Udało mi się po długich poszukiwaniach , znaleźć drugi sezon z polskimi napisami.
Nie jest już to te same "ku jezioru " co w sezonie pierwszym.
Za dużo świrowania, zwidów, wizji , gadania z duchami, czy nawet leczenia ziołami, i "mocą ".
Nie skupia się też już na wirusie , który w sumie został prawie zepchnięty , nie są już ścigani przez wojsko.
Za to wpadają, a to na sektę czy też na bandę nastoletnich opryszków.
Nowa postać Żenia niczym superbohater ratuje naszą paczkę z każdej opresji , i jak łatwo się domyślić Polina ma na niego chrapkę.
Z drugiej strony będąc z taką d... jak Misha (wciąż mega jak dla mnie irytująca postać), to się nie ma co dziewczynie dziwić, gdy na horyzoncie w końcu pojawia się prawdziwy facet.
Śmierć dwójki głównych bohaterów, o ile czułam, że Lyonya w tym sezonie zginie , to śmierć małego Antoszy mnie zaskoczyła, no ale dzieciak często pakował siebie i pozostałych w problemy, i zachowywał jakby mu piątej klepki brak , mimo bycia dzieckiem to nie był to maluch by nie rozróżniał co dobre a co złe .
No i na koniec ciąża Iriny , nie wie kto jest ojcem, ex mąż postanawia, że dziecko będzie ich , a tu w finale tracą swojego syna , a na wyspie spotykają nikogo innego jak byłego kochanka i być może ojca nienarodzonego dziecka.
Sezon 2 skończył się zakończeniem sugerującym, że to nie będzie jeszcze koniec , ciekawe tylko co tym razem wymyślą.