Odcinek nie przypadł mi do gustu, ale ostatecznie pogodziłam się z myślą że HIMYM stało się serialem obyczajowym, a nie komediowym.
Końcówka urocza (oczywiście wątek Teda, a nie Clinta :) poza tym jakoś poszczególne wątki mi nie dopasowały, może jeszcze Lily ze szklankami była spoko, Marshall z tą babą nuuudni, a Ted z tą żałosna laską to nieporozumienie.
No i na przekór tego co napisałam i tak nadal lubię ten serial i oglądać go będę.
nom, kolejny nudny zapychacz,
Robin to poprostu gówniara, jak można taką fajną postać która była i z charakterem i z swoimi odchyłami tak spieprzyć, rozumiem że od czasu do czasu raz na kilka kilkanascie odcinkow pokazywac postac w głupich, lub niedojrzałych sytuacjach, ale teraz to robin jest pokazywana tak w kazdym jak jakas nastolatka która nie ma o co a buntuje się i pyskuje byle by tylko zwrócic uwagę. no szkoda mi.
Dobrze ze z lili ten wontek o włochach i sądzie się ciągnie i że rzeczywiście jest na to zła i na marshala, moze z tego coś fajnego zbudują,
oczywiscie smęty i lamęty teda to juz normalka, tak sobie myslę również o kalendarzu wczesniejszych wydarzeniach i oswiadczynach po 2 latach to cos mi się wydje że ted zaciążył laseczkę jeszcze przed ślubem :D
No cóż serial stał sięromansidłem obyczajowym z elementami komedii (niestety dla mnie nie smiesznej ostatnio)
Już pomijam warstwę humorową (której de facto nie ma) oraz nudnych wątków Clinta, Marschalla, Loretty itd. Mieliśmy troszkę fabuły co mnie cieszy. Dobrze, że wyjaśnili już w 100% sprawę bezpłodności Robin. Fajnie, że pokazano dosyć ważny moment Teda i Matki, ale dlaczego te oświadczyny były jakieś takie suche? W ogóle bez polotu, nawet w małym stopniu się Ted nie przybliżył do Barneya. No ale nie będę już narzekał - fajnie, że je w ogóle pokazali. Chociaż muszę powiedzieć, że trochę nie podoba mi się pomysł, że jedno dziecko będą mieli bez ślubu. No i nie mogę zdzierżyć wyglądu Matki - nie jest nawet w 10% kobietą jakiej się spodziewałem a jej uśmiech mógłby reklamować wyścigi konne na służewcu. W następnym odcinku będą jakieś wydarzenia z przeszłości, cała grupka będzie się zastanawiać nad przyszłością trójkącika: Ted-Robin-Barney. Ma ktoś może jakieś info co się będzie działo jeszcze w następnych odcinkach?
PS. Zastanawia mnie jeszcze symbolika deszczu w tym serialu. Dla przypomnienia: deszcz pojawił się na samym poczatku związku Teda z Robin, jak Ted trzymał się za rączkę z Robin, jak Ted trzymał się za rączkę z Barneyem, tuż przed ślubem Barneya i Robin oraz w tym odcinku jak Barney dowiedział się o bezpłodności swojej ukochanej. Ma ktoś jakieś pomysły co to może być za symbolika?
"Chociaż muszę powiedzieć, że trochę nie podoba mi się pomysł, że jedno dziecko będą mieli bez ślubu."
Tragedia.
Tak, ponieważ niszczy to romantyczną i realistyczną stronę tej historii miłosnej.
Ludzie mają dzieci bez ślubu z 2 powodów:
1. Nie uznają instytucji małżeństwa lub go po prostu nie chcą
2. Zaliczają wpadkę.
Natomiast sytuacja, w której para ma dziecko, bierze ślub ze sobą, a później znowu ma dziecko jest dla mnie trochę absurdalna.I to wszystko się dzieje na przestrzeni 3-4 lat.
To że ludzie mają pierwsze dziecko z wpadki, potem biorą ślub a potem mają drugie to chyba akurat nie tak rzadkie zjawisko - nie wszystkie panny młode chcą na swoim ślubie występować i bawić się z rosnącym brzuszkiem tym bardziej że kondycja w ciąży bywa często nieweselna. Natomiast jedynaków nie chce mieć zbyt wiele par, raczej myślą co najmniej o dwójce.
Myślę że w serialu to jednak zwykła pomyłka scenarzystów - zapomnieli już o odcinku z Gwiezdnymi Wojnami i w związku z tym przypadkiem odmłodzą córkę Teda ;)
Odcinek na pewno nie był najgorszy w tym sezonie ale na pewno do najlepszych nie należał. Było kilka śmiesznych momentów ale nie na tyle żeby płakać przy nich ze śmiechu. Dobrze że Loretta pogodziła się z Robin bo te ich kłótnie były żenujące, w ogóle Clint był żenujący w tym odcinku poza końcową sceną. Wyjaśnił się wreszcie jeden z wątków R&B i dzieci, wreszcie wszyscy wiedzą już na 100% że on wie i jak się o tym dowiedział. Na pewno zawiódł powrót matki, liczyłem na dłuższą kwestię i w ogóle te całe zaręczyny takie bez sensu, lepsze moim zdaniem były już te ze Stellą, a tu latarnia, romantyczny widok zupełnie w stylu Teda, jeszcze szkoda że nie padał deszcz albo nie wschodziło słońce... mogli się bardziej postarać i to, że będą mieli dziecko przed ślubem totalnie niszczy cały urok tej historii, którą opowiada dzieciom już taki kawał czasu. Ale najbardziej irytującą postacią, czy irytującymi postaciami byli Marshall i Daphne. W ogóle kto wymyślił tą Daphne... Lepszym pomysłem byłoby posadzenie w tym samochodzie obok Marshalla matki... Przez te kilka odcinków kiedy tak jadą do Farhampton poznaliby się dosyć dobrze i my byśmy ją widzieli częściej niż raz na 6 odcinków, grałaby w każdym. Zaprzyjaźniliby się z Marshallem mógłby potem opowiedzieć Tedowi o niej, o tym ile mają razem wspólnego itd a potem spotkaliby się przypadkiem na tej stacji, to by było lepsze niż oglądanie jakiejś przerośniętej murzynki, która z każdym odcinkiem irytuje coraz bardziej. Kolejne plusy to w miarę śmieszna Lilly, brak przesłodzonych B&R i nawet dobra scena recepcjonisty i Teda.
"Mamy wiele pomysłów na rozwój dziewiątego sezonu, mnóstwo pomysłów pominęliśmy, bo brakowało czasu, teraz mamy szansę je wykorzystać." Jeżeli takie były pomysły, jak to co widzimy na ekranach to kiepskie były... Trzeba rzec, że oglądanie staje się męczące. Od 2005 roku oglądam i szkoda opuścić "Grande Finale", ale tragedia co by nie powiedzieć. Jak rzadko mi się zdarza patrzeć na pasek postępu, tak w 9 sezonie robię to cały czas.... A szkoda, taki świetny serial był.
Jeżeli chodzi o poruszany wyżej wątek nieślubnego dziecka. Nie wiem czy pamiętacie, ale ślub Barneya i Robin zaplanowany był na maj 2012 - więc w przeciwieństwie do wcześniejszych serii: teraz tkwimy dalej w ubiegłym roku, wydłużając te ostatnie dni przed ślubem. Dlatego też wszystko się zgadza: Ted oświadczy się dwa lata później - czyli w 2014, a córeczkę na trylogię Star Wars zabierze w 2015 r. - Problem solved ;)
tak, w odcinku 8x13 na samym początku kiedy siedzą w barze i Ted z Lilly kłócą się kto ma się zająć organizacją ślubu, Lilly mówi, że trzeba ustalić datę i wtedy Ted mówi o 25 maja a Robin potwierdza, że to już ustalona data.
Może się zaręczyli na początku roku, szybki ślub i w końcówce roku "trilogy time" :) Choć mnie to nieślubne dziecko w ogóle nie rusza, nie wiem skąd taka dyskusja się zrobiła.
Mnie odcinek się podobał z jednego ważnego względu: okazało sie, że Barney wie o tym, że Robin nie może miec dzieci! Pół tamtego sezonu drżałam, że wyjdzie to na jaw w głupim momencie i mogą się przez to rozstać. Fajnie mnie Barney zaskoczył :)
Natomiast scena zaręczyn taka sobie, po Tedzie można było się spodziewać czegoś fajniejszgeo, ale może już pokłady jego romantyzmu się wyczerpały ^^
W ogóle zdziwiło że pokazali taką scenę, ogólnie ta aktorka grająca matkę z początku mi się podobała ale ostatnio odnoszę wrażenie że gra strasznie sztucznie, jednak presja na niej ciąży... możliwe że to tylko chwilowe odczucie i jak zaczną ją częściej pokazywać to się to zmieni ale ogólnie póki co prezentuje się jakoś nijako.
Mnie cholernie ciekawi jak Comedy Central poradzi sobie z tłumaczeniem tego ostatniego odcinka, bo było tam sporo gry słów na temat sądu i sędziowania, kiedy Lilly rozbijała kolejne szklanki, w dodatku ma w tym sezonie być odcinek cały rymowany, w co drugiej linijce ma być rym, to będzie wyzwanie dla tłumacza i lektora i założę się że to skopią totalnie
;D Założę się, że właśnie tak będzie ;D Z tym 'judge' jeszcze jakoś wybrnąć można - "sądzić", ale jak wybrną z "court" czy "g(r)avel" ciężko mi sobie wyobrazić. Pewnie zrezygnują z żartu i tyle. Generalnie seriale komediowe + lektor to złe połączenie.
Mogą po prostu wcisnąć te sądownicze słowa zupełnie od czapy, jak w odcinku "Brunch", gdzie Barney nagle mówi bez sensu "Ja jestem zachwycony Ted, a on to po prostu Ted". W oryginale to brzmiało "I'm delighTED. And he's just Ted."
Lily była jeszcze jako tako zabawna, ale to może tylko wrażenie, bo cała reszta scen była denna. Obejrzałam ten odcinek w trzech ratach, bo nudziłam się paskudnie. Pierwszą myślą po ostatniej scenie było "żałosne". Już prawie zapomniałam jak fajny potrafił być ten serial.
Ciągle przekonuję się o tym, że Robin w połączeniu z Barneyem jest beznadziejna. Zresztą, to działa w obie strony. Oglądam HIMYM z przyzwyczajenia, bo ciekawi mnie jak zakończy się całość, ale naprawdę, odechciewa mi się.
taki tam mały spoiler o nadchodzących odcinkach, za wiele nie mówi ale może wreszcie się coś ożywi:
"Właśnie nakręciliśmy odcinek cały z rymami. I to było takie zabawne" - mówi Cobie Smulders. "To jak każda co druga linia jest rymem. Musisz to obejrzeć!"
Brzmi jak wielkie wyzwanie dla scenarzystów. Ale grupa ludzi, którym udało się umieścić tajemniczą matkę w historii która ma dziewięć sezonów, to prawdopodobnie bułka z masłem.
"Scenarzyści po prostu dali radę" - mówi Smulders. "To jest takie zabawne, ale również liryczne w tym samym czasie".
Kobieta stojąca za Robin Scherbatsky również ujawniła, że obsada ostatnio czytała niektóre odcinki, które będą dalej w sezonie, zbliżające nas do końca serialu. Więc jakie one są? Jednym słowem...
"Są duże" - zapowiada. "Odcinki są bardzo wielkie".
Ogólnie coraz mniej godzin zostało do ślubu, akcja skoczyła ładnie do przodu, na początku były to jakieś 2h na odcinek a teraz pozostało już 33h. Grudniowe odcinki będą o wiele lepsze z tego względu, że scenarzystami są Bays i Thomas, a jeżeli oni piszą kwestie to można być pewnym dobrych odcinków, poza tym te odcinki przed świętami zawsze są dobre, robią coś takiego żeby przez te 4-5 tyg przerwy zrobić napięcie jak np w 7 sezonie kiedy Robin myślała że jest w ciąży czy z 8 sezonu ten podwójny odcinek z zaręczynami B&R. W tych odcinkach przed świętami czeka nas m.in powrót Simona byłego chłopaka Robin, tego który zagrał w jej teledysku a w 13 odcinku tuż przed świętami zostaną już niecała doba do ślubu, bo odcinek będzie o kolacji próbnej na dzień przed ślubem, prawdopodobnie w tym odcinku następna osoba z paczki pozna matkę.
Wątek Lily - wałkowanie tego samego od początku sezonu. Jej kwestie ograniczają się do "Thx Linus".
M+D - Strasznie irytujący, nic się nie dzieje, D jest nie do zniesienia.
B+R+L - konkurs na najlepszą jajecznicę? Wyszło strasznie drętwo i po prostu głupio.
Ted - fajnie prowadzony w tym odcinku. Akcja posunęła się do przodu. Jedyny mocny punkt w odcinku.
No właśnie. Nie wiem czy to "Thank you, Linus" jeszcze kogoś śmieszy? Ile można? Jak dla mnie teraz jest to bardziej irytujące niż śmieszne :/ Nie wspominając o tym, że po prostu głupie...
Motyw utrzymany od początku sezonu. Gdyby tekst padał raz na odcinek, dałoby się znieść, ale jest po 5-6 razy. Strasznie irytujące.
Oglądając kolejne odcinki mam coraz większe wrażenie, że do ślubu jednak nie dojdzie. Myślę, że może się zdarzyć, że przy ołtarzu albo zaraz przed ślubem Barney i Robin zdadzą sobie sprawę, że to jednak nie to i odwołają ślub a impreza, która miała być po ślubie i tak się odbędzie, bo rozstaną się w zgodzie.
A mi się odcinek nawet podobał. Pierwszy raz od kilku odcinków naprawdę się śmiałam. Mimo wszystko podobał mi się motyw z matką Barney'a nie licząc niszczenia jej bluzki przez Robin. :)
ja sie wzruszylam w momencie oswiadczyn Teda! uwazam ze przez ze to byly proste, normalne i romantyczne wypadlo to niebo lepiej niz oswiadczyny Barneya :)
Serio dziewczyny te oświadczyny dla was były takie słodkie? Dla mnie były przeciętne, a więc słabe, bez polotu i fantazji i w sumie bez większej historii. Chociaż lepsze takie niż jak Ted oświadczał się Stelli.
pewnie zabrzmi to tandetnie i dziewczynowato,ale... tak :) bylo to takie normalne i oczywiste tylko dlatego ze bylo widac ta ich milosc- a jak juz jest taka "wielka milosc" to nie trzeba skakac ze spadochronu zeby sie oswiadczac :P wystraczy pasc na kolana w jakims wyjatkowym miejscu :)) lezka w oku sie zakrecila
nie, były beznadziejne, bez iskry, polotu, czegokolwiek. Już lepiej rozegrali scenę kiedy przyszły Ted patrzy razem z matką na siebie z przeszłości (kiedy sączył samotnie koniak w hotelu). W ogóle wydaje mi się, że aktorzy przestali się starać, wszystkie sceny są robione trochę na odwal się... Ani razu się nie zaśmiałam, odcinek w ogóle mnie nie wciągnął, pauzowałam go chyba z 10 razy, żeby zrobić coś innego, bo kompletnie mi się go oglądac nie chciało...zupełnie tak jak aktorom grać, a scenarzystom pisać dobrego scenariusza.
między nimi nie ma chemii, może dlatego takie odczucie, wcale nie czułam, że oni się kochają w momencie tych oświadczyn...
wydaje się że między nimi nie ma chemii bo matka pojawia się zdecydowanie za rzadko i nie mamy okazji jej bliżej poznać, pokazali ją w finale 8 sezonu i tak zapowiadali przed startem 9 że będzie jej dużo a tymczasem prawie w ogóle jej nie ma... w następnym odcinku znów jej zabraknie, pojawi się natomiast Druthers były szef Teda, który ostatnio był w 2 sezonie więc dziwny powrót i w ogóle niepotrzebny, czeka nas kolejny zapychacz pewnie znów będzie śmieszny na siłę, ale chyba tym razem w całości będzie to retrospekcja będzie dłuższa scena w barze, w której Barney będzie podrywał laski wydając dźwięki delfina (coś jak bodajże w 6 sezonie kiedy udawał Terminatora) więc jest nadzieja na starego legendarnego Barney'a, a Ted z Marshallem będzie na meczu kosza i wtedy zadzwoni do niego Druthers... W 10 odcinku wróci ojciec Barney'a i Sam Gibbs czyli ojciec Jamesa ciekawe co on będzie robił na ślubie, to ojciec Jamesa, Barney nie jest z nim spokrewniony a mimo to będzie na jego ślubie... W ogóle w tym sezonie jest dużo powrotów zupełnie niepotrzebnych, jeszcze w 12 odcinku pojawi się były chłopak Robin ten który zagrał w jej teledysku i miał ten głupi zespół, po cholerę wciskają takich nic nie znaczących aktorów zamiast pokazać matkę...
Dla mnie paradoksalnie najlepiej Ted wyglądał w parze ze Stellą, której niby prawie nie znał, za szybko się oświadczył i tak dalej. Świetnie się dogadywali i podchodzili do wszystkiego z humorem. A ta cała "przeznaczona" matka... nie zauważyłabym różnicy, gdyby wycięto ją z kadru.
A ja się wzruszyłam, jak matka Barney'a przytuliła Robin ;) Natomiast oświadczyny nie zrobiły na mnie praktycznie żadnego wrażenia, niestety.
krótko podsumowując Teda, wielki romantyk szukający tej jedynej miłości człowiek który żyje marzeniami, sprowadził się do zwykłych przecietnych oświadczyn (po Tedzie spodziewać się by można czegoś więcej) oraz ślub wziął bo matka była w ciąży,
gwiezdne wojny co trzy lata odbywały się w pierwszej połowie roku, wiec i już wtedy miał dziecko 2015 czyli ciąża była już wiadoma pod koniec 2014, a oświadczyny również w 2015r.
Brawo Ted :D
Se znalazł chłopak prawdziwą miłość.
skad ta pewnosc ze zaciazyla przed zareczynami?? bylo to juz gdzies powiedziane?? to,ze sobie wyliczyles tak nic nie znaczy - czasem nawet i scenarzysci sie myla i gubia :)
Też mi się wydaje, że takie wyliczenia nie są zbyt ważne dla scenarzystów. A poza tym tam padły słowa "niecałe dwa lata później" a to tak naprawdę może znaczyć cokolwiek np. rok i 6 miesięcy. Tak czy inaczej trochę mnie to zaskoczyło bo Ted jest ogromnym fanem małżeństwa i od zawsze twierdził, że szuka żony, trochę to dziwne, że po spotkaniu największej miłości czekał tak długo z oświadczynami.
no własnie w tym rzecz że zawsze scenarzyści mieszali różne zdarzenia w przeszłości i przyszości tak by się układały w całość, i teraz pewnie to też jakoś połączą, ale patrząc na te wszystkie zapowiedzi w poprzednich odcinkach i wyliczanie wychodzi taki klops.
Ale Ted w sezonie 8 odcinku 9 nie mówi, że idzie na seans gwiezdnych wojen więc nie rozumiem dlaczego uważacie, że poszedł akurat na nie