Nadzieje były spore, bo Most nad Sundem był bardzo udany (ten sam scenarzysta). Tutaj jednak w mojej ocenie coś nie wyszło. Postaci głównych bohaterów są szyte tak grubymi nićmi, ze trudno się przejmować ich losami. Marcella i jej do znudzenia powtarzające się epizody irytuje i męczy, jej zachowanie wkurza i serio, wie ze jest niebezpieczna, a s sumie nic z tym nie robi. Coś tam niby dopiero po paru miesiącach prosi o pomoc psychiatrę. Echhhh. Jej dzieci jak zombie, ex- mega dupek, zero chemii między nimi. Drugoplanowym brakuje wyrazu. Szkoda.