Jak wrażenia? Bo mam bardzo mieszane uczucia.
Pod względem aktorskim było jak zwykle bardzo dobrze - Kaya jest świetna jako Effy, i tak jak nigdy nie doceniałam jakoś specjalnie Lily Loveless, tak aktorsko pokazała klasę w tym odcinku. Podobnie jak Kathryn Prescott - aż trochę mi żal, że zobaczyliśmy tak mało Emily, ale kiedy w końcówce daje Effy w twarz i później płacze na łóżku Naomi, dość mocno mnie to ruszyło.
Ale to właśnie mój problem z tym odcinkiem - czy śmiertelna choroba Naomi naprawdę była potrzebna? Scenarzyści już kilka razy pokazali, że mają skłonność do nadmiernego dramatyzowania i teraz było tak samo. Mam trochę poczucie, że wolałabym więcej nie widzieć Naomi i Emily niż obejrzeć te dwa odcinki i wiedzieć, że ich historia kończy się źle.
Trzeba przyznać, że trochę mnie zaskoczyli Effy - o ile to, że romans z szefem skończy się źle można było przewidzieć, tak więzienia zupełnie się nie spodziewałam - i sama nie wiem, czy to pozytywne zaskoczenie. Bo z jednej strony - dobrze, że pokazują, że takie przekręty mają konsekwencje, z drugiej - po prostu okropnie żal mi Effy.
Z tego co widzę na zagranicznych stronach, reakcje na odcinek nie są zbyt pozytywne i sama mam wrażenie, że chociaż nie było źle, wolałabym obejrzeć coś mniej dramatycznego, bez śmiertelnych chorób i przekrętów na miliony dolarów.
Btw, Effy miała mnóstwo fantastycznych ciuchów w tych dwóch odcinkach:)
Dla mnie poruszający był wątek rozdarcia Effy pomiędzy dwoma światami. Z jednej strony kariera, romans, nóż na gardle związany z przekrętem w firmie. Z drugiej - przyjaciółka umierająca na raka.
Naomi zarzucała kilkakrotnie Eff, że nie umie jej pomóc, że się nią nie przejmuje. Ale przecież wszyscy, co oglądali wszystkie sezony SKINS wiedzą, jaką przeszłość miała Stonem. Wypadek brata w 1 generacji, później jej depresja i próby samobójcze, w końcu utrata Freddiego.
Wydaje mi się, że sama nie umiała sobie poradzić emocjonalnie z tym, co się działo z Naomi. Chciała przed tym uciec, odsuwała tę myśl od siebie i nie chciała się z tym pogodzić. Raczej z tego wynikała jej "obojętność" wobec Naomi i niemoc pomocy.
Łatwo jest nam oceniać jakbyśmy się zachowali w tragicznej sytuacji, dopóki nie zetkniemy się z nią w rzeczywistości. Dobrze, że
nie wszystko kończy się banalnym happy endem, bohaterzy ponoszą konsekwencje swoich czynów. W tym odcinku jest pokazane jak cienka jest granica między sukcesem a porażką. Jak łatwo można zostać wykorzystanym dla własnych celów.
Odcinki spejcalne mają ogólnie być utrzymane w charakterze melancholijnym, bardziej nakłaniającym do myślenia.
Nie będzie tam już dzikich imprez, raczej ukazanie problemów związanych z wkraczaniem w dorosłość.
Czekam z niecierpliwością na odcinek z Cookiem. Może spotkają się z Eff w więzieniu heh ;)
Ja jestem zadowolona, już w pierwszym odcinku podobało mi się, że to nie są ci sami, rozwydrzeni i wiecznie naćpani nastolatkowie. Uwielbiam Effy i doskonale rozumiem jej zachowanie, natomiast Naomi zraziła mnie swoim niedojrzałym, wręcz egoistycznym podejściem. Eff niejedno w życiu przeszła i po prostu już taka jest, że często zamyka się na świat i nie dopuszcza negatywnych uczuć. Mam nadzieję, że jakoś wygrzebie się z tego bagna, w które wdepnęła. A jeszcze wracając do Naomi - ten rak był zupełnie niepotrzebny, mogli to inaczej pociągnąć.
Już nie mogę doczekać się kolejnego odcinka, bo według zapowiedzi pojawi się kolejna z moich ulubionych postaci - Cassie!
Zgadzam się w 100%. Te 2 odcinki do tej pory były wręcz niesamowite, wszystko ruszyło, wszyscy są dorośli, bo w końcu ile można ćpać i imprezować. Bardzo mi się podoba :)
Niesamowite wydaje się to, że po tylu sezonach, gdzie Effy robiła tyle nielegalnych rzeczy, nagle trafi do pudła. :D
Szkoda mi Naomi, bo jest (była?) to jedna z moich ulubionych postaci.
Wydaje się, że nie ale pewności nie mam. Szczególnie po tym, jak aktor grający w 2 generacji Thomasa napisał na swoim twitterze wczoraj taką wiadomość:
https://twitter.com/MervLukeba/status/354362915438075904
Pytanie brzmi: czy to jest z jego strony jakiś żart/strzał czy też przeciek od scenarzystów, że Effy pojawi się choćby na moment w odcinku Cooka:) Nie nastawiam się na to, ale byłoby fajnie.
Pierwszy raz w życiu jestem rozczarowana Skinsami. Teraz ogldając trzeci czy czwarty sezon będę myśleć tylko o tym, jak tragicznie skończyły moje ulubione bohaterki. Może i chcieli pokazać dorosłość no ale bez przesady, żeby od razu usmiercac uwielbiana przez większość osób bohaterkę? Chyba nigdy się z tym nie pogodze
nie zapominajmy, że to effy miała być główną bohaterką tych odcinków. stąd choroba naomi, jako powód do ukazania rozdarcia i konieczności refleksji nad hierarchią wartości.
Myślę, że każdy z dotychczasowych miłośników serialu ma mieszane odczucia... Ta seria jest zgoła inna od wszystkiego co do tej pory było firmowane jako Skins. Moje odczucia po drugim odcinku na blogu:
http://szczypta-kultury.blogspot.com/2013/07/skins-fire-2.html
Trochę mnie śmieszą tę jęki zawodu. Niektórzy wciąż najwyraźniej nie mogą przeboleć, że "to już nie są dawne Skins" (nie są! już scenarzyści i aktorzy wielokrotnie o tym wspominali), że bohaterowie bardziej dojrzali i stateczni. Mnie taka formuła odpowiada - raz, że nie dostajemy generacji 2.1, a dwa - jak to ktoś już wcześniej napisał: "czas dorosnąć, dziatki".
Chciałoby się rzec - "takie jest życie". Nie wszystko kończy się dobrze, a tu mamy zakończenie podwójnie pesymistyczne. Wątek choroby Naomi to jeden z lepiej rozpisanych w tym serialu. Ogólnie mamy za sobą dwa bardzo dobre odcinki - gdyby cała druga generacja trzymała taki poziom, to dostalibyśmy wybitny serial. A tak mieliśmy przejaskrawioną dramę z wyrazistymi postaciami.
Oczywiście też mi jest cholernie przykro, że Naomi umiera, a Effy dostaje bolesną nauczkę od życia - ale nie widzę powodu, aby wieszać psy na scenarzystach. Tak to wymyślili, wyszło im świetnie - ja to kupuję. Marginalna rola Emily mi nie przeszkadzała, wszak odcinki poświęcone były Effy, nie Naomily.
Wy tu sobie jojczcie, a ja odpalam drugi odcinek, aby to sobie jeszcze lepiej pookładać w głowie.
Zgadzam się. Nie rozumiem tego narzekania. Równie dobrze mogli w ogóle nie dodawać żadnych starych postaci oprócz Effy, ale dali Naomily. I co? I wszyscy jojczą, bo jest ich mało. Bardzo dobrze rozwinęli ten wątek, nie zrobili z Naomi płaskiego tła. A mówienie, że jej śmierć była gorsza od Freddiego to jakieś żarty. Freddie pada ofiarą psychopatycznego psychiatry, a Naomi raka. Która wersja jest bardziej przejaskrawiona? No błagam.
Mnie jedynie zabrakło jakiegoś wspomnienia o Freddiem właśnie, o tym, jak Effs poradziła sobie z tym wszystkim.
Myślę, że wszystkie postacie jakoś się spotkają na końcu. A przynajmniej taką mam nadzieję.
Z mojej strony to nie są jęki zawodu na to, że bohaterowie dorośli i że mamy inny klimat - dokładnie tego oczekiwałam.
Nie podoba mi się to, że niesamowicie poważny temat jakim jest śmiertelna choroba wciśnięto trochę na siłę, jakby z braku innych pomysłów (śmiertelność w Skins i tak była spora jak na serial obyczajowy). Naomi została potraktowana przez scenarzystów jako pretekst, żeby ukazać rozdarcie Effy - a nie jest fajne używanie jakiejś postaci tylko jako dramatycznego rozwiązania fabularnego.
Historia z chorobą mogłaby wyjść im bardzo dobrze, gdyby mieli na to kilka odcinków więcej, ale mieli 2, więc może, tak jak pisałam powyżej, lepiej byłoby zamiast tego napisać jakąś mniej dramatyczną fabułę .Pesymistyczne zakończenie - super, zakończenie typu "zabijmy kogoś, tylko po to, żeby zakończyć mocnym akcentem" - już niezbyt.
Za drugą generacją nie przepadam - jest moją najmniej ulubioną właśnie dlatego, że jest okropnie przejaskrawiona i przedramatyzowana. Miałam nadzieję, że teraz, z doroślejszymi bohaterami będzie inaczej, ale twórcy znowu musieli sięgnąć po wielkie tragedie. Aż się boję odcinka Cooka, bo on akurat zawsze był mocno przesadzoną postacią, więc aż strach pomyśleć, co wymyślą tym razem.
I żeby nie wyszło na to, że tylko marudzę - to nie był zupełnie zły odcinek, dziewczyny zagrały świetnie, ale jako zamknięcie historii o wiele lepiej sprawdziłoby się moim zdaniem fabuła z mniejszą ilością wielkich życiowych tragedii.
Ogólnie to jest świetny póki co sezon - tyle że jako osobny byt, w oderwaniu od tego co pokazały stare serie, jakie szczyty możliwości seriali pokazały. Więc Skins Fire to z jednej strony coś świetnego, ale z drugiej jest czymś kompletnie niepotrzebnym i tak naprawdę jest o niczym i to najgorsze co mogło się przydarzyć. Donikąd to nie zmierza, a już w ogóle odcinki Cassie zapowiadają się tragicznie tak czy siak(jeżeli nie pojawią się Tony czy Sid to już kompletna tragedia). Jedyna nadzieja w Skins Rise.
Ja tak tylko w sprawie Cassie, widziałem przed chwilą zwiastun, na koniec 2go odcinka. Psychol z aparatem prześladuje Cassie - stare skins! Tak! Zupełnie w stylu pierwszych dwóch sezonów, wątki całkowicie przerysowane, wręcz naciągane, ale w swoisty sposób ukazane. I jeszcze postać samej Cassie idealnie pasuje do fabuły Pure. What's my point? My point is.. sam zwiastun Pure był bardziej skinsowy niż całe Fire. To było przerysowane, ale w złą stronę, taką.. zamerykanizowną. Co prawda, w 2gim odcinku otrzymaliśmy więcej starych kumpli, ale przez większość czasu panował raczej taki inny sposób prowadzenia akcji, typowo hollywoodzki i to mi się nie podobało w tych odcinkach - nastrój.
Z jednej strony - wydorośleli, mają swoje prawdopodobne jak na dzisiejsze realia problemy (w przypadku Naomi "prawdopodobne" to łagodne słowo), ale niektóre sceny wyglądały jak z typowego, denerwującego filmu wprost z fabryki marzeń. Chodzi mi m.in. o sposób prowadzenia scen, ale skupił bym się już teraz bardziej na fabule. Effy, kompletnie mnie zaskoczyła jej droga zawodowa. Ale romans z szefem, ten Dominic, takie to.. takie co to już było dawno temu i wszędzie. Choroba Naomi jednym z najważniejszych wątków moim zdaniem, idealnie pokazano ślepotę Ef na cierpienie Naomi. I szkoda mi cholernie Naomily, bo nie zasługiwały na takie zakończenie i wręcz było nie na miejscu zakończenie ich historii w taki sposób, nie na miejscu wobec fanów. No i miałem coś jeszcze napisać, ale zapomniałem, czekam na Pure.
Ale najbardziej, tak jak większość, czekam na Rise, to jak wisienka na torcie ;)
Jestem pełen podziwu, że już po zwiastunie potrafisz ocenić, że odcinek będzie "skinsowo przerysowany" (skąd taki wniosek? bo za bohaterką lata zbok z aparatem?).
Co do Fire - nie będę się sprzeczał, bo widzę, że każdy miał nieco inne oczekiwania - i stąd czasem diametralnie różne odczucia. Dla mnie te dwa epizody były jednymi z najlepszych w historii - świetne aktorstwo, bardzo dobre dialogi i mocny scenariusz (swoją drogą, jeśli ktoś uważa raka za przerysowaną dramę, to szczerze mu zazdroszczę). Kariera Effy - szybka jazda na szczyt i jeszcze szybszy (i bolesny) upadek - to też nic specjalnie wydumanego. Dziewczyna chciała wycisnąć z życia jak najwięcej przy jak najmniejszych kosztach - więc poszła na skróty. A że była nieostrożna, to i stosunkowo szybko skapowano, że coś jest z nią nie tak.
Przykre, że wszystko tak źle się zakończyło, ale nie będę tu wylewał żali, bo równie dobrze mógłbym psioczyć na Dumasa, że uśmiercił Damę kameliową. Swoją drogą, chyba żadne zakończenie Skins (może poza finałem pierwszej generacji) tak długo nie siedziało mi w głowie.
Wątki typu "zbok z aparatem" w skinsach były ukazane zawsze z lekkim komizmem, ogólnie pierwsza generacja dała odczuć takie mrugnięcie w stronę fanów i po zwiastunie stwierdziłem, że znów może nas to spotkać. Wątek tego typu + Cassie = moje odczucie.
"i tak naprawdę jest o niczym" - tekst z cyklu: "jeśli nie wiesz, czego się uczepić". : ) Moim zdaniem to bardzo istotny epilog do całej drugiej generacji, który autorzy byli nam winni - choćby dlatego, że druga generacja właściwie się urywa, jakby brak było scenarzystom odwagi/pomysłów, aby doprowadzić to do jakiegoś sensownego końca. A że nie wspomniano słowem o Fredsie? Nawet lepiej - jakoś nie przepadam za łopatologią - i tak każdy dobrze wie, że Freds nie żyje, a Effy musiała sobie ułożyć życie od nowa.
Na początku też dziwna wydała mi się taka wychłodzona stylistyka (może to wina zdjęć i użytych filtrów?), ale teraz uważam to za zaletę.
Byłby istotny, gdyby miało się wrażenie, że bez tych dwóch odcinków nie można by sobie wyobrażać Skins. Ja mam tylko wrażenie, że są bardzo na doczepkę - ot, żeby zaserwować jeszcze coś pod tytułem Skins.
No cóż, więc mamy skrajnie różne odczucia - bo wg mnie te dwa odcinki biją na łeb całą drugą generację. Pod każdym względem.
I takie drobne czepialstwo co do aktorstwa Scodelario - w scenie na dachu o ile Lily była świetna, o tyle Kaya wydawała mi się potwornie wręcz sztuczna.
Dla mnie 1 i 2 odcinek zuplenie do bani. O ile postacie Effy i Naomi fajnie pokazane, to brak reszty generacji jest zupelnie do bani. Z "Kumpli" zrobila sie na razie "Effy i jej przygody", a to juz 1/3 tego "sezonu" za nami. Jakbym wiedzial ze tak chca zakonczyc ta generacje, to bym nawet na ten 7 sezon nie czekal
Reszta generacji zapewne będzie w "Cookowych" odcinkach, tylko ile tej reszty będzie to już inna sprawa...
Z tego co rozumiem, nie będzie reszty postaci, będą tylko Cook i Cassie - od początku to mówili i od początku zapowiadali, że ten sezon to nie będzie żadne wielkie podsumowanie całości, tylko przedstawienie losów tych kilku wybranych postaci.
Tak ale dokładnie ta piątka bohaterów była zapowiadana na odcinki specjalne. Nikt więcej.
Boję się pomyśleć, jak poszatkowane i niespójne byłyby te dwa odcinki, gdyby chcieli w nich upchnąć więcej osób. Poszli bardzo dobrą drogą i chwałą im za to. I tak na marginesie - już kilka miesięcy temu wiadomo było, że dwa odcinki będą poświęcone Effy, nie całej ekipie. Coś ci umknęło?
No i znów standardowe jojczenie, że "zakończyli nie po mojej myśli". Serio, ludzie, jak wam się nie podoba to napiszcie sobie fan fiction.
Nie kazdemu akurat postacie Cassie, Effy i Cooka sie podobaly. Wiec wydaje mi sie, ze mam prawo narzekac:)
Skins Fire był genialny. I mówię to jako wielka fanka Naomily. Oczywiście, że zawsze ciężko się przeżywa utratę swoich ulubionych postaci, ale zauważcie że w całych Skinsach tylko one były tą jedną parą, która ze sobą została i tworzyła solidny związek. Dzięki nim Effy zrozumiała co jest ważne. One były w sobie zakochane już jako 12 latki, a tutaj mamy je w dorosłym życiu i dalej są razem. Według mnie Naomily to taki promyk w całych Skinsach. Prawdziwa miłość, która przetrwała wiele prób.
Effy dostała dobre zakończenie. Ostatnia scena daje nadzieję. Effy jest pogodzona ze sobą. A Emily jest tam, gdzie powinna być.
Podpisuję się oburącz, a nawet obunóż. Zakończenie gorzkie, ale jednocześnie spełnia oczekiwania.
I tylko żal, że prawdopodobnie już nigdy więcej Effy nie zobaczymy. Czułem się mocno zżyty z tą postacią.
Trochę jak z dobrą książką, po której przeczytaniu pozostaje uczucie pustki i świadomość, że "to już jest koniec" - i jedynie, co można zrobić, to rozpocząć czytanie od nowa.
Ja planuję właśnie obejrzeć generację 2 jeszcze raz w akcji. Tym razem odkrywam jak świetnie muzyka w Skinsach współgra ze scenami. Słowa idealnie pasują do tego, co się dzieje w filmie. Zresztą muzyka to druga rzecz, po świetnych historiach, która sprawia, że Skinsów nie da się zapomnieć.
Plus odkryłam, że Effy już od początku była chyba jedną z największych fanek Naomily :)
Według mnie w tych dwóch odcinkach za moło uwagi poświęcono postacią, a za dużo handlowniu (pracy Effy). Brakowało mi nawiązania do Katie, Tonnego czy innych postaci. Poza tym całe 2 odcinki miały mozolną akcje nie to co w poprzednich sezonach.
hej to jak - Effy trafiła do pudła czy wrobiła swojego szefa? ;o bo to tak dziwnie wyglądało...
Effy wydała szefa , ale też poszła do więzienia. Nawet w rozmowie z tą kobietą dowiaduję się , że mimo , że wydała szefa pójdzie siedzieć
Jak dla mnie to ta seria ukazuje bolesną prawdę. Otóż dorosłe życie jest skomplikowane i nie dla każdego łatwe. Effy jako osoba mająca problemy z przeszłości tak czy siak sobie nie radzi, nawet jeśli pracuje w wielkiej korporacji. A historia Naomi jest dla mnie trochę taką przestrogą, że można się bawić, ale jednak w pewnym momencie trzeba sobie powiedzieć stop. Ja myślę że o to chodziło też autorom. Nie chciałbym zobaczyć w tej ostatniej serii ludzi ćpających, mających wszystko w dupie. W dorosłym życiu tak nie jest. Dlatego Naomi skończyła, tak jak skończyła.
Mnie najbardziej rozczarował brak wspomnień o ich dawnym życiu. Niczego nie dowiedzieliśmy się o losie Freddiego czy naprawdę zmarł czy nie, lecz wręcz przeciwnie reżyserzy zostawili nam więcej pytań niż przedtem.
Freddy na pewno zmarł , a Cook zabił Jego mordercę. A co do zachowania Effy że nic nie wspominała o śmierci Freddiego to może oznaczać , że Cook nikomu nie powiedział prawdy o losie przyjaciela i tak naprawdę Effy myśli , że Freddy gdzieś tam żyję. Bardzo możliwe , że w odcinku z Cookiem coś wspomną o śmierci Freddiego i o tym terapeucie
Ja tam właśnie uważam,że te 2 odcinki pokazały,że jak już się wkroczy w to dorosłe życie nie jest już tak pięknie.
Myślę,że dobrze to zakończyli mogłoby być mniej dramatycznie,ale Effy nie pierwszy raz próbowała kimś manipulować i wolę takie zakończenie niż to,że żyła by sobie w wielkim,pięknym apartamencie dalej oszukując ludzi nie ponosząc przy tym konsekwencji.Choroba Naomi może być trochę przegięciem,ale czy w życiu nie zdarza się,że ktoś nagle zachoruje?To się może zdarzyć każdemu.Strasznie szkoda mi Emily i Naomi,ale Effy również.Szkoda też,że nie rozwinęli tego co się stało z innymi bohaterami,ale najwidoczniej tak miało być.
Możnaby poważniej potraktować chorobę Naomi gdyby scenarzystka (Jess Brittain - córeczka twórcy Skins notabene) zechciała chociaż odrobić lekcję i podać jaki to konkretnie był rak. A tak nie da się pozbyć uczucia, że było to tylko po to, aby zaszokować i odgryźć się na lesbijskiej publice (Bryan Elsley, czyli wspomniany tatuś - twórca Skins, uciekał z Ameryki z podkulonym ogonem po niewypale Skins US, i przy ogólnym znienawidzeniu przez lesbijską publiczność - co było związane z tym, że w wywiadzie dał wyraz swemu przekonaniu, że wszystkie lesbijki marzą o seksie z facetem - i wokół tego Skins US się toczyło - i notabene warto zauważyć iż dokładnie wszystkie postacie lesbijek w Skins poszły do łóżka z facetem).
Ta żałosna małostkowość, której ta rodzinka (tatuś, córeczka i syneczek - niezła klika) daje znać również na Twitterze, jest szczególnie przykra zważywszy na to jakie znaczenie ta para - Naomi i Emily - miała dla wielu nastoletnich lesbijek, i nie tylko ich. To był popkulturowy fenomen, i naprawdę wielu ludzi uratowały one przed depresją a nawet samobójstwem (nastolatki z mniejszości seksualnych mają ogromny wskaźnik samobójstw, i jakkolwiek śmieszne się to nie wydaje, telewizja ma ogromny wpływ na ludzi, zwłaszcza tych, którzy nie mają oparcia w swym najbliższym otoczeniu, np. z racji prześladowań i ostracyzmu z powodu orientacji).
Udało im się stworzyć coś mającego rzeczywisty i pozytywny wpływ na ludzi, ale po to tylko aby się odegrać i pokazać jacy to oni są "edgy", musieli to zniszczyć. Nie chcę nawet myśleć jak negatywny wpływ to może mieć na szczególnie podatne osoby.
I naprawdę nie chodziło tu o żadne rozważania na temat życia. Przeczytaj wypowiedzi na twitterze scenarzystki, zobaczysz że ona nie byłaby zdolna do żadnych głębszych refleksji. A co mnie tym bardziej śmieszy w tej całej ponurej do granic możliwości fabule to to, że Jess Brittain znajduje się w niezwykle uprzywilejowanej sytuacji - nie ma talentu pisarskiego (jej odcinki i wcześniej były ogólnie oceniane bardzo kiepsko), ale ma fuchę dzięki swemu tatusiowi. Co ona może wiedzieć o dorosłym życiu?
Dlatego też jej pomysł na fabułę przypomina raczej to, jak niedojrzały dzieciak który niewiele widział i niewiele wie wyobraża sobie dorosłe życie.
I jeszcze jedno - z tego co słyszałam, bo całych Skinsów nie oglądałam, inna lesbijka, z tym że będąca pomniejszą postacią, również zmarła. Więc tym bardziej nie chodzi tu o realizm, tylko o to:
http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/BuryYourGays
Wszystkie lesbijki uprawiały seks z facetami (co jest jeszcze inną kliszą), i dwie na, jak rozumiem, w sumie cztery (licząc Naomi, Emily, Tea i jeszcze jakąś) zmarły.
Zauważyliście, że w FIRE nie ma ani odrobiny humoru, puszczenia do widzów oczka?
Ja rozumiem, że dorosłe, życie jest poważne, ponure i skomplikowane ale musi być w nim chociaż miligram czegoś dobrego.
A rozwinięcie takiego dramatu na przestrzeni tylko dwóch odcinków nie jest zbyt efektowne.
Rzeczywiście, jest poważnie do bólu. Trochę nawet zbyt poważnie.
Choć nie do końca, bo była odrobina humoru - Dom zwracający się do kolegi z pracy ("widziałem, co robiłeś w Simsach").
Ale to chyba wszystko.
Dla mnie tak samo: trochę za dużo złego na raz. Jakoś tak nierzeczywiście krótko te terapie... Naomi zbyt pogodna, Effy kompletnie gdzieś za ścianą, daleko od wszytkiego. Jakaś reakcja wystąpiła dopiero na widok ich w szpitalu i jak wsiadła do auta. Wyraziste sceny pokazują nam, że życie to gówno, nie tylko "dorastanie".
ja wiem czy krótko? To zależy, jak późno zdiagnozowano nowotwór. U mojego dziadka pomiędzy diagnozą a śmiercią minęły niecałe cztery miesiące, a jego stan pogarszał się w zastraszającym tempie. O ile tuż po zdiagnozowaniu wyglądał zdrowo i zwyczajne, tak już dwa miesiące później był cieniem człowieka. Różnie z tymi nowotworami bywa.