I jak wrażenia po pierwszej części? Ja mam mieszane uczucia, nie tego się spodziewałam.
Największym zaskoczeniem i jednocześnie chyba największym zgrzytem jest dla mnie przemiana z
niebanalnej, popapranej, szalonej dziewczyny w bizneswoman... Owszem, piękną, ale chyba tylko
uroda Effy pozostała niezmieniona. Moim zdaniem w ogóle cała historia, jej poprowadzenie oraz
sam pomysł, by właśnie tak zakończyć przygodę ze Skinsami jest dość... dziwny, nietrafiony.
Wiem, że ludzie dorastają, większość z nich pracuje i właśnie tak przeżywają kolejne lata, ale na
brodę Merlina, poprzednie sezony też opowiadały o z pozoru zwyczajnych nastolatkach, a były
według mnie magiczne, niepowtarzalne i jednocześnie chole. rnie prawdziwe. Ciekawa jestem,
jakie będą kolejne odcinki, zwłaszcza tej o Cooku. Gdybym miała oceniać samą pierwszą część to
dałabym 4/ 10, z czego 3,5 punktu jest za nadal genialną Naomi (;
Trochę żałosne to w sumie było, myślałem że będzie to coś bardziej w stylu wspomnień, wyjaśnień, że przez cały odcinek będę miał łzy w oczach. Jednak wyskoczyła mi Effy której zależy tylko na pracy i Naomi która nie wie sama co ma ze sobą zrobić, dafuq.
Poza tym wiem, że bohaterowie są już dorośli, blablabla. ale gdzie tu klimat skinsów? Tego mi chyba najbardziej brakowało w tym odcinku.
Może o to właśnie chodzi. Może ten ostateczny kop, jakim była śmierć Freddiego w chwili, kiedy zdecydowała się z nim być, zmienił ją w tę osobę, którą widzimy - dojrzałą, pracowitą Effy?
No ok, gdyby to tak wytłumaczyli byłbym usatysfakcjonowany, w ogóle gdyby wspomnieli o kimś poza Emily i Naomi ale będzie jeszcze drugi part, mam nadzieję że będzie dobry ; d
Liczyłam na normalne komentarze, a tu tylko dzieci, którym brakuje imprez, rzygania, narkotyków i seksu. Ktoś tu jest niedojrzały, ale to nie Effy. Ta seria jest dodatkiem do trzech generacji i nigdy nie miała imitować "klimatu" poprzednich, pokazuje zderzenie waszych ulubieńców z rzeczywistością, w której zwyczajnie nie da się tylko całymi dniami chlać i płakać nad wyimaginowanymi problemami.
Kiedy dwoje ludzi się bardzo lubi, zaczynają robić nago obrzydliwe rzeczy, nazywamy to "puszczaniem się". Tak się rodzice nauczyli?
Chodzi mi o to, że to jasne, że Effy wdaje się w ten romans dla kariery i uważam, że to jest obrzydliwe. O to mi chodziło, przyznaję, że powinnam to wyrazić nieco przejrzyściej. Mimo to nie musisz też od razu nas obrażać, mówiąc, że jesteśmy "dziećmi oczekującymi imprez i rzygania". I co jest nienormalnego w tym komentarzach? Czy jeśli ktoś się z Tobą nie zgadza, to znaczy, że jest nienormalny? Każdy ma własne zdanie na każdy temat, pora to zrozumieć.
Ja odebrałam to zupełnie inaczej. Dla kariery - Effy utrzymywała stan zaintrygowania u szefa, jednak nie pozwalała na więcej - jest inteligentna i nie popełniłaby błędu swojej ex zwierzchniczki. Natomiast po wiadomości o chorobie Naomi zwyczajnie, po ludzku, potrzebowała fizycznego ukojenia. Nie bez powodu błogostan wywołany przez w/w obrzydliwe rzeczy nazywamy też "zapomnieniem" - tego było jej trzeba w danej chwili i wiedziała, gdzie to dostanie. Teraz może albo uzależnić się emocjonalnie, albo trzymać szefa w ryzach, naginając do własnej woli (a to już zależy od niego). W każdym razie seks z szefem nie był jej niezbędny, do tej pory szła w górę bez niego, a na pewno skomplikuje sytuację.
W zupełności popieram... myślę, że jest to spowodowane tym, iż niektórzy mają jeszcze ten etap przed sobą ;]
Szczerze mówiąc i ja mam mieszane uczucia. Nie mogłam się doczekać tej 7. serii, a potem dziwnie się czułam oglądając pierwszy odcinek. Jakby to nie byli Skinsi, tylko jakiś film, w którym gra Kaya i Lily. Effy i bizneswoman? Zaskoczyło mnie to. I Naomi, która tak naprawdę uczyła się z nich wszystkich najlepiej, miała swoje cele, do których chciała dążyć, a skończyła bez pracy, popalając sobie trawkę i będąc utrzymywana przez Effy, która nagle zrobiła się obowiązkowa i taka odpowiedzialna. To Effy ćpała, piła i imprezowała ile wlezie, a teraz ma świetną pracę. A jej szef - strasznie przypomina Freddiego. I co z Freddiem? Czy będzie jakaś wzmianka o nim? Jak Effy to przeżyła, jak się dowiedziała itd. Liczę na to w drugiej części 'Fire'. Ciekawe też, co zrobią z Naomi - uśmiercą czy nie?
Na koniec - podoba mi się to, że mimo ogromnej metamorfozy, Effy wciąż ma kilka cech z przeszłości. Manipuluje i gardzi ludźmi, wydaje się wszystkim znudzona, wywraca oczami, a wreszcie - jest niesamowicie opanowana i pozostaje magnetycznie tajmnicza.
Czekam z niecierpliwością do poniedziałku, jestem ciekawa jak będzie wyglądać ostatni odcinek z Effy.
A i jeszcze dodam, że w kulisach tworzenia 7. serii reżyser czy scenarzysta, mówił, że wymyślili sobie, że Effy mieszkała w Londynie ze swoim bratem, jednak później Tony się wyprowadził i jego miejsce zajęła Naomi :))
To mnie trochę załamałaś - mimo całej sympatii do Naomi i Emily bez wahania zamieniłabym je na Tony'ego - ile ja bym dała za zobaczenie rodzeństwa Stonem znowu razem!
Nie tylko Ty! Bardzo mi barkowało go w 2 generacji, przecież mógł przyjechać chociaż raz do domu odwiedzić siostrę... Na jeden odcinek przynajmniej, na przykład pomóc jej po próbie samobójczej...
Dokładnie, mi też szef effy bardzo przypomina Freddiego i ogólnie 4 sezon skonczyl sie beznadziejnie, bo nie dosc ze usmiercili f. to nie pokazali jak Effy si eo tym dowiedziala, jak sobie z tym radzila itp. a teraz nagle po paru latach juz wszystko ok, zero wmianki o Freddiem. Tyko to imie wspolpracownika tego inwestora... przypadkowa zbieznosc czy celowy zabieg?
Pod koniec 4 serii można już było zauważyć że Naomi zamienia się w regularna palaczke zielska.. Pomimo że to lajtowy i stosunkowo niegrozny narkotyk, mimo wszystko wciagajacy i na dluzsza metę odbierajacy motywacje, co zauważyłam u paru wieloletnich jaraczy, nawet tych inteligentnych i uzdolnionych. Tak wiec moim zdaniem jej wątek wypadł dosyć naturalnie, może z wyjątkiem tego raka - odniosłam wrażenie że autorzy próbują po prostu wypełnić lukę w scenariuszu i w łatwy sposób dodać dramaturgii do serialu. Co do Effy, nie zdziwila mnie za bardzo jej 'nowa' postac - pomyślałam sobie, że po prochach, imprezach itp.byłoby całkiem możliwe, gdyby została kobietą owladnieta nałogiem pracy. Hmm... Patrząc obiektywnie odcinek dobrze nakręcony, wysmakowane 'kinowe' ujecia, świetna ścieżka dźwiękowa, no ale muzyka w Skinsach nigdy nie zawodzi ;) gorzej z fabula... Akcja toczy się dosyć topornie, właściwie nic ciekawego się nie dzieje, żadnych emocji, wszystko jakieś takie schematyczne i dosyc banalne. Autorzy, niby mieli wszelkie potrzebne środki by stworzyć jaks fajna, interesującą, spójną historię, a jednak trochę zabrakło pomysłu by to wszystko zebrać do kupy. Dobra, skończę już tak zrzedzic, w końcu to pierwszy odcinek, być może w trakcie kolejnych wypluje te słowa :) Ale po prostu dopiero teraz można zobaczyć ta znaczącą przepaść między pierwszym sezonem a ostatnim. Nie ukrywam, brakuje mi tej zabawy, lekkosci, odjechanych akcji, pokreconego poczucia humoru..
Oni tylko pokazują jak różnie mogą potoczyć się losy. To, że ktoś jest poukładany nie oznacza, że taki sam musi być w przyszłości i na odwrót. Brakuje trochę starego klimatu, ale nie zapominajmy to nie jest normalny sezon opowiadający o dalszych losach bohaterów.
Dokładnie. No i zwróćcie uwagę na scenę z Dominiciem, kiedy Effy paliła papierosa. Broniła chłopaka, bo według mnie przypomniał jej w czymś JJa. Może jestem naiwna, ale tak to odebrałam.
A do tych, którym nie podoba się dojrzałość Effy - przypominam hasła tej serii, m.in.:
ADULTHOOD BREAKING YOUR BONES
no i moje ulubione:
WE'RE NOT KIDS ANYMORE
W tym tkwi cała kwintesencja.
Jak dla mnie na plus najbardziej Dominic właśnie. Fajnie, że wzięli tego aktora. Naomi przeszkadzała mi bardziej niż Effy będąc szczerą. Szkoda, że nie ma Tony'ego. Odcinek bez fajerwerek, ale nie taki koszmarny.
Nie czytałam wszystkich wypowiedzi, bo mi się zwyczajnie nie chce, ale chciałam się podzielić moim zdaniem na temat tych, wg większości, nieuzasadnionych metamorfoz i zgrzytu fabularnego. Minęło już trochę czasu, tak? Jeśli chodzi o Naomi - "ideały się sprzedały" - skąd wiecie, co się po drodze wydarzyło w jej życiu? Emily wyjechała, może to na nią tak destrukcyjnie podziałało? A może zwyczajnie "wpadła" w nałóg, bo przecież dosyć łatwo jest się stoczyć na samo dno. A jeśli mowa o Effy - naprawdę uważacie, że jest teraz "poukładaną, grzeczną bussiness woman?". Jeśli to jest grzeczność i ułożenie, to boję się pytać, co uważają niektórzy za upadek moralności. Popaprana, chora psychicznie, po depresji i utracie przyjaciela dziewczyna, stara się prowadzić ułożone życie, żeby zapomnieć o tym wszystkim, co doprowadziło ją do stanu z 4 sezonu. A co kojarzy się z najbardziej statecznym, odpowiedzialnym życiem? Biznes, analizy, cyferki, matematyka, przewidywalność - jak tylko nie mogła przewidzieć co się stanie na giełdzie, straciła panowanie, od razu papieros, od razu rezygnacja. Tak bardzo chce się wcisnąć w to poukładane życie, że aż jej nie wychodzi - znowu wpada w "złe towarzystwo", żeby tylko za wszelką cenę być w czymś "dobra".
Nie widzę tutaj ani grama zgrzytu fabularnego, a wręcz przeciwnie - ten odcinek wg mnie pokazuje, jak przewrotne potrafi być życie i jak bardzo możemy się w nim zatracić. Oceniam go zdecydowanie na plus i czekam na kolejne!
No właśnie sęk w tym, że NIE wiemy, co się zdarzyło w przeszłości, a chyba to nas wszystkich męczy najbardziej (;
to już nie ten sam serial, nie ten klimat. effy jest nudna jak flaki z olejem. mam nadzieję że chociaż cook'a tak bardzo nie zmienili.
Za mało skinsowe, za mało skinsów w skinsach. Historia sama w sobie ok, ale z drugiej strony to już nie ten klimat. Przynajmniej za słabo starano się go ratować w tym odcinku, zobaczymy jak w następnych...
Konwencja postaci Effy myślę, że została dobrze zachowana. Ponownie pokazano jak bohaterka potrafi odnaleźć się w danym środowisku i umie coś dla siebie ugrać sprytnie kierując innymi przy niewielkim wysiłku (co zawdzięcza swemu urokowi osobistemu i inteligencji). Chociaż mam mieszane uczucia co do tej serii to o dziwo muszę przyznać, że jeszcze bardziej lubię dziewczynę, klimatyczna postać :)
Szkoda, że jedynym łącznikiem z pierwsza generacją (jak dla mnie zdecydowanie najlepszą) jest sama Effy. Już teraz wiem, że będzie mi brakować rówieśników jej starszego brata i jego samego ; /
zgadzam sie! za malo skinsow w skinsach! czulam sie, jak bym ogladala zupelnie inny serial... :/
Dla mnie to proste...
Effy przeszła sporo i mogło coś do niej dotrzeć, charakteru się nie da zmienić, ale można zmądrzeć...
Zaś wątek z Naomi podobny jest do tego z Chrisem... jest taka jaka jest, bo ma raka i spodziewa się śmierci i nie potrafi sobie z tym poradzić...
Życie...
Mnie najbardziej interesowało to czy w odcinkach z Effy, będą wzmianki o tym co dalej z znajomością Cooka i panny Stonem, jak przyjęła wiadomość o śmierci Freddiego. Losy Naomi nie były tak bardzo interesujące. Cały 3 i 4 sezon kręcił się wokół Effy, Freediego i Cooka, a teraz nie było wymienione nawet ich imię.. Dlatego mam nadzieję że w odcinkach Cooka coś się wyjaśni ;)
A co do odcinka: według mnie stara Effy została zachowana, a to najważniejsze ;d
Sczerze, to mnie się odcinek podobał i ogólnie to jestem nastawiona pozytywnie na tę serię. Po pierwsze, tego właśnie się spodziewałam po tym sezonie, skoro całe towarzystwo już w zasadzie stało się dorosłe i co ważniejsze, ich drogi praktycznie się rozeszły. Wcale mnie nie dziwi że brakuje jakiegoś tam typowego klimatu Skinsów. I po drugie, wolę taki sezon, niżeli jakąś nową generację. Po trzeciej generacji jestem zawiedziona, szczególnie po 6 sezonie, jak dla mnie najgorszy z możliwych. Kiedyś była jeszcze mowa o filmie z członkami drugiej generacji który miał się ukazać w 2012 i coś im tak jednak nie wyszło, więc jestem szczęśliwa że przynajmniej mam szansę obejrzeć parę odcinków o losach bohaterów z dwóch pierwszych generacji.
Wszyscy na pewno chcieliby zobaczyć chocby małą wzmianke o freddiemz ust eff... Swoją drogą mało to wiarygodne że dziewczyna jest sekretarką, utrzymuje ładne, 2 pokojowe mieszkanie i praktycznie też naomi... Moja qzynka mieszkała w londynie miała jakąs małą klitkę, 1 pokoik za ponad 400F... Moze i jej starcza kasy na to, ale jeszcze ileż ona ma fajnych ciuchów ! A naomi pali jeszcze tony zielska i pije hektolitry alkoholu
No właśnie, więc argument, że jest realistycznie itd. odpada. Mieszkanie nie wygląda na lokal wynajmowany przez sekretarkę, która w dodatku zarabia na alkohol i narkotyki dla przyjaciółki (fail). Jak już chcieli pokazać prawdziwe życie (a to zawsze podobało mi się w skinsach, ten serial wyróżniał się na tle innych cukierkowatych historii o bogatych nastolatkach tym, że historie i sytuacje były bardzo prawdopodobne w szarej rzeczywistości) mogli pokazać Effy, owszem, jako sekretarkę, ale w małym mieskzanku, ledwo wiązącą koniec z końcem, a nie zawsze modną Effy i Naomi wiecznie upaloną i z butelczyną w dłoni. Ten brak realizmu to kolejny powód przez który ten odcinek bardzo mnie zawiódł.
Czy ja wiem.... o ile pamiętam w pierwszej generacji bezrobotny Chris i Cassie mieli nie wiadomo skąd całkiem ładne i duże mieszkanie, do jeszcze kasa na różne używki, potem bilet do Nowego Jorku... Mimo wszystko jeżeli chodzi o serial dla nastolatków to Skins jest blisko realizmu i wyróżnia się na tle reszty.
Kiedyś się właśnie nad tym zastanawiałam, ale z tego co pamiętam Cassie trochę handlowała narkotykami (scena z Effy i Pandą). Oczywiście sprzedanie trochę trawki raz na tydzień nie pozwala ci opłacić rachunków itd, więc raczej chodzi mi o to, że chodź w tym serialu też zdażają się takie nonsensy, to i tak w porównaniu z innymi jest bardzo realistyczny.
Ja się obawiam, że to po prostu o dorosłości, która już nie jest tak beztroska jak licealne lata. Do fabuły wdarła się proza życia ;)
Więcej swoich wrażeń opisałem na blogu: http://szczypta-kultury.blogspot.com/2013/07/skins-fire.html - zapraszam.
zgadzam sie odcinek sredni ,mam nadzieje ze w nastepnych akcja sie troche rozwinie i zostanie wytłumaczone wiele zeczy
A mi się podoba przemiana Effy. Depresja całkowicie zmienia człowieka, i to własnie widać u Effy, na przykład w scenie przed biurowcem kiedy jej koleżanka śmieje się z Dominica.
zgadzam się. te wszystkie przeżycia musiały ją zmienić, dziewczyna za dużo przeszła, żeby mając dwadzieścia +/- lat nadal prowadzić taki tryb życia jak wcześniej, wiedząc, do czego to może prowadzić. jeśli ktoś sądzi, że zmieniła się w zimną dziewczynę, której pasją nagle stały się cyferki i pieniądze, to chyba nie oglądał uważnie... sceny jak ta przed biurem albo w nocy, gdy Naomi spokojnie śpi, a ona bije się z myślami, gdy coś ją zdenerwowało; gdy wyraźnie widać, że nie jest do końca 'poukładana' - to wszystko pokazuje, jak ciężko jest jej żyć po tym wszystkim i że ewidentnie potrzebuje stabilizacji i normalności. sama miałam mieszane odczucia, ale efekt końcowy i to, co zrobili z jej historią, podoba mi się bardzobardzo. bo jest realistyczny. osobiście mam ochotę przytulić effy, jest mi jej strasznie szkoda!
a co do naomi - nigdy nie była moją ulubienicą, jakoś nie wzbudzała we mnie cieplejszych uczuć, ale też nie uważam, by zniszczyli w jakiś sposób tę postać. każdy inaczej odreagowuje jakieś porażki, rozłąkę z ukochaną osobą. czekam na to, co będzie dalej z jej chorobą, obawiam się najgorszego.
Podobało mi się średnio, ale więcej było w tym odcinku plusów niż minusów. I absolutnie nie przeszkadza mi inny klimat - to nie jest już historia o nastolatkach, ale o ludziach zaczynających dorosłe życie.
Na plus - świetnie zobaczyć znowu Effy! Nie zgadzam się z większością narzekań na to, że dziewczyny "zamieniły się charakterami" i nie są takie jak kiedyś - ludzie się zmieniają, dorastając.
Effy nie miała wyboru, musiała dojrzeć i wziąć się w garść, a po swoich przejściach w poprzednich sezonach potrzebowała stabilizacji, dlatego nie dziwi mnie jakoś specjalnie to, że zaangażowała się w pracę, nie przesadza z używkami i nie imprezuje. Zawsze była inteligentna i potrafiła manipulować ludźmi, dlatego jej szybka kariera nie jest aż tak niewiarygodna.
Podobnie Naomi - bardzo często w życiu osoby, o których wszyscy myślą, że zajdą wysoko, gubią się gdzieś po drodze. A czynnikiem, który tak podłamał Naomi mogła być równie dobrze właśnie choroba (wiemy, że chodziła do lekarza już wcześniej, na koniec odcinka tylko dostała potwierdzenie).
Co mi się nie podobało, to niestety trochę banalna fabuła. Kolejna śmietelna choroba (dramatyzm budowany na siłę), romans z szefem, zakochany w Effy nieśmiały kolega z pracy - trochę to wszystko wtórne. Z drugiej strony - proza życia, które (jak zawsze pokazywało Skins) nie jest wcale takie kolorowe.
Co do Freddiego - zakładam, że Effy po prostu nigdy się nie dowiedziała, co stało się z Freddiem - Cook zabił psychiatrę i uciekł nie mówiąc jej prawdy, bo chciał jej oszczędzić bólu i poczucia winy (łatwiej o nim zapomni, jeśli będzie myślała, że ją zostawił a nie umarł). Jest szansa, że wspomną o tym w odcinku Cooka, więc brak wyciągnięcia tego motywu mnie nie drażnił, szczególnie dlatego, że z całego serca nienawidzę wątku z szalonym psychiatrą-zabójcą (najbardziej idiotyczny pomysł scenarzystów).
Ja chciałabym się dowiedzieć jak zakończyła się historia z Freddiem, nie wierzę że nikt nie dochodził dlaczego Freddie nie żyje.
Na początku byłam zawiedziona, ale im dłużej oglądałam odcinek tym bardziej mi się podobał. Można pisać, że w tej serii jest mało Skinsów w Skinsach, ale ciężko uzyskać ten sam klimat, nie mając takiej ekipy aktorów jak wcześniej. To normalne, że przyjaźnie się rozpadają, a ludzie idą własnymi ścieżkami. Myślę, że w odcinku można było doszukać się wielu odniesień do wcześniejszych serii, co wiele osób już napisała (np. Dominic dorosłym "odpowiednikiem" JJ'a). Dla mnie jedną z takich scen była ta kiedy pokazali te wszystkie kartki rozwieszone nad biurkiem Effy. Mam wrażenie, że było to nawiązanie do zdjęć, które poprzyklejała do ścian, kiedy wpadała w depresję. Pokazuje, że tak jak u młodej Effy, jedna rzecz lub osoba może nadal kompletnie zawładnąć jej życiem i tylko na tym się skupia. Za młodu był to Freddie, teraz praca.
nawet juz nie bylo takich przejsc jak w starych skinsach z tą melodyjką i logo skinsow...
Odcinek bardzo mi się podobał. Jak dla mnie bardzo skinsowy. Rewelacyjna muzyka, bardzo dobre kadry, co zawsze bardzo bardzo ceniłam w tym serialu. Nigdy za bardzo nie lubiłam Effy, ale jej przemiana jest bardzo możliwa. Ona przecież dużo przeszła, potrzebuje stabilizacji, pracy, żeby się znowu nie zatracić. Wydaje mi się, że wdała się w romans z szefem bo naprawdę się w nim zakochała, albo przynajmniej się w nim zauroczyła (widać to był w początkowych scenach), na początku starała się trzymać dystans, potem pewnie rozbiła ją wieść o chorobie Namoi. Niestety, dalej pozostała egoistyczna, zimna i wykorzystuje ludzi do własnych celów. Wykorzystuje to, że Dominic jest w niej zakochany i wie, że bardzo dużo dla niej zrobi byleby go zauważyła.
Dominic jest zdecydowanie największym plusem tego odcinka, miły, uroczy, bardzo inteligentny, dobry chłopak. Szkoda by było, gdyby Effy go totalnie zniszczyła a na to się zapowiada.
Bardzo podobały mi się nawiązania do poprzednich serii. Scena na dachu, Jane przypominająca Pandę, kartki na ścianie. Irytuje natomiast brak wzmianki o Tonym (strasznie mnie ciekawi co dalej z nim było, myślałam, że się pojawi bo to przecież jej brat) i o innych postaciach. Irytuje brak czołówki (ciekawił mnie remix intra), oraz to, że Effy i Naomi żyją w tak wypasionym mieszkaniu, a tylko jedna z nich pracuje i jest na początku kariery.
Ogólnie na duży plus.
Właśnie oglądnąłem 1 odcinek 7 sezonu, dawno ogladałem Skinsów, ominąłem cały 5 i 6 sezon, myśląc ze w 7 znow będzie kolejna grupa. Zobacze jak to sie rozwinie w kolejnych odcinkach, ale póki co nawet mi się podoba taka zmiana. Bo niby po co ogladac 4 raz to samo ( tak wiem, inni bohaterowie, inne historie, inne problemy, ale pomysł ten sam)
Co do metamorfozy Effy to aż tak mnie nie zdziwiła, bo przecież w 4 pod koniec było widać, że się mega zmieniła. Ta choroba, leczenie coś po sobie zostawiły. Ale nie to, że dalej w nocy się wymyka na imprezy ^^
Poza tym jej wygląd :DD