Sama esencja Mentalisty, było i o tym jak Patrick traktuje prawo, czyli zawsze wychodzi poza jego ramy , żeby ratować dobrych ludzi, jaki wpływ mają metody Jane'a na innch agentów, szczególnie "nowych", jak ich wiążą z zespołem i dają poczucie uczestniczenia w czymś, niezwykłym, intrygującym dla czego warto pojechać po bandzie.
Doceniono Cho, dostał awans i chociaż to osłodziło mu poczucie osamotnienia w życiu prywatnym, bo taka jakaś samotność wyziera z jego oczu. Trochę mnie zaskoczyło to, że Cho tak bardzo nie lubi kotów. Ten kot Jako bohater fotek w necie był kapitalny, na stercie banknotów z bronią, siła twittera, tumbira, facebooka górą, potrafi zniszczyć każdego, tak jak potrafi wypromować, kogoś lub coś, nieoczekiwanie.
Co jeszcze, bo było tego tak dużo, wreszcie ktoś wspomniał o obrączce i świetnie, że to przyjaciel ze starych czasów. Nie zdziwiłabym się jednak, gdyby, (ja bym tak zrobiła na miejscu scenarzystów), to nie była tamta obrączka, a taka, którą Patrick założył podczas potajemnego ślubu z Lisbon, i który ukrywają przed innymi.
Emocje na twarzy Patricka niesamowite, widać jak wrażliwego mężczyznę ma u boku Lisbon i na szczęście widać też, że ona będzie miała morze cierpliwości do niego, nadwrażliwcy typu Jane'a są niezwykli, fascynujący, ale też na pewno trudni na co dzień.
Intryga z oszukaniem Petersona i akcja w jego domu klasyczna, na pewno zaraz pragmatyści zaczną to rozbierać na czynniki pierwsze, ale dla mnie było tam i potrzebne napięcie i humor.
Generalnie, jeden z lepszych odcinków.
Zgadzam się.
Akcja z odkodowaniem alarmu świetna, Cho już tak długo zna Patricka, a wciąż gotów się nabrać na jego sztuczki, Jane był bardzo rozczarowany ... Lisbon, you're killing the magic here..... Ten kot na dziewiątej mnie rozbawił, w sumie nie spodziewałam się po Cho, że ma kotofobię ;)
To na pewno nie fobia, pamiętam że w finale 2 sezonu, Cho i Rigsby wchodzą do pokoju pełnego kotów i Cho nie reaguje. Może potem nabrał do nich zwykłej awersji.
Masz rację, ja napisałam o kotofobii w żartach. Wiadomo, że w przypadku fobii reakcja jest natychmiastowa i niezależna od woli, organizm uruchamia paniczne reakcje, dopiero jak obiekt znika z zasięgu wzroku, chora osoba może o nim mówić. Natomiast Cho zwyczajnie oznajmił, że nie lubi kotów, ponoć dlatego, że próbują zawsze wskakiwać na niego, co mnie dziwi, bo do psów chyba nie miał uprzedzeń ( przynajmniej nie mówił o nich Summer), a psy, szczególnie te źle wychowane, są bardziej "wylewne" i obskakujące niż koty.
Moje doświadczenia wskazują, że źle wychowane koty są gorsze od najgorzej wychowanych psów, bo drapią i są upierdliwe. Psa spławisz, po kocie mam bliznę na ręce ;(
No nie wiem, ja bardzo lubię koty, nie są tak "psio wierne", mają swoje ścieżki, niezależność, nie żebrzą o o aplauz Pana, przytulają się kiedy chcą i mruczą kiedy chcą, a że czasem podrapią, w końcu po coś mają pazurki, "to co nieużywane zanika", i nie dotyczy to tylko mózgu.
Całkiem w porzo wytłumaczenie ataku na mnie i podrapania mojej ręki ;)
Pozdrawiam.
Doskonały odcinek. Fotki z kotkiem genialne. I też przyszło mi do głowy, że może ta obrączka ma już zupełnie nowe znacznie :). Co do powracającego tematu intensywności okazywanych uczuć między Jane a Lisbon, musimy pamiętać o tym że oni wciąż nie zrobili tzw "coming out". Czyli wciąż się ukrywają, mimo tego że pewnie wszyscy domyślają się już co ich tak na prawdę łączy.
Ja nie wiem , jak można nie zauważać intensywności uczuć na twarzy Patricka? Nie jest to pokazane w stylu typowego rom-com i dobrze. Z kolei Lisbon, o ile w poprzednim odcinku rozumiała, że Jane boi się o nią, to jak widzę sądziła, że miało to związek z konkretną akcją, ona prawdopodobnie nie jest w stanie tak do końca zrozumieć ( nikt, kto tego nie przeszedł, nie jest) jakie lęki targają Patrickiem. Przez tyle lat wspólnej pracy Patrick w codziennych akcjach, chował się, zdawał na jej wyszkolenie ( oprócz sytuacji podbramkowych, kiedy ratował jej życie), wszędzie też szukał okazji do "zabawy", a teraz przychodzi jej zmierzyć się z jego obsesyjnym myśleniem o zagrożeniu, więc dziewczyna zadaje średnio trafne pytania typu - "czy jesteś zazdrosny o zaangażowanie z jakim się oddaję pracy", tak naprawdę to ona nie chce dopuszczać do siebie myśli, że zachowanie Jane'a jest przesadzone i że wyraźnie on chce , żeby zmienili typ pracy, zanim narażą się znów jakiemuś psycholowi pokroju Red Johna.
Ja wiem, że wiele osób może mi zarzucać nadinterpretację, ale ja tak odbieram ich interakcje, które są pokazane. Poza kadrem zostawiono przeważającą część ich prywatności i dobrze, bo to przecież serial kryminalny, ale podejrzewam, że podobnie jak w finale 6 sezonu ukazano jakie uczucia naprawdę zawładnęły nimi, to teraz też będzie jakiś dosłowny akcent, który przekona niedowiarków, że Jane i Lisbon nie nudzili się w swoim towarzystwie, będąc daleko od wzroku ciekawskich widzów:)
Ja myślę podobnie. Ale rzeczywiście, ktoś może zarzucić nam nadinterpretację :).
Jestem facetem, ale nie szkodzi, że się pomyliłaś, z avatarów niewiele wynika ;)
Serial, szczególnie po Red Johnie, zwyczajnie wymaga lubienia Cho, Patricka, Teresy i innych, nowych postaci. Pozytywne nastawienie zmienia perspektywę i pozwala wczuć się w ten inny, nie znaczy gorszy, klimat.
potajemny ślub z Lisbon, ukrywany przed wszystkimi mogę zrozumieć (chociaż mi sie ten pomysł nie podoba) ale dlaczego ukrywaliby go przed nami? :)
Żeby uniknąć nadmiaru wątków przerabiających serial na telenowelę, a tak, cichy ślub, wszyscy dowiedzą się na końcu i po sprawie.
dlaczego zaraz na telenowele? Wielka miłość w kryminalnym serialu musi być zaraz be i telenowelna?
Tez jestem zdania ze mozna fajnie ukazac milosc bez ocierania sie o telenowelę. Zreszta ten sezon mial byc poswiecony zwiazkowi Jane'a i Lisbon, a zagadki nie mialy byc głównym wątkiem, więc mogliby troche wiecej sensownych scen poświęcić głównym bohaterom..
Wielka miłość zawsze jest super, ale już jej pokazanie to sztuka, i nie widziałam serialu kryminalnego, w którym związek bohaterów w trakcie serialu ukazano w wartościowy a nie hasłowy i schematyczny sposób. Tutaj wielka miłość jest poza kadrem i niech póki co tak zostanie, nas raczą mało romantycznymi scenami i dobrze, bo skoro z nawet takich okruchów, niejeden fandom tworzy mnóstwo sweet foci, co by się działo przy dosłowności. Mentalista zostalby okrzyknięty telenowelą jak nic. To samoobrona, przecież zarzuty o telenowelizm pojawiały się wcześniej i nawet na tym forum.
no oczywiście, ze zgadzam się na "poza kadr" ale ślub, buciki i wszelkie deklaracje to tylko z nami... kurna.. <3 Nie na darmo kochamy dwóch bohaterów na raz i wyłącznie razem. (co sie rzadko zdarza w kinie)
Kota wrzucili do netu jeszcze przed emisją odcinka, przypadkiem zobaczony zepsuł mi niespodziankę, ale i tak wysoko oceniam ten epizod.
Wrzucili tego kota w internety? :o Podpowiesz może gdzie dokładnie? Chętnie bym zalajkowała :D
Jest na stronie CBS
www,cbs,com/recommended-galleries/1003319/the-top-10-omg-moments-from-cbs-this-w eek/73204/the-mentalist-/
ja widzę co najmniej 7 fotek kota: **www,cbs,com/shows/the_mentalist/photos/1003289/jane-s-most-evil-nemesis/**
(usuń gwiazdki i dodaj kropki)
Lisbon i Jane- znowu lody nudaaaaaaa! Tańce na końcu- nudaaaaa! NIC nowego, ten związek jest po prostu nudny, zero większych emocji, czegoś rozwojowego, ciagłe łapanie się tych samych motywów. I niech nikt mi nie wmawia, że to takie super romantyczne.
Wpadli na chwilę Pete i Sam, więc Jane ma błogosławieństwo od swojej "rodziny", Lisbon od swojej, nic tylko ślub brać.
I swoja droga to Lisbon chyba nie ogarnia o co Jane'owi chodzi. Zazdrosny o robotę? Wtf? Myślałam, że od razu uderzy w to, że Jane ma skłonności do bycia typem kontrolującym wszystko i wszystkich, a ta wyskakuje z jakimś "jesteś zazdrosny?". A miałam ją za nieco bardziej rozgarniętą postać.
Peterson- ciekawa postać, można było dłużej pociagnąć ten wątek, ale niestety... swoją drogą to wydawał się dość kumaty, a Jane go tak bez problemu ograł?
Fajnego ma za to kota!
Abbott- szkoda, że odchodzi, niby dobrze dla Cho, bo w końcu został doceniony, ale jakoś będzie mi go brakowało. Ze wszystkich szefów występujących w Mentaliście jest najlepszy, najbardziej zapadający w pamięć. Za to juz jego żona działa mi na nerwy. To chyba kwestia jej fryzury.
Milutko, że Abbott tak polega na Patricku, zwłaszcza jak sobie człowiek przypomni jego początkowe nastawienie do Jane'a.
Wylie- co za papla. Swoją drogą to dobrze aktora dobrali, pasuje właśnie na takiego infantylnego niedoswiadczonego młodziaka- informatyka. On i Vega to zupelne przeciwieństwa, szkoda że Vega najprawdopodobniej zginie...(widzieliście promo kolejnego odcinka?). Myślę, że Cho traktuje ją trochę jak swojego wychowanka i będzie mu cholernie ciężko pogodzić się z jej śmiercią (o ile to ona zginie). Niezbyt dobry początek szefowania swoją drogą, już mi go żal.
Tańce nigdy nie są nudne :) W Mentaliście stają się zapowiedzią przełomów, w 6 sezonie taniec z Kim i uświadomił Patrickowi kogo i czego mu brakuje, a teraz też kroi się zwrot akcji.
Lisbon nie ogarnia o co chodzi Jane'owi, zawsze twierdziła, że Patrickowi nie odbija, ale jemu wyraźnie odwaliło na tle jej bezpieczeństwa.
Dla mnie ktos dal ciala piszac dialog miedzy Lisbon a Jane'm, Teresa nie jest taka tępa żeby nie domyślić się o co może chodzić jej facetowi.
Oby ten taniec rzeczywiscie oznaczał zwrot akcji bo dla mnie to powielanie motywow i tyle.
Domyślać się jedna rzecz, a dopuszczać myśl do siebie druga rzecz, najpierw go pyta o zazdrość, potem znów mu tłumaczy jak dziecku, (w którymś odcinku mu to też mówiła), że każdemu w każdej chwili coś się może stać. A zazdrość ja zrozumiałem w sensie, przedłożenia pracy nad wszystko, co jest problemem i to poważnym, pracoholizm zabija :)
Znowu słaby odcinek. Intryga pt. wejść do domu i szukać kasy jest mało błyskotliwa, akcji z chińskimi świecznikami nawet nie chce mi się komentować. Całość trochę ratowało uczulenie Czoego na kota (nie tylko RJ boi się zwierzaczków). Końcówka Abotta z grubo ciosanym dialogiem wrabiającym też do niczego. Tekst z zazdrością faktycznie źle świadczy o Lisbon, zgłupiała z tej miłości. Poza tym beznadziejnym Dżisbonowcom teraz oferuje się tańce kręcone z uciekającej kamery, widziane bodaj przez folię, ale Oni pewnie i tak są zadowoleni. w przyszłym odcinku proponuję ujęcie z drona, z podczerwienią (swoją drogą któryś Bond się chyba tak kończył).
Co do następnego odcinka to wg mnie pora nastała na Abbotta, zwłaszcza po tym odcinku. Po pierwsze okazało się, że jest super szefuńciem i wszyscy Go lubią (czas umierać x1). On też wszystkich lubi - zwłaszcza, gdy się tak dla niego poświęcają. Żona ujawniła, iż szczególnie podziwia On przebiegły umysł Dżejna, a dodatkowo uważa Go za przyjaciela (czas umierać x2). Życie weryfikowało dotąd takie życzliwe relacje nie niekorzyść obiektu, postanawiającego tak bezkarnie zbliżyć się do PJ'a, która sam często podkreśla, że działa trochę jak trędowaty (czas umierać x3). Abbott zaprosił wszystkich na dziękczynną fetę, żeby się ładnie pożegnać - bo odchodzi przez jakiegoś Waszyngtona, nie wiem co to za choroba, ale jak Stiles spokojnie przygotowywał się do odejścia 'za 2 tygodnie' to w końcu umarł chyba jeszcze tego samego dnia, i to zupełnie na coś innego - bo od bomby (czas umierać x4). Abbott zdążył mianować sukcesora (czas umierać x5).
Wszystko to sprawia, że to Abbott umrze, kochany jak wielu wielkich wodzów tego świata (Stalin, Chavez, Castro, czy Kim Dzong Il). Stąd też pochód z flagą wcale mnie nie dziwi, pewnie nawet wieko otworzą (obnażając klatę jak 2pac-owi: http://www.imdb.com/media/rm1771306496/nm0241870?ref_=nm_phs_md_1). Z Vegą by mnie zdziwił, chyba, że ocaliłaby świat przed zagładą, jak Bruce Willis w Armageddonie, albo zginęła lecąc w delegacji do np. Pearl Harbour (albo innego Smoleńska). No, albo gdyby chociaż zginęła z ręki BIAŁEGO przestępcy (to jest chyba najbardziej nieprawdopodobne, wszak wiadomo, że w USA to policjanci strzelają, najczęściej do czarnych).
Jak jesteś fanką jej komentarzy to wytłumacz mi co znaczy zdanie - Poza tym beznadziejnym Dżisbonowcom teraz oferuje się tańce.
Czy jak ja kibicuję udanemu związkowi Jane'a i Lisbon to podpadam pod bycie beznadzieją.
Z góry przepraszam, że nie zasięgam wiedzy u źródła, wolę jednak poznać opinie kogoś bezstronnego.
Jej nie o to chodziło! Wiesz, jak czasem mówi się, że ktoś jest beznadziejnie zakochany albo beznadziejnie w coś zapatrzony? W sensie nie ma dla niego ratunku? Ja to tak interpretuję, że beznadziejny Dżisbonowiec, to ktoś kto nieważne co mu Heller zapoda i tak będzie wkręcony w ten wątek i tyle.
Czyli nastąpił podział Dżisbonowców na: beznadziejnych i niebeznadziejnych, tym pierwszym podoba się wszystko, co w tym serialu dzieje się na linii Jane-Lisbon, ci drudzy mają rozmaite uwagi, pretensje, żądania.
No to ja niestety jestem w pierwszej grupie, przypadek beznadziejny, aczkolwiek moja akceptacja JIsbon i ogólnie serialu wcale nie jest bezkrytyczna, istnieje coś takiego, jak akceptacja po poddaniu krytycznemu osądowi, rozpatrzeniu za i przeciw.
Przykładzik: telefon zarąbany sprytnie przez Jane, wrócił do Petersona w taki sposób, że tamten nie nabrał podejrzeń, pytanie - czy w serialu było pokazane jak go oddano? Z powodu nie zauważenia tego faktu, zostało przyjęte przeze mnie, że zrobiono to tak zręcznie jak w niejednym, dotąd pokazywanym odcinku.
Natomiast co zrobią detaliści, stwierdzą że motyw z telefonem jest bez sensu, scenariusz napisany na kolanie, a Heller ma widzów za młode pelikany.
Wracając do Dżisbonowców, to ja jestem beznadzieja dżisbonowska, ci co psy wieszają na Hellerze za aptekarskie dawkowanie scen miłosnych, niebeznadzieja dżisbonowska, a reszta?
Czy samo wkręcenie w serial nie jest beznadzieją mentalistowską? Jakiś krytykant procedurali, powie o Tobie, że jesteś beznadziejnie zakochana w Mentaliscie, i co Ty na to? Powiesz, że nie, bo krytykujesz, a on, że wszyscy poświęcający czas czemuś takiemu to beznadzieja i co? Poczujesz się urażona czy nie?
Ja się zapisuję na bycie beznadzieją mentalistowską ;), tak do towarzystwa.
A telefon musieli podrzucić tego samego dnia, bo w innym wypadku, Peterson by się skapnął i zablokował podgląd na dom.
A czemu ty się tak od razu denerwujesz i spinasz?
Ja uważam się za beznadziejną "sziperkę" nudnego jak flaki z olejem związku Jane'a i Lisbon. No lubię ich- co na to poradzę?
Denerwuje mnie to, co Heller z ich związkiem zrobił, dlatego też tak często tu na forum rzucam krytyczne uwagi odnośnie tej relacji.
Mimo to dalej oglądam, bo jestem uzależniona. Niestety każda "podróż" co raz bardziej przypomina mi "podróże" jak z piosenki "Hera koka hasz".
Moje pytanie było - co znaczy beznadziejny Dzisbonowiec, tanbuelo mi powiedziała, że to ci beznadziejnie zakochani, nie do końca się z tym zgadzam, więc dalej było prowadzone dociekanie, gdzie tu spina? Ty mi to teraz świetnie wytłumaczyłaś, nie przyszło mi do głowy uzależnienie.
Ale czy z mojej strony był jakiś agresywny wpis, żeby mi tak jechać od obskakujących i ujadających?
Spinę, że co? Że nie wiem, jaki jest target wpisu? Jak czegoś, nie wiem, pytam, ale ok, może i nie potrzebnie prowadzę te rozkminy.
Język polski - trudny język. Niektórzy zamiast tylko oglądać seriale powinni jakąś książkę czasem wziąć do ręki. Nie oczekuję od każdego umiejętności kreatywnego pisania, ale rozumieć tekst czytany to już nie aż taka znowu sztuka.
Dziękuję za miły komentarz, mnie bardzo rozwesela Twój avatar, ileż w nim prawdy. Jednocześnie przepraszam, że po raz kolejny na niniejszym forum avatary, obrażone że nie chce mi się z nimi gadać, obskakują osoby w jakiś sposób ze mną skamratowane. To już jakaś reguła, acz trzeba wybaczyć - nie tylko Teresie Saj... tzn. Dżejn odebrał trochę rozumu.
Nie jestem psem, żeby kogoś obskakiwać, twój komentarz świadczy o tobie, ja nie muszę już nic dodawać. Będę pamiętać, aby więcej nie czytać twoich postów, nie pisać komentarzy do nich, a także nie pisać nic do avatarów z tobą w jakikolwiek sposób skamratowanych.
Żegnam wyniośle.
No i jak tu nie odpisywać jak sama się o to prosisz ? Jak wlazłaś na to drzewo?
Przepraszam za napisanie do Ciebie, to się nie powtórzy, potraktuj moje posty za niebyłe.
Pozdrawiam
Popieram, komentarz Creep'a pierwsza klasa! No szczerze się uśmiałam. Ale tak pozytywnie, nie złośliwie :), a jestem zapalonym dżisbonowcem, a jeszcze lepiej dla mnie brzmi, dżisbonówka ... :)
Mi też koncept Dżisbonów nigdy nie przeszkadzał, gorzej z realizacją (jedzenie lodów w co drugim odcinku). Sziperówką bym siebie na pewno jednak nie nazwała bo daleko mi do zapału prezentowanego na forum :).
Jeszcze inny mocny filmowy argument przyszedł mi do głowy, oczywiście przemawiający za śmiercią Abbotta. Jako rzecze Kevin Costner w Bodygardzie - Afromerykanin po prostu musi, musi, musi być trafion. Oni wprost są magnesami na kule - tak w życiu, jak w filmie. Chyba nawet Heller to zauważył (podobnie niektórzy bardziej spostrzegawczy ode mnie forumowicze zajmowali kiedyś stanowisko, że Mentalista jest niemal zaangażowany politycznie - no to temat marzenie, bardzo na czasie, szczególnie jak go zastrzeli biały policjant).
_____________
Frank Farmer (Kevin Costner / Bodyguard): Henry, I've spent a lot of time guarding people all over the world, and I've found one thing to be true - no matter how incompetent the assassins, no matter how much they miss their target, there's always one person who always gets hit.
Henry (Black chauffeur): Who?
Frank Farmer: The cocky black chauffeur.