Zanim oglądnęłam słyszałam wiele negatywnych opinii. Jednak jak dla mnie to zakończenie jest fantastyczne. 9 sezonów serialu "jak poznałem waszą matkę" o szukaniu matki dzieci, można by pomyśleć więc, że o kobiecie, miłości życia. Jednak nie. Ją mamy pokazaną już w 1 sezonie. Wzruszający, zaskakujący, przemyślany
A ja jestem trochę rozczarowany. Spodziewałem się finału będące o tym co serial - doskonałą komedią. Cały 9 sezon był bardzo udany, pełen śmiesznych scen i nawiązujący stylem do poprzednich sezonów i kręcący się wokół tematu "matki". Nawet sceny dramatyczne były pełne humoru. Tymczasem finał całkiem od tego odstaje - akcja jest zbyt szybka, a bohaterowie zgorzkniali - paczka się rozpadła, spotykają się rzadko, ale trzymają się swoich żartów i przywar. Robią to jednak na siłę chcąc uchwycić "lepsze czasy". Są w tym przygnębiający, a na pewno nie zabawni.
Ale co do jednego się zgadzam - odcinek zamyka serię w miarę spójnie, wyjaśnia się po co Ted snuje opowieść swoim dzieciom i dlaczego to Robin jest w centrum uwagi.
To prawda. Zgodzę się - akcja trochę za szybka, ale dla mnie to ogólnie 9 sezon słabo przemyślany. 22 odcinki przygotowań do ślubu, który po 5 minutach 23 odcinka okazuje się skończony i nieudany. Co do rozpadu paczki również tak uważam. Jest to moment smutny, a jednak widać usilne starania utrzymania starego stylu.
Zgadzam się, trudno było wymyśleć lepsze zakończenie. Ted przez cały związek z Tracy nie myślał o Robin, za to ona nie mogła sobie wybaczyć tego błędu (zostawienia Teda) i w pewnym sensie odcierpiała swoje, by zasłużyć na ten związek.
Myślałem, że producenci nie zdecydują się na coś tak ambitnego i dostaniemy jakąś papkę dla mas, typowy amerykański happy end, gdzie wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Jestem mile zaskoczony, bo HIMYM pokazało, że można dać widzowi coś wzruszającego, zabawnego i wartościowego zarazem. :)