Rzadko interesują mnie seriale kostiumowe. Często są one dość sztampowe, kiczowate nawet i nie przykuwają mojej uwagi. Matylda to jednak zupełnie inna sytuacja. Dawno nie polubiłem serialu tak bardzo jak "Matyldę". Niektórzy narzekają tutaj na głupotki scenariuszowe jak zbyt szybka miłość Matyldy i Doktora Bodena ale czy takie coś się nie zdarza w prawdziwym życiu? Skądś przecież pochodzi pojęcie miłości od pierwszego wejrzenia. Ja na to nie zwracam uwagi bo dla mnie jak najbardziej jest to wiarygodne a sam serial ogląda się tak przyjemnie, że nie jestem w stanie patrzeć na takie rzeczy. Każdy odcinek jest tak pełen fabularnych zawirowań i akcji, że nie sposób się nudzić. Oglądam odcinki wręcz przyklejony do ekranu telewizora. Kostiumy, scenariusz, gra aktorska w "Matyldzie" to mistrzostwo. Każdy aktor gra tutaj świetnie i na szczególną uwagę zasługuje przede wszystkim Maria Kowalska i Mirosław Haniszewski. Obu aktorów poznałem dopiero przy nowym Znachorze i to absolutne odkrycia dla mnie. Maria Kowalska genialnie odgrywa rolę dziewczyny, którą traktują jak konia do przetargu a Mirosław Haniszewski jako Rubin jest tak łatwy do znienawidzenia, że aż odczuwam wstręt widząc go na ekranie. Wbrew pozorom grać rolę, która wzbudza tak negatywne emocje u widza, nie jest łatwe. Mirosław Haniszewski przechodzi tu samego siebie. Na szczególną uwagę zasługuje też Małgorzata Buczkowska, której uroda idealnie wpasowuje się w damę z wyższych sfer a także Mateusz Mosiewicz, który kradnie każdą scenę w której jest. Może to dość proste bo gra chłopa, który zrobi dla swojej ukochanej wszystko ale jak on to gra! Uczta dla oczu. Także podsumowując, dla mnie ten serial to absolutne objawienie. Uwielbiam w nim wszystko i nie mogę się doczekać kolejnych odcinków co niedzielę. Mam nadzieję, że TVP sypnie kasą i twórcy dostaną fundusze na kolejny sezon, niezależnie od tego jak ten się skończy. Dla mnie Matylda jest serialem 10/10 i nic tego nie zmieni.