Takie trochę inne opko. Postanowiłam wprowadzić ich w świat, który dobrze znam:P
Mam nadzieję, ze przypadnie wam do gustu.
Pozwoliłam sobie umieścić w treści kilka fragmentów znanych dramatów „3 siostry” Antoniego Czechowa i „Szklana menażeria” Tennessee Williams w scenach w teatrze.
1.
-Agencie Booth, czy coś jest nie tak?- spytał Sweets. Bones i Booth siedzieli teraz w jego gabinecie na kolejnej terapii. Booth widocznie był zniecierpliwiony. Cały czas stukał palcami o brzeg kanapy.
-Nic. A co ma być Sweets?- powiedział poirytowany.
-Od początku naszego spotkania nie odezwał się pan ani słowem…
-Jemu chodzi o to, że ciągle pukasz tymi swoimi palcami o kanapę. To jest naprawdę irytujące.- wtrąciła się Bren.
- To też chciałem powiedzieć. Dziękuję Dr Brennan.- powiedział psycholog.- Więc Agencie Booth…?
-Co?- spytał Seeley.
-Co pana tak denerwuje?
-Na pewno chcesz wiedzieć chłopcze?
-Mówiłem, że mam 22 lata. Nie jestem dzieckiem, mam doktorat…
-Wiem, mówiłeś to już chyba setki razy. Co nie zmienia faktu, że i tak ci nie wierzę.
-Ok. pozostawmy ten temat. Co pana gryzie?
-Ale przecież nic nie może go gryźć, Sweets- wtrąciła się Bren.
-To przenośnia Dr Brennan.
-Aha. No tak…
-Wkurza mnie to, ze znowu musimy tu siedzieć. Już myślałem, że dasz nam wreszcie spokój.
-Nie mogę przerwać terapii w momencie, kiedy widzę, że między wami są jakieś skrywane emocje i widoczne dla każdego gołym okiem niesamowite napięcie seksualne.
-Jesteśmy tylko partnerami. Ile razy mamy ci to powtarzać Sweets- powiedział ty razem podenerwowany Booth.
-Tak, powtarzacie to cały czas, tylko, ze ja niestety wam nie wierzę. Jestem psychologiem i widzę, jak na siebie patrzycie, jak…
-Nienawidzę psychologii- powiedziała Bren.- I nie wierzę, że należy ona do nauk takich jak np. antropologia. Jest zupełnie bezużyteczna.
-Znam pani opinię Dr Brennan na temat psychologii, ale to nie zmusi mnie do przerwania terapii- odparł łagodnie Lance.- Dobrze. Pamiętacie jedno z naszych spotkań, kiedy graliśmy w skojarzenia?- nie odpowiedzieli- Chciałbym je powtórzyć.
-O na pewno nie Sweets!- powiedział gniewnie Booth- Nie pamiętasz jak to się skończyło? Proszeniem o moją spermę. Wymyśl coś innego.
-Doskonale pamiętam co się wtedy wydarzyło. To było kolejnym sygnałem dla mnie o czym oboje myślicie i że, nie wiem czy nieświadomie… ale próbujecie stworzyć razem rodzinę.
-To jakiś żart- powiedziała Bren.- Jak mówił Booth jesteśmy tylko partnerami. Każdy z nas ma własne życie.
-Właśnie.- przytaknął Booth.
-Tak, tak, jasne. A ja jestem królową Anglii.- zaśmiał się pod nosem Sweets.
-Wasza wysokość- Booth wstał i ukłonił się.
-Booth, ale on nie jest przecież królową Anglii…- powiedziała zdezorientowana Bones- czemu mu się kłaniasz?
-Oj, Bones…- Booth opadł zrezygnowany na kanapę.- Musisz się jeszcze wiele nauczyć.
-Uczę się. Mam najlepszego nauczyciela- uśmiechnęła się do Bootha. Ich wzrok się spotkał- Ale nadal nie rozumiem…- Seeley położył palec na jej ustach. Sweets obserwował wszystko z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Bones, wytłumaczę ci to później. To taki żart.- mówił i wpatrywał się w jej piękne niebieskie oczy. Trwali w takiej pozycji przez dłuższą chwilę.
-O tym właśnie mówię- powiedział do siebie Sweets. Nie powiedział tego tak cicho jakby mu się wydawało. Na dźwięk jego głosu, partnerzy oderwali się od siebie, jak oparzeni.
-I z czego się tak cieszysz Sweets?- spytał Booth.
-Z niczego, Agencie Booth. Ja…- przerwał im telefon Bootha.- Wolałbym, żeby pan…
-Booth?- rzucił do słuchawki.
-… nie odbierał telefonu…- dokończył Lance.
-Tak? Oczywiście. Już jedziemy. Mamy sprawę- zwrócił się do Bones.
-Ok.- oboje wstali z kanapy.
-Nasz czas jeszcze się nie skończył…- Sweets chciał ich zatrzymać, ale oni już byli przy drzwiach.
-Sorry, Sweets. Nowa sprawa. Pogadamy innym razem- rzucił Agent.
-Kolejne spotkanie w środę o 18. nie zapomnijcie…
-Jasne.- odpowiedzieli i już byli za drzwiami.
-Jak ja mam im uświadomić co do siebie czują? Przecież to widać na kilometr, że tą dwójkę łączy miłość. Czemu się tak opierają?- pytał sam siebie.
2.
Szybko dojechali na podane miejsce. Tym razem zwłoki znaleziono w polach. Był to płytki grób. Jakiś rolnik chciał skopać ziemię i przez przypadek odkrył ciało.
Bren i Booth wysiedli z SUV’a Agenta i już zmierzali w kierunku znalezionych szczątek.
-Napięcie seksualne, co?- mówił Booth.
-Tak. W bajce chyba.- odpowiedziała Bren.
-Ja nie wiem z jakich książek on się uczył psychologii. Może pomyliły mu się z powieściami fantasy.
-Możliwe.
-Jakie masz plany na weekend, Bones?
-Pewnie popracuję nad szczątkami z wojny secesyjnej. Powinnam w końcu się za nie zabrać…
-Znowu praca? Bones czy ty nie wiesz do czego służy weekend?
-Wiem.
-Raczej wątpię. Powinnaś wybrać się do jakiegoś klubu, baru albo na jakąś dyskotekę.
-Nie chodzę na dyskoteki.
-Wiem. A może powinnaś to zmienić?- uśmiechnął się szeroko.
-Na razie nie planuję tego.
Po chwili.
-Gdzie są szczątki?- spytała Bren, kiedy doszli do miejsca, w którym już była cała ekipa.
-Tutaj Dr Brennan- mężczyzna wskazał płytki grób. Bones od razu kucnęła przy ciele i zaczęła swoje badania.
-Mężczyzna. Wiek około 50- 68 lat…
-Czas zgonu?
-Nie mogę tutaj dokładnie określić. Zbyt dużo tkanek.
-Przyczyna?
-Nie ma żadnych widocznych urazów. Musimy zabrać go do Laboratorium.
-Do Jeffersonian- krzyknął do ludzi.
Godzinę później byli już w Instytucie i zaczęli dokładniejsze badania.
-Zachowało się bardzo dużo tkanek- zaczęła Cam pochylając się nad ciałem.- Zrobię toksykologię. Nie widzę tu żadnych obrażeń… Może na kościach się coś znajdzie…
-Cam….- powiedziała nagle Bones zauważając pewną nieprawidłowość.- Spójrz tutaj.- pokazała miejsce gdzie zaczynała się pacha- Tutaj jest… Właściwie nie wiem co dokładnie. Nie widziałam nic takiego wcześniej.
-Rzeczywiście dziwne…- teraz Cam przyglądała się tajemniczej ranie.- Wygląda, że ofiara została czymś dźgnięta, tylko nie pasuje mi to do żadnego narzędzia zbrodni jakie widziałam. Ma dość nieregularne kształty… Może ślad na kości nam coś podpowie.
-Ofiara nie żyje od 30 godzin- Hodgins wszedł na platformę. Za nim wbiegła Angela.
-Znam tożsamość ofiary. Joseph Hunt.- wcisnęła kilka klawiszy i na ekranie ukazał im się starszy pan.
-Aktor?- spytała Jack.
-Tak. Pracował w teatrze na prowincji, niedaleko DC. Dosyć znany teatr- wcisnęła kilka kolejnych klawiszy i pojawiła się strona teatru.- Ostatnio grał w „Operze za trzy grosze”, wcześniej w „Hamlecie” i „Opętanych”… Dosyć znany w tamtych rejonach. Jeden z najlepszych.
-Kto mógłby chcieć zabić aktora?- spytał Hodgins
-Tego musimy się dowiedzieć Dr Hodgins- powiedziała Bren- Cam daj mi znać, jak będę mogła oczyścić kości.
-Oczywiście Dr Brennan.
-Coś wiadomo?- spytał Booth, który właśnie pojawił się na platformie.
-Niewiele, ale coś tak- powiedziała Cam.
-Na razie znamy tożsamość ofiary. Joseph Hunt. Aktor prowincjonalnego teatru, niedaleko DC. 65 lat. Na razie nie znamy dokładne przyczyny zgonu- referowała Bren.- Znaleźliśmy dziwną ranę z boku, ale na razie nie potrafimy jej zidentyfikować.
Ponownie rozdzwonił się telefon Bootha.
-Booth? Oczywiście. Jedziemy. Kolejne zwłoki…
-Kolejne?- zdziwiła się Cam.
-Gdzie?- spytała Bren.
-Niedaleko tych pól na których znaleźli tego aktora… Zbieraj się Bones. Jedziemy.
Ruszyli na kolejne miejsce zbrodni.
3.
Tym razem ciało znaleziono w lesie przez przypadkowych turystów.
-Kobieta.- zaczęła Bones klękając przy zwłokach.- 25- 30 lat. Wygląda na to, że została czymś dźgnięta. Więcej nie mogę powiedzieć. Znowu tkanki. Robota dla Cam.
-Ok. Pakować i wszystko do Jeffersonian- ponownie tego dnia krzyknął Seeley do mężczyzn badających teren.
-Proszę jeszcze obfotografować miejsce znalezienia zwłok i okolice.- powiedziała Bones zdejmując rękawiczki.
-Oczywiście Dr Brennan.- odpowiedział jakiś mężczyzna z aparatem w ręce.
-Dwa ciała w ciągu jednego dnia… Nie tak wyobrażałem sobie dzisiejsze popołudnie.- powiedział Booth z zdegustowaną miną.
-Ja też..
Kilka godzin później Jeffersonian.
-Sue Mayers- zaczęła Angela pokazując na ekranie komputera zdjęcie kobiety- 25 lat. Również aktorka tego samego teatru.
-Wyniki toksykologiczne wykazały w obu wypadkach obecność arszeniku.- zaczęła Cam.
-Zostali otruci?- spytała Bones.
-Tak. W żołądkach znalazłam także liście herbaty, owocowa u kobiety, melisa u mężczyzny. Były też śladowe ilości kawy.
-Ktoś otruł ich herbatą?
-Na to wygląda.
-W takim razie to musiał być ktoś z tamtego teatru.
-Mamy też podobny ślad na ciele kobiety. Ten sam dziwny kształt Angela spróbuj to rozpracować. Może uda ci się coś z tego wydobyć. Zaraz prześlę ci zdjęcia na twój komputer.
-Ok. już się zabieram do roboty.- odpowiedziała artystka i poszła do siebie.
-Ok. Ja też będę u siebie – mówiła Bren ściągając rękawiczki.- jeszcze raz przyjrzę się wszystkim zdjęciom z miejsc znalezienia ciał. Może one nam coś pokażą. Jeśli będziesz coś potrzebowała Cam…
-Dam znać.
-Dzięki.- powiedziała i udała się do swojego gabinetu. Jak już wspominała, zabrała się za przeglądanie zdjęć.
-Bones!- krzyknął Booth wbiegając do gabinetu partnerki.
-Booth!- podskoczyła na krześle- chcesz, żebym zeszła na zawał. Nie potrafisz pukać?
-O widzę, że zaczynasz używać kolokwialnych wyrażeń. Brawo Bones!- posłał jej jeden ze swoich czarujących uśmiechów.
-Nie zmieniaj tematu, Booth. Czemu tak do mnie wparowałeś?
-O kolejny…
-Booth!
-Ok. widzę, że pani dziś nie w humorze. Przepraszam.
-Co jest takiego ważnego, że wbiegłeś tu krzycząc?
-Mamy sprawę. Misję właściwie.
-Kolejne ciało?
-Co? Nie, nie.
-Więc, co?
-Musimy pojechać do tego teatru…
-Przesłuchać ich wszystkich, tak? Znaleźliśmy w ich organizmach arszenik to musi być ktoś z tamtego teatru. Dodatkowo były też jakieś resztki herbaty i kawy. Doszliśmy do wniosku, ze musieli zostać otruci szklanką herbaty. Kobieta piła owocową, jeśli to ma jakiś związek, a mężczyzna melisę. Trzeba będzie…
-Bones, Bones, Bones… Ale ty dużo mówisz.
-Myślałam, ze to cię interesuje. W końcu chodzi o rozwiązanie sprawy podwójnego morderstwa.
-Oczywiście, ze mnie to interesuje.
-Więc nie rozumiem twojego wzburzenia.
-Nie jestem wzburzony.
-Jesteś.
-Nie jestem.. Nieważne Bones. Chciałem tylko dokończyć. Mamy misję pod przykrywką.
-To znaczy?
-Dasz mi w końcu dokończyć?
-Jasne. Przepraszam.
-Mamy pojechać do tego teatru pod przykrywką. Tutaj- podał jej dwie teczki z jakimiś dokumentami- tu są nasze nowe życiorysy i nowa tożsamość.
Bren otworzyła jedną z teczek i zaczęła czytać.
-Martha May? Kto to?
-Ty.
-Przecież jestem Temperance…
-Bones. Czy ty w ogóle mnie dzisiaj słuchasz?- przerwał jej.
-Oczywiście…
-Jakoś nie widzę. Dobra nieważne- dodał widząc złowrogie spojrzenie partnerki- Jedziemy tam pod przebraniem tak?- kiwnęła głową- Więc to jest teraz twoja nowa osobowość. Od teraz będziesz Marthą May. Aktorką.
-Czy to znaczy, że…
-Że od teraz jesteśmy aktorami i naszym zadaniem jest zdobyć etat w tym teatrze, po to żeby wejść w ich świat, zdobyć informację na temat tych dwóch ofiar i móc rozwiązać zagadkę morderstwa.
-Ale tutaj jest napisane… Darius May… To znaczy, ze jesteśmy małżeństwem?
-Tak. Bones. Jesteśmy małżeństwem. Inaczej moglibyśmy wzbudzić podejrzenia lub nieufność, no wiesz, gdybyśmy w tym samym czasie, razem starali się o etat.
-No to pięknie…
-No to, żonko…
-Nie mów tak do mnie.
-Teraz będziesz musiała się do tego przyzwyczaić, bo przez najbliższy czas będziesz musiała grać moją żonę. Mamy udawać szczęśliwą parę.
„Szkoda, ze tylko udawać”- przeszło Bren przez myśl. „Ech, daj sobie spokój z nim. Nigdy nie będzie cię chciał naprawdę. Nie można żyć złudzeniami. Muszę znaleźć sobie jakiegoś potencjonalnego partnera, z którym mogłabym się czasem spotkać…”
-Bones, jesteś tam?!- z zamyślenia wyrwał ją krzyk Bootha. Machał jej ręką przed oczami.
-Jestem. Zamyśliłam się. Co mówiłeś?- powiedziała rozkojarzona.
-Że przyjadę po ciebie za dwie godziny. Muszę odebrać resztę naszych dokumentów tożsamości, nowe ubrania i jakieś tam inne rzeczy. Wszystko jest w FBI. Pojadę się jeszcze spakować do siebie i wrócę.
-Ok.
-Bądź gotowa. Zawiozę cię do domu, spakujesz się i z samego rana ruszamy.
-Ok.
Booth wyszedł z gabinetu Tempe, a ona została sama ze swoimi myślami.