Obejrzałem najnowszy odcinek. Ten serial przeobraził się, z produkcji zabawnej i dosyć
(dosyć...) inteligentnej w parodię samego siebie, do tego zrealizowaną w prostacki sposób. W
pierwszych sezonach nie było tego jarmarcznego stylu przedstawiania akcji.
Marshal na trzeźwo raczej nie zachowywałby się jak paranoik w samolocie. Odcinki bywały
absurdalne, to prawda. Ale na zabawności tego serialu opierała się ciekawa treść historii (ew.
absurd sytuacji) a nie sparodiowana do granic możliwości formie występu w postaci scenki
rozmowy dwójki udających durniów aktorów. Jeśli miałbym ochotę pooglądać klaunów
wybrałbym się do cyrku*. W pierwszych sezonach mieliśmy do czynienia z postaciami. W
seriach ósmej i dziewiątej na ekranie zostają tylko ich karykatury.
Wszyscy zaczęli sobie w tym serialu ubliżać. Nie ma odcinka, w którym ta "paczka przyjaciół"
nie obrażałaby się wzajemnie. Czemu więc wciąż trzymają się razem? Rozumiem, jest to
konwencja serialu komediowego, bliskiego krewnego średniowiecznej satyry ludowej. Tylko że
w pierwszych seriach twórcy umieli pokazywać bohaterów nie robiąc z nich kompletnych
durniów.
Warto przytoczyć także jeden z „przerywników”, kiedy to Barney przedstawiany jest na okładkach
czasopism. W tle brakuje charakterystycznej narracji Teda z przyszłości***, tego co budowało
(w jakimś stopniu) klimat i wrażenie tego, że rzeczywiście słuchamy opowieść 50-letniego ojca
męczącego swoje dzieci historią swojego życia. Ba, nawet pasowało to do profilu
psychologicznego Teda, który – ponadto – jeszcze kilka lat temu nie zachowywał się jak
stereotypowy homoseksualista.
Co mnie obchodzi, co myśli Lily? I, co najważniejsze, skąd wie to Ted z przyszłości? To kolejna
niespójność historii, której zakładana forma narzuca szereg obowiązków. Od pewnego czasu
scenarzystom już nie chce się ich przestrzegać.
Więcej nie chce mi się pisać. Miejmy nadzieję, że „HIHYM” po prostu się stoczył, a nie jest to
ogólna tendencja komedii telewizyjnej. Choć wtedy doszłoby do zaskakującej, symetrycznej
zamiany miejsc – w chwili, gdy seriale sensacyjne podnoszą swój poziom i rozwijają się
artystycznie (Breaking Bad, The Wire), satyra swój obniża.
*-"...albo przełączyć na obrady sejmu" - mógłbym napisać, byłby to ten sam typ prostackiego
humoru. Doprawdy, czy to taką przyszłość ma parodia?
**- W zasadzie to im się nie dziwię, że tak siebie traktują. Mają w końcu do czynienia z
irytującymi patafianami.
***- W sumie to dosyć ciekawe, że Ted przeżywa mutację na przestrzeni trzydziestego i
pięćdziesięcioletniego roku życia.
"Co mnie obchodzi, co myśli Lily? I, co najważniejsze, skąd wie to Ted z przyszłości?"
- Dopiero teraz to zauważyłeś? Od pierwszego sezonu "Ted z przyszłości" ma dosyć szeroki wgląd w myśli swoich znajomych i opowiada szczegółowo o wydarzeniach w których bezpośrednio nie uczestniczył (chociażby wydarzenia dziejące się w pracy Robin, Barney'a itp.) A jednak przedstawiasz to tak, jakby dopiero teraz serial miał taką koncepcję i było to coś nowego.
Skąd Ted to wie? Cóż... Nie raz w serialu w narracji Teda padały sformułowania takie jak: "Wujek Marshall przysięgał, że tak własnie było". Tego serialu nie dałoby się oglądać gdyby Ted musiał jeszcze wyjaśniać skąd o czymś wie... Litości.
Co jeszcze? Może ogółem powinniśmy się zastanawiać, jak to możliwe, że Ted aż tyle pamięta? No bo to przecież niemożliwe by pamiętał każdy detal na przestrzeni 8 lat życia swojego i swoich znajomych (Ja np. nie pamiętam co robiłam 2 dni temu).
Według mnie można też przyjąć, że to co Ted mówi dzieciom nie jest przecież w 100% równe temu co my widzimy. Jest to w końcu serial i narracja Teda jest jedynie jego urozmaiceniem. Osobiście bardzo lubię Ted'a narratora - szczególnie jego spostrzeżenia pod koniec niektórych odcinków są bardzo trafne i dokładają dużo wartości do tej historii.
"Wszyscy zaczęli sobie w tym serialu ubliżać. Nie ma odcinka, w którym ta "paczka przyjaciół" nie obrażałaby się wzajemnie."
- Naprawdę uważasz ich za złych przyjaciół? Bo ja przez ostatnie osiem sezonów oglądałam niesamowitą historię o wspaniałej przyjaźni. Nie takiej przesłodzonej, w której nie możesz zwrócić przyjacielowi uwagi, a takiej prawdziwej - momentami gorzkiej i szorstkiej. To prawda, wszyscy tam sobie dogryzają, ale nie można powiedzieć, że istnieje tam jakaś krzywdząca hierarchia. Czasem nabijają się z jednej postaci, czasem z innej. Fajne jest jednak to, że każdy ma tam do tego dystans i nie bierze do siebie żartobliwych uwag znajomych. Ponadto, to jak się wspierają jest godne podziwu. W tych "poważniejszych" odcinkach nie raz byłam pod wrażeniem do jakiego stopnia są z sobą zżyci i jak bardzo się o siebie troszczą (z samego 8 sezonu warto wspomnieć chociażby scenę w której Lily zwierza się Tedowi ze swoich problemów związanych z macierzyństwem, ale takich scen przez te 8 lat ogólnie było naprawdę dużo).
Co do reszty Twojej analizy - Owszem, serial nie jest już może tak zabawny jak na samym początku, ale porównanie go do obrad Sejmu to jednak mocna przesada. Nadal są momenty które są naprawdę zabawne lub przynajmniej sympatyczne.
Istotne jest jeszcze to, że o ile ludzi względnie wzruszają te same rzeczy, to humor jest kwestią bardzo zróżnicowaną. Niektórych śmieszą oklepane, klasyczne dla sitcomów gagi, innych nieco dwuznaczne ironiczne dialogi gdzie żartu trzeba się dopatrzeć. HIMYM według mnie mocno starało się zadowolić obie te grupy i choć nie jest może tak zabawne jak kiedyś, mnie nadal bawi.
A na koniec pytanie - Po co to oglądasz skoro najwidoczniej męczy Cię to? Potrzeba domknięcia historii? Nie rozumiem.
Wybaczy Pani, ale nie wiem, dlaczego miałbym dzielić się z Panią powodami, które skłoniły mnie (skłaniają) do oglądania tego serialu.
Niepojętym jest dla mnie również, jak w serialu, który zgodnie z Pani opisem* miałby zadowalać fanów wysublimowanego humoru, mogła się znaleźć scena, w której bohaterowie wymiotują!
Jak już wspominałem, od kilku lat postaci przestały być ukazywane w realistyczny sposób, stały się własnymi karykaturami. Lily to rzucająca mięsem neurotyczka, w dodatku manipulantka, z którą nikt zdrowy na umyśle nie chciałby mieć do czynienia. Ted zachowuje się jak stereotypowy homoseksualista. Marshal stał się do bólu miałki, jego wątki są skarykaturalizowane, niemniej nie niosą ze sobą żadnego spójnego obrazu.
Nie będę dalej udowadniać swoich racji. Główne przesłanie posta zostało wyrażone na samym początku - proszę o nie zadawanie mi tego typu pytań w przeszłości, jest to z Pani strony bardzo niegrzeczne.
Pozdrawiam serdecznie.
*- "Niektórych śmieszą oklepane, klasyczne dla sitcomów gagi, innych nieco dwuznaczne ironiczne dialogi gdzie żartu trzeba się dopatrzeć. HIMYM według mnie mocno starało się zadowolić obie te grupy"
Obawiam się, że sposób w jaki Pan mi odpisał nie skłoni mnie do zadawania Panu jakichkolwiek pytań w przeszłości.
Tak dla zasady wyjaśnię jednak, że nie miałam zamiaru Pana obrazić. Prawdę mówiąc jestem w szoku, że zadanie prostego pytania może być obraźliwe. Musi się Pan liczyć z tym, że podobne pytania są na porządku dziennym na FW (w tematach podobnych do tego) i nikomu krzywda się nie dzieje jeśli na nie odpowie.
"Niektórych śmieszą oklepane, klasyczne dla sitcomów gagi, innych nieco dwuznaczne ironiczne dialogi gdzie żartu trzeba się dopatrzeć. HIMYM według mnie mocno STARAŁO SIĘ zadowolić obie te grupy"
- Nie sugerowałam, że HIMYM to serial dla 100% fanów wysublimowanego humoru, którzy nie tolerują nic innego. Uważam jednak, że osoby z nieco szerszym spojrzeniem na kwestię humoru mogą być w pełni usatysfakcjonowane dawką humoru obecną w serialu. Poza tym, nie wyobrażam sobie po co ludzie z innym poczuciem humoru (niedopasowanym do realiów sitcomu) mieliby go oglądać... Chyba tylko po to, by ponarzekać jak głupi są jego fani (nie sugeruję, że zalicza się Pan do tego radosnego grona).
Również pozdrawiam.
Jeszcze pierwszą wypowiedź można było potraktować poważnie, ale ton i sposób wypowiadania się w drugiej...
Panie ostapbender1957 nie widzę w wypowiedzi Slutty_Pumpkin nic niegrzecznego. Normalny głos w dyskusji. Przedstawił Pan swoją opinię i ona odpowiedziała swoimi argumentami. Co w tym niegrzecznego? A skoro serial się Panu nie podoba i uważa Pan, że stał się parodią samego siebie to każdemu automatycznie nasunie się pytanie poco to dalej oglądać i nie ma o co się obrażać. Dodam jeszcze, że tego typu pytania są na porządku dziennym na forach filmwebu i nikt się o nie nie obraża.
Dodam jeszcze że jeżeli już któraś z wypowiedzi była dla mnie niegrzeczna i widać z niej było bijącą wściekłość to raczej z pańskiej.
ja za to jestem załamana poziomem pierwszych odcinków 9 serii, a juz koncówka, gdzie żałosny Ted ględzi z swoją przyszłą żona o samym sobie bla bla blaaaa, miałam ochote wyłączyć. no i jeszcze sama tytułowa matka! myslalam ze na zakonczenie serialu dadzą jakaś fajną znaną aktorkę, taką typową bombe która powali wszystkich a tu dupa, dali jakąś niemote z obżydliwym uśmiechem, i oczywiscie jest skrojona idealnie pod wymarzona partnerke Teda, czyli beda razem słodcy az do wyrzygania, i będą sobie przytakiwać do końca 9 sezonu, jak to cudownie że sie poznali bla bla bla, zero iskry i ognia.serial padł.
No niestety, niektóre dziewczyny Teda były irytujące, ale gość musiał mieć powód niepowodzeń swoich związków ;) A niestety Matka, pomimo iż może wygląda jak sympatyczna dziewczyna z sąsiedztwa, wypada kiepsko przy całej reszcie. Poza tym mam wrażenie, że ma lekki wytrzeszcz i krzywe zęby :)))
Sam zastanawiam się, czy oprócz tych dwóch odcinków jest sens oglądać cały sezon. Miałem podobne wrażenie - że oglądam cyrk, wszystko jest zrobione na siłę, byle dokulać serial do końca. Twórcy chyba sami nie wiedzą jak to zakończyć, nie mają pomysłu, dlatego próbują dodać jak najwięcej motywów, które sprawdzały się w poprzednich odcinkach. Zamiast zaproponować coś nowego i zabawnego, mieszają wszystko, a z tego wychodzi bardziej żałosna, niż śmieszna papka.
Co do tego się zgodzę. Serwują nam same odgrzewane kotlety i motywy, które są już nam dobrze znane jak na przykład Lily i jej zabójcze (czerwone) spojrzenie. Macie rację ,że serial staje się parodią samego siebie. Mimo wszystko obejrzę do końca, bo wciąż jest to mój ulubiony serial. Szkoda tylko, że nie potrafi trzymać do końca poziomu. Przyjaciołom się udało, ale może to był tylko wyjątek
Akurat do tego serialu nie mogę się przekonać. Za każdym razem, kiedy w tle słychać śmiech myślę sobie WTF?! Dla mnie serwowane są żarty na siłę i nie śmieszne. Chociaż gdybym zaczęła oglądać HIMYM od 7 sezonu też bym pewnie miała o nim takie zdanie :P
Zgadzam się, chociaż dla mnie ten serial zaczął tracić swój urok już w siódmym sezonie (tylko kilka odcinków było na poziomie poprzednich serii), oglądając serie 7. i 8. chwilami czułam się jakbym oglądała zupełnie inny serial, dopiero często powtarzane tzw. "odgrzewane kotlety" przypominały mi co oglądam. Już kilka razy zdarzyło się, że scenarzyści w różnych odcinkach dodali dokładnie te same dialogi.
Cieszę się, że nie jestem jedyną osobą, która zauważyła zmiany w sposobie przedstawienia postaci. Napisałam o tym kilka miesięcy temu i otrzymałam od innych użytkowników odpowiedzi w stylu: "Główni bohaterowie z czasem się zmieniają, dojrzewają, dlatego przedstawia się ich inaczej" - jednak mnie takie sformułowanie nie przekonuje, bo to nie jest powód aby przedstawiać ich (w niektórych sytuacjach) jako kompletnych idiotów.
Zawsze byłam wielką fanką tego serialu, nadal go oglądam, chociaż w zasadzie to już tylko z przyzwyczajenia. Bywają chwile, że HIMYM mnie zwyczajnie drażni, nie wiem dlaczego, czy to przez spadek humoru, powielanie pomysłów, czy może przez coraz bardziej irytującego Teda. Możliwe też, że na moją ocenę ma wpływ fakt, że latem obejrzałam wszystkie sezony "Różowych lat 70-tych" i zauważyłam, że wiele znakomitych pomysłów, za które polubiłam HIMYM, zostały zaczerpnięte właśnie z tego serialu. A już miałam scenarzystów HIMYM za geniuszy...
Niezły humor można znaleźć w serialach nie koniecznie typowo komediowych, ale z jego dodatkiem jak np. Justified, Castle czy Fireflay :) Chociaż tam bardziej chodzi o dialogi.
Tak w sumie to chyba w każdym serialu można znaleźć jakiś śmieszny wątek/dialog , jednak takich typowych komedii jest coraz mniej.
serial jest doskonałym przykładem na to jak można spieprzyć coś gdy się robi to przesadnie długo, tak jak przyjaciele czy weed californication,
od serii 8mej poprostu poziom smiechu z turlania się po ziemi spadł do lekiego usmiechu od czasu do czasu, wszystkie postacie zamiast smieszyc poprostu moralizują i są wręcz zaprzeczeniem samych siebie, ale i co z tego skoro 9serię również oglądam, miałem nadzieję że na 8mej się skonczy a teraz liczę żę wkoncu9seria będzie ostatnia, bo moralizowanie i rosterki życiowe teda to poprostu opera mydlana a barney z fajnego smiesznego podrywacza też stał się nudny
Przyjaciele,(w mojej opinii, oczywiście) to akurat są genialni od pierwszego do ostatniego sezonu. HIMYM jest tylko średniawą imitacją wspomnianego wcześniej serialu, z poziomem humoru dostosowanym do dość durnego, dzisiejszego pokolenia młodzieży. Nie mówię, że jest do bani. Zdarzało mi się nawet zaśmiać, oglądając pierwsze sezony(z każdym kolejnym, coraz mniej aż w końcu przestałem już oglądać). Ale ogólnie, serial mocno średni w mojej opinii i nie dorasta do pięt genialnych "Przyjaciół".
No ja powiem Ci że przyjaciół to uwielbiam , ale oglądając ich któryś raz z kolei to powiem że mogliby się zakonczyć na 8mej serii, 9 i 10 to tak naprawde naciągane dowcipy i sztuczne problemy, ale zakonczenie 10serii geenialne