No i jestem po seansie dwóch pierwszych sezonów. Zajęło mi to niemało, bo aż pół roku. Na razie raczej nie palę się w stronę następnych serii. Dlatego też ocena którą wystawiam tyczy się pierwszych 20 odcinków.
Ten serial to czyste science-fiction. Dawno nie widziałem scenariusza w którym może się zdarzyć dosłownie wszystko. Tutaj każdy może mieć romans z każdym, bohaterom ma szansę przytrafić się szereg zdarzeń który filozofom się nie przyśnił. Czasem ktoś umrze tak po prostu, innym razem szkoła zorganizuje totalnie niezorganizowaną wycieczkę, bez żadnych konsekwencji, przestępstwa widać są tu niekarane, gamonie mogą w jeden dzień stać się bohaterami, bohaterowie tym czasem z dnia na dzień mogą po prostu rzucić wszystko i uciec. Prawami "Skins" nie rządzi żadna logika. Nasze ulubione postaci z odcinku na odcinek stają się znienawidzonymi i odwrotnie, bo nikt tu nie zachowuje się konsekwentnie. Z jednej strony niesie to pewną nieprzewidywalność, a z drugiej- gdy wszystko jest możliwe, nic nie jest zaskakujące. Przyznam że bardziej mnie denerwowała ta niesamowitość i naginanie rzeczywistości.
Druga sprawa to poczucie humoru. Wbrew pozorom jest bardzo angielskie. Absurdalne żart są wycelowane trafnie w pewne regiony życia i nieraz można się szczerze i głośno zaśmiać. Tyle tylko że trafiają się też prostackie dowcipy które gdzieś już były milion razy. Najbardziej mi się nie podoba właśnie obecność elementów w stylu - ktoś idzie się z kimś dymać do pokoju na górze i od razu wiemy że ktoś niepożądany go przyłapie, ktoś się rozbiera myśląc że nikt nie widzi a jednak widzi- wiele żartów jest tu do przewidzenia bo już je widzieliśmy. Czasami też absurd przekracza wszelkie granice i musimy słuchać jak ktoś zwyczajnie plecie głupoty. Z humorem w "Skins" jest bardzo różnie, chyba w zależności od tego jaki dzień ma scenarzysta, takie żarty się trafiają.
Trzecia sprawa to aspekt obyczajowy. Tutaj jest nieźle, bo brakuje moralizatorstwa. Twórcy dotykają spraw najróżniejszych- religia, seksualność, aborcja, praca, szkoła, narkotyki. W zasadzie to chyba jeden z pierwszych seriali który nie stara się po żadnym pozorem niczego oceniać. Tutaj od oceniania jest głównie widz. Za to duży plus.
Co do scenariusza to widać że jest to europejska produkcja. Zadbano tu bardziej o klimat. Za to zabrakło mi niestety czegoś co znajdziemy u Amerykanów- przemyślanego operowania postaciami. Tutaj wątki czasem się gubią, czasem są zbywane kilkoma zdaniami, czasami postaci zostają olane, bądź zapomniane przez twórców. Wystarczy spojrzeć na to jak zbyto Maxxie w pierwszym sezonie, poświęcając mu niewiele czasu, albo jak zakończono wątek romansu Anwara i Sketch, bo nie mieli pomysłu jak to rozwinąć. Niestety brak konsekwencji w decyzjach reżysera przydałby się, gdy nie ma ich w decyzjach bohaterów.
Dodam że sprytni są jednak twórcy. Pierwszy odcinek wbija w fotel, aż chcemy krzyknąć "wow to będzie genialny serial", potem mamy słabsze, następnie pojawia się jeden ciekawszy, a seria kończy się prawdziwą rewelacją, pełną emocji i niespodzianek. I tak oto mamy wrażenie że oglądaliśmy coś zjawiskowego, bo rozlokowanie epizodów pozostawia dobre wrażenie. Tylko niestety ja jakoś nie zapomniałem że niektóre odcinki to po prostu nieporozumienie, a że ostatni, czytaj s02e10 był świetny nie przeczę. Tak więc, wiem że twórców stać na to by zrobić arcydzieło, ale chyba nie do końca im się chciało. Wyszedł więc nierówny i chaotyczny zlepek.
Wcale nie uważam "Skins" za słaby serial, czasami oglądało się go miło, innym razem nie. Myślę jednak że naszpikowany jest wieloma wadami, których psychofani nie przyuważą. Obiektywnie patrząc jestem w stanie dać bardzo mocne 5. Bo bądź co bądź dzieliłem z skinsami przez te pół roku niektóre uczucia. No i nie przeczę- brytyjski akcent i świetny soundtrack hipnotyzują. Tylko że do ideału dużo mi tu brakuje.
Jeśli już chcesz się bawić w krytyka, do znaj się na krytykowaniu. I tutaj nie mówię o samych skinsach, gdzie nie do końca twoja ocena jest sprawiedliwa, ale proszę cię, jak można ocenić Dragon Ball Z na 1? Hmmm, to może ja też zostanę krytykiem i będę oceniał rzeczy o których nie mam pojęcia, lub których nie rozumiem...
Hih. Cóż, moja ocena Dragon Ball w zasadzie tyczy się kilku odcinków które widziałem w dzieciństwie. Przyznaję nie mam pojęcia o Dragon Ballu, ocene wystawiłem pochopnie bardzo dawno temu i masz rację można znaleźć kilka rzeczy które oceniłem z rozpędu kilka lat temu. Ale moje obecne notki są uzasadnione, jak widać opinię wyżej popiera troszkę argumentów. A tak odskakując od wszystkiego to byłbym w stanie wiele kompromitujących not znaleźć u największych znawców. Po co grzebać w moich notkach innych filmów, żeby udowodnić że ta jest niesprawiedliwa?