Postać i historia Tatiany chyba najbardziej mną wstrzasnela. To, że jej mąż płacze razem z nią po otrzymaniu wyniku biopsji, w kontekście finału jest po prostu okrutną podłością. To nie są łzy szczęścia z powodu ocalenia życiowej partnerki. To są łzy ulgi, że dalej ma moralne zezwolenie (ekhm...) ewakuować się do młodziutkiej Niemki i olać chore dziecko oraz zaniedbana żonę. Rak pokrzyżowałby niejako te plany. I to że on już wcześniej robił sobie grunt na ewakuację, wmawiając Tatianie, że ona go nie dopuszcza i nie potrzebuje. Widzimy, jak chętnie i spokojnie oddała syna w opiekę Toma. Wmawiał też Tatianie, że się zaniedbała, że na niego nie patrzy. Ewidentnie starał się wmanewrować ją w rolę winnej jego odejścia. Cóż, chłopa z wozu, babie lżej. Mam nadzieję że Tatiana wróci do bycia szczęśliwą, pewna siebie lwicą jak to zauważył Michał na wycieczce. Znajomość z Tomem jest obiecująca :)