Zachęcona opiniami oraz wysoką oceną zaczęłam wczoraj oglądać "Lie to me". Pierwszy, drugi, trzeci odcinek - OK, ale jak doszłam do piątego to byłam już nieźle poddenerwowana. Może wina leży po mojej stronie ponieważ oglądałam sobie odcinek za odcinkiem praktycznie całe popołudnie i wieczór, ale już tak mam, że praktycznie wszystko oglądam online. Może być tak, że tego serialu nie warto oglądać "na raz" bo w zbyt dużej dawce działa niekorzystnie - tak się właśnie stało w moim przypadku.
A teraz do rzeczy (UWAGA SPOILERY):
1. Strasznie drażni mnie to, że cały czas robią zbliżenia na te podejrzane ruchy, gesty np. przesłuchiwanych osób. To oczywiście dobry zabieg, ale naprawdę z umiarem.. przecież każdy inteligentny widz od razu łapie się w konwencji serialu i stara się sam wychwytywać ten język ciała, w sumie nawet nie trzeba się starać, wystarczy po prostu oglądać. Ale te nagminne zbliżenia, powtarzane bez końca a główny bohater jeszcze na głos zawsze musi informować jaki to gest, co znaczy i w ogóle co teraz będzie, choć mówił to już wcześniej a poza tym to są takie oczywistości, że mała głowa - boszz mam wrażenie, że to dla tych głupich amerykańskich widzów, którym trzeba na tacy podać i powtórzyć 10 razy bo nie będą wiedzieć w czym rzecz i przełączą na inny kanał. Drażni mnie to okropnie.
2. Zaczęte i niedokończone wątki: córka głównego bohatera - no niby jest, ale jej nie ma. Chyba w założeniu ma się pojawiać co drugi odcinek, ale to się od razu rzuca w oko i jest takie sztuczne, że fuj. I do tego Torres i jej wątek z agentem Dupree (czy jakoś tak) - w jednym odcinku zaczyna się coś między nimi, umawiają się a potem już ani śladu tego tematu. Mogłaby coś opowiedzieć, choćby że go spławiła bo ja byłam ciekawa czy coś się urodziło z tego. Może takie jest założenie serialu - zero życia osobistego głównych bohaterów, bo rzeczywiście wszystko dzieje się praktycznie tylko w pracy.
3. Ostatnia rzecz - niemiłosierne zwolnienia na koniec odcinka, długie spojrzenia, łzy w oczach - jednym słowem TRAGEDIA, która śmierdzi na kilometr CSI Miami BLEEE! Amerykanie chyba lubują się w takich marnych i "wzruszających" scenach :/
To tyle na początek, oglądam dalej i liczę na pozytywne zaskoczenie.
Jeśli komuś się coś jeszcze nie podoba to zapraszam do dyskusji :)
wyluzuj i oglądaj dalej, a wszystkie wątki w końcu się wyjaśnią. No i Emily zacznie się też cześciej pojawiać;)
jestem na drugiej serii i też mnie wkurza że zaczęli a nie dokończyli wątku z Dupree i Torres tam coś było w odcinku z atakami zamachami terrorystycznymi że ma zakrzep czy coś ale nie wiem czy on umarł czy co bo tego nie wyjaśnili i wątek się urwał bez sensu
Motyw zbliżeń twarzy można "przełknąć", bo działa tak samo jak "rekonstrukcje zdarzeń" w każdym CSI, ale na prawdę rozwaliło mnie w tym przypadku dopiero zestawienie grymasów twarzy postaci z serialu i zdjęć polityków, celebrytów na przykład Obamy pokazującego mimowolnego f***a McCainowi - bezcenne.
Serial warto oglądać dla samego Tima Rotha jednego z najbardziej charakterystycznych "brzydali" ekranu takich jak Buscemi i Kaitel. Mało kto tak niewyraźnie mamrocze brytolskim angielskim, jak właśnie Roth.
Początkowo przesadne grymasy i miny Lightmana uważałem za denerwujące ale teraz myślę sobie, że w ten sposób stary lis maskuje swoje mikroekspresje.
Brakuje mi jakiegoś wątku, który spoiłby cały serial. Z początku takim motywem wydawała się być tajemnica matki Cala, co jakiś czas rozgrywane są relacje Foster i Lightmana ("czy to jest przyjaźń czy..."), okazyjnie wypłynie jakiś bolesny fakt z przeszłości Torres, Loker będzie mniej lub bardziej nielojalny, lecz nic nie trwa dłużej niż trzy odcinki. Na upartego można "Lie to me" oglądać w losowej kolejności.
Sherlock "Baker Street" Holmes miał swojego Moriarty'ego, Patrick "Mentalista" Jane swojego Red Johna a Cal Lightman kogo?
Gdzie jest czarny charakter serialu? Nawet "Lost" miało swój nomen omen "black smoke". POdstępne szwarccharaktery pojawiają się epizodycznie ale nie ma godnego adwersarza, który utarłby nosa Lightman Group. A szkoda.
Racja racja racja! Twarze polityków oraz nawiązania do ich zachowań - mistrzowskie, to rzeczywiście strzał w 10.
Ale 100% racji masz jeśli chodzi o ten "przewodni" wątek, być może tego właśnie najbardziej mi brakowało bo przerzuciłam się na "Mentalistę" :)
Właśnie, w "Mentaliście" dramaturgię spaja pogoń Jane'a za Red Johnem i ten motyw przewodni dodaje ładny "zgrzyt" do lekko komediowej atmosfery serialu, a tutaj jeśli motyw "czytania z twarzy" komuś nie pasuje, to nie ma się czego chwycić. Sam w drugim sezonie przeżyłem moment zwątpienia, gdy przerwali emisję po 10 odcinku i po wznowieniu kilka odcinków przepuściłem. Teraz znowu spauzowali z emisją...
Nareszcie ktoś to napisał... mnie też strasznie brakuje kogoś takiego jak Bay Harbor Butcher czy Red John. Na dobrą sprawę odcinki można by wymieszać i niewiele by to zmieniło w głównej "fabule", bo tak na rpawdę jej nie ma. Poza tym pod koniec drugiego sezony byłem już znudzony i miałem wrażenie, jak to już ktoś na tym forum napisał, że "wystrzelano już wszystkie pociski" - pomysłów brak, więc powatrzamy w kółko to samo, raz za razem, do wy....gania. Miałem nadzieję, że trzeci sezon odbije się od dna, ale nic na to nie wskazuje.
Różnie to można odbierać, po co główny wątek? Można sobie oglądnąć dla przyjemności to raczej nie przeszkadza, jeśli przeszkadza, to nie oglądaj, bo przecież nikt Cię do tego nie zmusza. Serial jest jaki jest, gdybyś tak cierpiał przy oglądaniu, rzuciłbyś dawno to w cholerę. Po za tym sami wymieniliście, seriale o podobnej tematyce z jakimś tam głównym wątkiem. Czemu wszystko mus być takie same? Oryginalność jest fajna, nawet gdy się nie wszystkim podoba. Po prostu trzeba spojrzeć na to z innej strony.
"Strasznie drażni mnie to, że cały czas robią zbliżenia na te podejrzane ruchy, gesty np. przesłuchiwanych osób" - serial się głównie na tym opiera, w kolejnych sezonach już tego nie ma tyle.
Właśnie przeszkadzał i dlatego serialu nie oglądam bo byłam w stanie wytrzymać może do 8 odcinka.
Serial nie jest oryginalny, garściami czerpie z "Mentalisty" a poza tym brak fabuły to nie jest cecha pozytywna. Tobie się podoba OK, mi nie bardzo, napisałam co sądzę i nie oglądam bo są duże lepsze seriale. Jedynym plusem "Lie to me" jest Tim Roth i temu nie da się zaprzeczyć. W każdym razie miłego oglądania życzę :)
Przyznaję, mimo całej sympatii dla aktora, że w trzecim sezonie jego maniera zaczyna mnie nużyć. Lightman zaczyna być wkurzający. Tego, że Roth mnie zmęczy, to ja się nie spodziewałem.
Lightman zaczyna być wkurzający. Tego, że Roth mnie zmęczy, to ja się nie spodziewałem. Podpisuję się gęsim piórem.!!! A codo zbliżeń twarzy postaci znanch i polityków - zwróccie uwagę ile razy sa one kompletnie nie trafione i nie zgadzają się z tym do którego nawiązują.
Po 5 odcinku trzeciej serii nic dobrego się nie dzieje z serialem. Powtarzają zagranie w stylu "Lightman wśród zwierząt", a to Cal udaje bandziora w napadzie na bank, a to "bawi się" w górnika jak teraz. Co dalej? Piekarz, marynarz, rybak?
Czytam i tak myślę - nie jeste sam - mnie tez Tim zaczyna działać na nerwy... Chyba III sezon odpuszczę.
Mam podobne odczucia. Pierwszy sezon coś nowego, inne spojrzenie na relacje ludzi ok. Ale w trzecim sezonie brak głównego wątka, brak relacji między bohaterami-tak na prawdę nic ich nie łączy lub wydaje się nie prawdziwe a ponad to wkurzająca postać Cala-jego zachowanie jest chamskie w drażliwy sposób nie wspominając że ciągle naraża życie, co jakiś czas do głowy ma przystawioną spluwę a gra "twardziela".
Wyczytałam w regulaminie że trzeba mieć min 10 punktów żeby wysyłać wiadomości do innych użytkowników.
nie zgadzam się z opiniami potępiającymi grę Rotha w 3 sezonie. Jest to postać ekspresywna, atmosfera gęstnieje, więc i Cal się zmienia. Ludzie nie mówcie, że Lie to me jest takie jak Mentalista. To są dwa różne seriale o całkiem odmiennych cechach, choć mogą wydać się podobne.
Skoro wydają się podobne, to widocznie aż takie różne nie są :D
O 3 sezonie się nie wypowiadam, bo nie dotrwałam nawet do końca pierwszego ;)