Jest to obrzydliwe, cringe’owe, odpychające – ale oglądamy to, pochłaniamy każdą scenę fascynując się tym, co widzimy na ekranie. I dostajemy więcej, i więcej, i więcej, bo materiału wpakowanego w siedem odcinków jest sporo. „Tiger King” od pierwszych sekund łapie za gardło i trzyma do finału, czasem nawet podnosząc nas za szyję do góry. A my wesoło machamy nóżkami i wypluwamy słowa „więcej, daj więcej”.
Cała recenzja: https://www.geekkochanajmocniej.pl/2020/04/tiger-king.html