów doszukujących się braku logiki w dosłownie każdym elemencie finału.