Skulony, zdawałoby się martwy, gwałtownie podnosi łeb - warcząc. Chwilę potem rozszarpuje swoje trzewia, zwraca się bardzo powoli ku górze i piekielnie niepokojącym głosem mówi: "Panuje chaos". Lis z filmu Larsa v. Triera przepowiada jeszcze bardziej przerażający ciąg dalszy, bo widzi, jak jest. I nie ma w tej scenie za gram śmieszności.
Czy można o rzeczach w istocie ważnych mówić wyłącznie puszczając oczko ? Netflix nie ma z tym problemu. Nawołuje do anarchii, przebudzenia, zerwania z tradycją, którą (pewnie słusznie), uznaje za fałszywą, nie siląc się nawet przez sekundę na poważną minę. Najpoważniejsze i najśmielsze tezy giną w ferworze zdarzeń, niewybrednym języku, głupkowatych komentarzach skierowanych bezpośrednio do widza.
I chyba tak musi być. Serial skoncentrowany, w tym przypadku na widowni 18-30 lat, nie może być, ani zbyt mądry, ani zbyt wyrafinowany intelektualnie. Proste, skądinąd słuszne wnioski i ciekawe gdybania nie mogą być opakowane inaczej. Pudełko musi cieszyć oko, nęcić oryginalnością, bez względu na treść, która, jeśli jest, powinna być wyłącznie dopełnieniem zabawy.
Nie kupuję, nawet jeśli chaos jest jedynym rozsądnym wyjściem, jedynym słusznym początkiem nowego świata.