To wszystko już było. Partner z problemami, policjantka maksymalnie wkręcona w śledztwo, tematyka kręcąca się wokół dzieci. Trudno w dzisiejszych czasach o wielką oryginalność w kryminałach, ale mam wrażenie, że tutaj twórcy (albo autor książki) nie za bardzo się wysilili. Nie oznacza to jednak, że serial jest zły – wręcz przeciwnie, jest całkiem niezły, tylko że mnie niczym nie zaskoczył, a lubię jak kryminały od początku mają w sobie to „coś”, co nie pozwala oderwać mi się od ekranu. Tutaj tym „elementem” były kwestie społeczne.
Twórcy pokazują tę drugą stronę duńskiego socjalu, znacznie ciemniejszą, uzmysławiając widzowi, że zło drzemie w społeczeństwie i procesach politycznych, które je kształtują. Bo oczywiście sam w sobie socjal nie jest zły – problemy pojawiają się, gdy tak jak właśnie w przypadku państw nordyckich, zdarza się, że wymyka się spod kontroli. Dodatkowo mamy świetnie zarysowane portrety psychologiczne bohaterów. Aż chciałam dowiedzieć się więcej o Thulin i Hessie poza tymi niedopowiedzianymi historiami. Dlatego uważam, że ten serial lepiej by działał jako dramat niż przeciętny kryminał.
Wszystko okraszone jest typowym dla nordyckiego kina mrokiem, który wykracza poza miejsca zbrodni. Atmosfera jest gęsta, pomieszczenia ciemne, a bohaterowie noszą zadry w sercu, duszą w sobie wszystkie bolączki.
Więcej opowiadam tutaj: https://youtu.be/MIJEiLdxAys