Ten serial ma się tak do "Teorii wielkiego podrywu", jak "Teoria wielkiego podrywu" ma się do "Star Trek. Następne pokolenie", Niby występują te same postacie, ale to zupełnie inny film. W "TBBT" ojciec Sheldona był wspominany jako alkoholik, którego śmierć dała ulgę rodzinie. w "YS" był to typowy amerykański tatuś, dbający o swoją rodzinę, ogladający mecze futbolu przy piwie i skrzydełkach z KFC. Missy w "TBBT" była przedstawiona jako puszczalska panienka, której każdy robol dziecko. Natomiast w "YS" była to rezolutna dziewczyna, która potrafiła dać w pysk chłopakowi, który ją wkurzył. Matka Sheldona w "TBBT" była z kolei kobietą z ikrą, gdy pojawiała się w serialu rozwiązywała problemy Sheldona, natomiast w "YS" była taka miałka, taka nijaka.
Poza tym twórcy "YS" nawprowadzali tyle postaci, które miały wpływ na życie i twórczość Sheldona, ale nie były nawet słowem wspomniane w "TBBT".
No i kończąc, oba seriale mają inny format.
Moim zdaniem ten serial w ogóle nie powinien powstać. by nie denerwować fanów "TBBT".
Ojoj, co teraz ja biedny - fan TBBT - pocznę? Hmmm, a może tak na przykład... NIE OBEJRZĘ YOUNG SHELDON!?!?!
Oglądam właśnie 14 odcinek pierwszego sezonu. W którym odcinku matka odda w końcu dwójkę swoich niepotrzebnych dzieci do przytułku? I kiedy zrobi z Sheldona do końca emocjonalną kalekę? Ona nie wychowuje dzieci tylko je hoduje. Ojciec to galareta moralna, byle miał spokój i piwo. Babcia mnie przeraża, taka mentalna nastolatka po sześćdziesiątce. Ani to mądre, ani śmieszne.
Myślałem, że im dalej tym się rozkręci, a stoi w miejscu i się dusi.
Jest na to pewne wytłumaczenie, choć naciągane. Generalnie w TBBT wszystko o rodzinie było niemal w całości powiedziane, albo przez Sheldona, albo przez jego matkę. Sheldon widzi wszystko w krzywym zwierciadle nawet jeżeli za często nie dzieli się swoim spojrzeniem ze światem. Ojca ma kompletnie za nic, rodzeństwo też. W kwestii szacunku i na jakiejkolwiek innej płaszczyźnie poza więzami krwi. Co do matki Sheldona to ona też ma za nic w YS niemal wszystkich poza Sheldonem, którego niańczy ile sił od początku do końca na każdej płaszczyźnie. Pretensjonalna wariatka. Mężem gardzi, Gorgiego ma za skończonego imbecyla, Missy pewnie nie lepiej, w sumie to od S1-S2 niemal wcale nie rozmawiają.
A co do wspomnień Sheldona o doktorach etc to Sheldon jak pokazano w S06E19 widzi wszystko, czego dokonał, jako w całości jego własne dokonania. Pomoc choćby największa na końcu w jego oczach jest drobną wskazówką dla jego niezrównanego umysłu.
W sumie zwalczał to w drobnych krokach w TBBT, ale nawet w ostatnim sezonie widzieliśmy typowego Sheldona, aż do wielkiej przemiany i zrozumienia w ostatniej scenie ostatniego odcinka.
Szkoda tylko, że taki Profesor Proton to śnił mu się co chwila, a faktycznie żaden z jego mentorów z YS nie został wspomniany chociaż raz - zwłaszcza, że ogrom czasu z nim spędzają, a on sam ponoć pamięta wszystko.
Podoba mi się ta Twoja teoria. Pasuje do fabularnej części odpowiedzi.
Ale realistycznie rzecz ujmując, moim zdaniem odpowiedź na zasadnicze różnice jakie występują pomiędzy "TBBT" a "YS" jest trywialna. A mianowicie chodzi o to, ze scenarzyści nie przewidzieli tak wielkiego sukcesu "TBBT" i kiedy zobaczyli, ze się tak wyrażę, iż z tej "krowy da się jeszcze trochę mleka wydoić", to postanowili nakręcić reboot o przygodach młodego Sheldona. A że w "TBBT" informacje o wcześniejszym życiu Sheldona są wybiorcze, karykaturalne i dostosowane do żartu sytuacyjnego akurat w danej chwili, to scenarzyści mieli problem z ukazaniem takiej rodziny w "YS" i musieli powymyślać bohaterów na nowo, z innymi osobowościami i zupełnie nowy życiorys Sheldona.
Obydwa seriale w pewnym momencie były kręcone jednocześnie i zapewne zauważyłeś, że w "TBBT" trochę na siłę doklejali wątki z "YS", ze tak wspomnę wizytę azjatyckiego kolegi Tama.
I taka moja "wielka teoria" na temat zasadniczych różnic i niedociągnięć fabularnych miedzy tymi dwoma serialami.