Odcinek jak odcinek, były lepsze, były też gorsze. Wątek Blaumana dziwny, nagle się zrobił mega ważną postacią w życiu każdego, chociaż od dawna nie było o nim wspominane. Nagle smutek, bo odjeżdża. Trochę zapychający motyw.
Ale końcówka - to, jak Ted opowiadał o tym, jak radzą sobie inni - to było tak cholernie poruszające; znak, że serial definitywnie się kończy i wątki co ważniejszych postaci wyjaśnione chociaż trochę, bardzo fajnie to wyszło. Trochę żal, że niedługo koniec, naprawdę.
Czy tylko ja mam wrażenie ( i obawy), że wszystko zmierza do tego że cała paczka nie będzie już ze sobą utrzymywała kontaktu?
Przez ostatnie kilka odcinków ciągle przejawia się motyw tego, że ludzie odchodzą, traci się z nimi kontakt, każdy żyje swoim życiem.
Chociażby ten odcinek gdy Ted i matka jako już starsza para opowiadają sobie przy stoliku historie z życia. Matka wtedy coś mówi o tym, że rozumie jego chęć wspomnień bo tylko to mu zostało po wszystkim. I tak samo gdy Ted się wzruszył przy słowach "co to za matka która nie pojawia się na ślubie swojego dziecka" - wydaje mi się, że mogło tu nie chodzić fizycznie o matkę, ale generalnie o bliskie osoby (Barney, Robin, Marchall, Lily)
No i najnowszy odcinek - przed tym jak Blauman wrócił Ted mówi "Przyjaciele, sąsiedzi... (...) z biegiem lat tracicie z nimi kontakt".
Co o tym myślicie?
Wydaję mi się, że morał tego będzie taki, że z najlepszymi przyjaciółmi nigdy nie straci się kontaktu, co najwyżej ten kontakt się poluzuje.
- Kiedy Barney w przyszłości udawał, że umiera - cała paczka była przy nim
- Kiedy Tedowi urodziła się córka to oglądali razem z nią Gwiezdne Wojny
- Lilly i Marshall zajmowali się córką Teda, kiedy poszedł na randkę z matką
- Ted, Lilly i Marshall na zjeździe absolwentów
- Do tego rysunki dzieci Teda, na których jest Robin i słowa Teda, że odebrała dużą rolę w ich życiu
- Samo to, że mówi o nich jako "wasz wujek/ciocia", "wasz kuzyn Marvin" czyli musieli mieć kontakt
- Są pokazane spotkania Lilly i Robin przy winie do 2030 roku
Moim zdaniem nigdy nie stracą ze sobą całkowicie kontaktu, nawet jeśli nie będą spotykać się codziennie w barze, to na pewno znajdą dla siebie czas przynajmniej raz w miesiącu. Wierzę, że Ted, Matka, Lilly i Marshall będą siedzieli razem na ganku na starość. :D
Pamietacie jak skonczyli się "Przyjaciele"? Widzę tutaj trochę podobieństw, więc może i zakończenie będzie w podobnym stylu (szczęśliwe bądź nie, rozpad paczki lub trzymanie się do końca razem itd...)
W odcinku "Roboty kontra zapaśnicy" jest mowa o tym, że choć nie zawsze mieli czas dla siebie, to zawsze spotykali się na tym show (co roku). Może być tak, że Ted trzyma kontakt ze wszystkimi, ale oni między sobą nie - czyli np. kontakty Barneya i Marshalla osłabły itp.
Sądzę, że twórcy chcieli przekazać jakieś wartości, typu "prawdziwi przyjaciele stick together", a Ci nieważni prędzej czy później się wykruszą. Amerykanie nie są aż tak głupi by zakończyć 9 letni serial rozpadem grupy przyjaciół. :p
Nie licząc odcinka 11 - Bedsite stories, który był wg mnie największą porażką tego serialu, to odcinek 21 jest najniżej przeze mnie oceniony. Było już coraz lepiej (jak na tę serię) z odcinkami i nagle taki gniot. Ani razu się nie zaśmiałam i gdyby nie te rozważania Teda na temat utraty kontaktów itp., to ten odcinek nie miałby żadnego sensu, bo nie pokazał praktycznie nic, co by mogło zainteresować.
Gorzej być już chyba nie może. Ostatni sezon to jedna wielka porażka, z paroma małymi wyjątkami.
Zgadzam się z jednym zastrzeżeniem - w tym sezonie nie ma wyjątków. Odcinki są słabe z tym że jedne bardziej, drugie mniej. Jak dotąd nie było żadnego odcinka na miarę game night, slap bet, of course czy glitter. Ósmy sezon był straszny i liczyłam, że scenarzyści postarają się chociaż przy ostatnim, ale jak widać formuła się po prostu wyczerpała...
odcinek przyjemny i lekki, ale na nic więcej nie liczyłam i czuję się w miarę usatysfakcjonowana :)
Pierwsza randka Teda i Matki była urocza, wątek Blaumana był bez sensu, znaczy jego związek z Jamesem był jakoś ładnie wklecony i nie na siłę, ale to tylko ten jeden i tak btw nie wiem po co Ted opowiadał tę historyjkę Matce, ale mniejsza z tym. Największym plusem odcinka było pokazanie przyszłych losów niektórych postaci :)
Sam w sobie odcinek nie był śmieszny, może jakieś pojedyncze momenty.
Moim zdaniem właśnie o to chodziło, gdyż tak w życiu niestety właśnie jest, że z biegiem lat znajomości nagle urywają się i choć zawsze chcemy, aby dana osoba z Nami była blisko, to czas leci szybko i nim się obejrzymy, nie widzimy się z kimś kilka lat... I jest to normalną rzeczą, gdyż nawet, jeśli przerwy nie są długie, to inne sprawy zaprzątają nam codzienne życie: praca, rodzina. Przykra prawda i zdaje mi się, że to chcą nam przekazać twórcy, podkreślając oczywiście, jak ważna jest przyjaźń (oraz to, że prawdziwa przetrwa nawet te kilku miesięczne/letnie przerwy).
A tak btw, chyba wszyscy za bardzo nastawiają się na poruszanie jedynie wątków komediowych, które moim zdaniem schodzą już od dłuższego czasu na dalszy plan. Dlaczego? Bo takie jest po prostu prawdziwe życie, które w pewnym momencie wymaga ustabilizowania się psychicznego, do którego regularnie dążą bohaterowie HIMYM. Szkoda, ze tego nie widzicie ;)
Obejrzałem odcinek i może nie był jakiś wybitny, ale koniec był naprawdę fajny.
Morał o tym, że po ślubie niektórych osób już nigdy nie zobaczysz jest świetny.
Są momenty w życiu kiedy nawet nie wiesz, że w tym właśnie czasie widzisz osobę ostatni raz. Tu był przykład jakim jest wesele i po tym koniec,
ale w życiu jest wiele takich sytuacji np. koniec szkoły, wyprowadzka, stały związek itd.
Gary może nie był kimś ważnym w ich życiu, był po prostu przykładem i nawiązaniem do innych postaci, które były na końcu.
Rzeczywiście niektórym postaciom było można przypisać lepszą i troszkę dłuższa historię. Np. Kevin, Zoey.
Brak też innych ważnych postaci...
Ale za to fajnie wyszło z Aw Meeen:)
Barney też śmiesznie się wkurzał o frytki:)
Serial zbliża się ku końcowi i odcinku robią się smutniejsze, ale taka kolej rzeczy jak rozstajemy się z postaciami, które oglądaliśmy ładnych parę lat.
Kolejny bardzo dobry odcinek. Pomysł z reakcjami bohaterów na nazwisko Blaumana był naprawdę zabawny. Barney rzecz jasna najlepszy, ale jako jedyny miał dobry powód. No i to zakończenie z niegłupim przesłaniem. Tyle kontaktów się urywa zwłaszcza po szkole. Wszyscy mają podejście, że nie da rady utrzymać tych znajomości. Kiedy to takie proste: jeden telefon, umówić się na głupie piwo co jakiś czas. Wystarczy chcieć.
mnie wkurzyło to, ze jak na początku ted był z matką na randce to zero chemii czy czegokolwiek, to wyglądało jak biznesowe spotkanie, albo psotkanie dwojga znajomych. ted był taki znudzony, słabo to zagrali