Z racji wolnego czasu, zaczałem w te wakacje dalej oglądać HIMYM. Obejrzałem świetne sezony 5 i 6, po czym nadszedł czas na siódmy. Chyba każdy zauważył, że od tego momentu serial znacznie obniżył loty i nie śmieszył, jak dawniej. Początek 7 serii to był po prostu kompletnie niezabawny dramat z nieciekawymi wątkami. Jedyne, co w tym sezonie było dobre to wg. mnie motyw z krawatem w kaczuszki i odcinek skupiający się na akcji trwającej 5 minut.
Za to finał już był według mnie bardzo dobry - odzyskałem wiarę w ten serial i z uśmiechem na ustach, zacząłem ósmą serię. Pierwsze dwa odcinki zwiastowały super sezon, potem jednak znowu poczułem się zażenowany pomysłami scenarzystów. Do czasu.
Od dwuczęściowego odcinka 'The Final Page', ten sezon zdecydowanie zaczął wymiatać. 'Ring Up' z genialnym i śmiesznym wątkiem siostry Barneya, 'Weekend at Barney's' z powrotem Playbooka, odcinki z Jeanette, która była genialnie-zwariowana. Aż szkoda, że ten sezon nie był taki od początku. Wszystko było rewelacyjne już do finalu i przez to nie mogę doczekać się dziewiątego sezonu. Mam nadzieję, że na koniec się postarają i doczekamy się czegoś LEGEN... wait for it... DARY ;)