No i jesteśmy po finale serialu.
Niezła to była jazda bez trzymanki, a zaczęła się całkiem niepozornie od szpitala psychiatrycznego i piosenek z „Po ciemnej stronie księżyca” Pink Floyd. Ogólnie, serial fajnie nawiązywał tez formalnie do tematu choroby psychicznej, miejscami serwując nam prawdziwą schizę na miarę trzeciego sezonu Twin Peaks.
Dobrze jednak, że właśnie w ten sposób przedstawiono historię Legionu, bo bez tej całej schizowej otoczki, byłaby to dosyć standardowa fabułka o walce mutantów i zemście. A pewna tajemnica na początku (szczególnie gęsta i ciężka w 3 odcinku 1 sezonu) przyciągała przed ekran, podobnie jak zwariowana narracja i bohaterowie. A w trzecim sezonie, mimo całego tego szaleństwa, twórcom udało się się ułożyć wszystko w logiczną, wyraźnie zaplanowaną wcześniej całość.
O czym warto wspomnieć, serial przez wszystkie sezony, bardzo zgrabnie prezentował różne zagadnienia z dziedzin takich jak psychiatria, psychologia społeczna czy kognitywistyka (chociażby w narracyjnych wstawkach z drugiego sezonu z Johnem Hammem jako narratorem).
Legion pozamiatał też muzycznie i inscenizacyjnie (wystarczy wspomnieć scenę pojedynku Farhouka z Davidem w drugim sezonie). Postacie dały się lubić, choć niespecjalnie było czuć między nimi jakąś chemię (polubiłem np. czasem irytującą/ego Kerry/ego. Fajnie udało się podejść do Villaina - który okazał się, szczególnie ważny dla rozwiązania całej historii (która wydaje sie mieć morał) w jej bardzo kameralnym finale (rozdziale 27). No i pewne przełamanie schematu - kto jest prawdziwym złoczyńca a kto bohaterem, też zagrało, przynajmniej przez chwilę (poznaliśmy motywacje wszystkich stron „konfliktu”).
Co mnie na koniec zastanawia, to ostatnia scenka finału z Davidem niemowlakiem -.konkretnie piosenka „Happy jack” (swoją drogą - czekałem na jej pojawienie się w tej scenie). Biorąc pod uwagę, jak ważna w tym serialu była muzyka, wykorzystanie akurat tej piosenki może sugerować, że historia Davida powtórzy się, mimo „paktu” z Amalem. Bo jak pamiętamy, piosenka ilustrowała ta przykrą młodość Davida, w której z pewnością nie był „dobrym chłopcem” (o co prosi go Syd). Zapraszam do dyskusji :D!
Moim zdaniem ,, Legion " to jedyne w swoim rodzaju arcydzieło.
Nie wiele serialu potrafi w taki sposób mieszać w głowie widza, wielu znajomych którym go polecałem nie mogło przebrnąć przez pierwszy sezon.
No może ,, Mr Robot " ale tutaj dochodzi jeszcze ta warstwa artystyczna która jest po prostu mistrzowska, nie jestem w stanie przypomnieć sobie utworu który chciałbym przewinąć.
Co do finału, cały czas zastanawiałem się jak działają ,, Legionowe " podróże w czasie. Moje wnioski są takie: Korytarz to linia czasu Davida, każda zmiana ją nadpisuje stąd zniknięcie bohaterów. (Nie dochodzi do rozszczepienia linii/korytarza )
Cały czas za to miałem wrażenie że oglądamy ,, samospełniającą się przepowiednię " W której to David sam sprowadzi na siebie demona, doprowadzi matkę do szaleństwa, efekt motyla. To było by mocne zakończenie ale i tak wyszło dobrze.
Fakt zmiany w linii czasu potwierdziła Switch w rozmowie z Syd.
Kłamałbym mówiąc że nie chcę kolejnego takiego serialu ale będzie trudno dorównać ,, Legionowi "