Rozkleiłam się na ostatniej scenie, to było bardzo poruszające, życie z osobą chorą psychicznie to miłość przeplatająca się z nienawiścią i wielkim bólem. Sceny z "leczeniem" Jerzego były wstrząsające, choć mogli to pokazać dużo gorzej, medyczne metody zamierzchłych czasów to jeden wielki koszmar. Nie obchodzą mnie czarnoskórzy na dworze, czarna królowa czy wątek homoseksualny, doceniam piękną muzykę, stroje, grę aktorów i wzruszającą historię, pełną mroku. Tyle i aż tyle. Lepsze niż Bridgetonowie
Dokładnie, tak samo uważam. O ile wcale nie przepadam za tym gatunkiem o tyle serial bardzo mi się podobał. Nie zwracałam uwagi na wątki homoseksualne czy, że tu czy tam są czarnoskórzy z tytułami byle by poprawność politycznie zachować. Historia miłości Jerzego i Charlotty to prawdziwy hate-love pięknie pokazany. Ile trzeba mieć odwagi i nadziei, ile przeszkód trzeba pokonać by walczyć o tak trudną miłość. Wielką miłość. Dwa ostatnie odcinki wycisnęły ze mnie łzy. Moim zdaniem najlepsza historia z całych Bridgertonów.