Jak serial kończy historię Czerwonego Jasia w tym sezonie, twórca Bruno Heller zdradza, że nierozwiązane seksualne napięcie między główną dwójką być może przeniesie się na pierwszy plan. "Myślę, że absolutnie kochają się nawzajem" - mówi, "Czy oni kiedykolwiek kładą się w nocy i myślą o sobie wzajemnie, a także o tym jakby to było być romantyczną parą? Oczywiście, że tak mają, a to dokładnie coś co nadal będą odczuwać i o czym będą myśleć". Potem znowu złapanie Czerwonego Jasia może zmienić te uczucia całkowicie. "Oni dbają o siebie tak bardzo, ale ze stawkami, które ciągle rosną przez obecność Czerwonego Jasia, to sytuacja z dość dużą presją" - mówi Simon Baker. "Muszą polegać na sobie o wiele bardziej, ale to również sprawi, że łatwiej będzie im eksplodować ze złości na siebie".
Ale nie w takiej formie.
Ciekawe, że po załatwieniu RJ-a przestaną coś do siebie czuć. SMUTNE I JESTEM PRZECIW!
Uczucia "mogą" się zmienić, a nie na pewno zmienią. ;] Poza tym Baker się pewnie droczy z widzami.
błagam, nie spolszczaj Red Johna, to jest amerykański seryjny morderca, a nie polska czerwona fasola :))
O to samo chciałem prosić :)
Nie pamiętam w jakiej serii i w jakiej telewizji padło z ust narratora -Czerwony Jaś ale kompletnie zakłóciło mi to dalszy odbiór odcinka -bardziej to stwierdzenie rozbawiało mnie. Może przez czerwoną fasolkę ? Ale efekt był taki że widzę pewną grozę sytuacji i słyszę ~`Czerwona Fasola co powoduje pewne zakłócenia - niespójność przekazu.
W sumie pamiętam wypowiedzi Robin że trudno byłoby grać jej z Simonem: parę -sceny bardziej namiętne ponieważ są z Simonem przyjaciółmi ale czyż dla publiki jacyś nie szli na pożarcie lwom ? więc zdecydowanie mają prostsze zadanie :)
Pozdrawiam wszystkich i odliczam czas do początku serii :]
Ja też uważam, że praca to praca i nie można zasłaniać się przyjaźnią w życiu osobistym czy innymi rzeczami, żeby nie móc czy nie chcieć zagrać pewnych scen (nie za bardzo zresztą odsłaniających). Oczywiście, jest to trudne, ale myślę też sobie, że w pracy aktora bywają i trudniejsze psychologicznie wyzwania.
Czasem jest tak, że ludzie prywatnie nie lubią się, a muszą grać zakochanych.
Albo tak jak w serialu (zdaje się) "Barwy szczęścia" żona aktorka musi (lub musiała, bo nie śledzę tego serialu) patrzeć jak jej mąż na planie nagrywa namiętne sceny z inną aktorką, przy czym ona musi na to patrzeć nawet wtedy, kiedy on porzucił tę żonę (i dwójkę dzieci) dla tej właśnie drugiej aktorki i cała trójka nadal występuje w obsadzie i gra różne sceny między sobą. To na pewno jest o wiele cięższe do zniesienia.
A więc, myślę, że sceny Jisbonowe, takie prawdziwe, też da się zagrać i coraz bardziej wydaje mi się, że nieuchronnie pojawią się, bo Bruno Heller wie jak bardzo większość fanów na nie czeka. :)
wie ale może celowo podtrzymywać napięcie, bo jak mówią największa miłość to niespełniona miłość. Niestety:(
Marketingowo w dużej mierze rozumiem takie podejście Bruna Hellera, żeby podtrzymywać to napięcie i rozumiem też tę psychologiczną prawdę, o której napisałeś, że czasem tak bywa, że jest się dosłownie jak na uwięzi, kiedy dostaje się od tej drugiej osoby jakieś niby sygnały i jakieś niby dowody, że jej zależy itp., ale nic za tym prawdziwego nie idzie, niemniej ciągle się na coś czeka i czeka i ma się nadzieję itp. i to jest właśnie taka niespełniona miłość, która sprawia, że przerwanie takiego stanu jest bardzo trudne. Dobrą ilustracją tego jest właśnie wątek Jisbonowy przez te pięć sezonów.
Niby są jakieś przesłanki, że OBU stronom zależy na sobie wzajemnie, ale zawsze są jakieś "obiektywne" powody (np. zemsta na Red Johnie), dla których jednak nic się nie dzieje, przy czym, zauważcie, że tylko jedna ze stron ma uszanować to, że druga ma te obiektywne powody i nie chce się określić, a ta pierwsza strona nic nie musi i żyje sobie jak pączek w maśle.
Patrząc na to od strony życiowej to nie wiem, ale wydaje mi się, że osobiście włożyłam ogrom wysiłku w to, żeby umieć odróżnić niezdrowe relacje (jak opisana powyżej) od zdrowych i nie iść za tymi niezdrowymi (mimo, że jakaś tam moja struktura wewnętrzna kieruje mnie w taką stronę) i myślę sobie, że właśnie przydałoby się, żeby Bruno Heller zrobił jakiś ukłon w stronę promowania w społeczeństwie zdrowych relacji i pokazał widzom w 6 sezonie właśnie to, co jest zdrowe, tj. że niezależnie od Red Johna Patrick może chociaż jakoś opowiedzieć się za Lisbon, może jej coś wyznać, może się jakoś określić wobec niej.
Myślę, że to, że widzowie znoszą tak tak długo tę ciągłą frustrację i cierpienie po stronie Lisbon i nie porzucają serialu i mają wciąż nadzieję na happy end wynika po części z tego, że są do tego niestety przyzwyczajeni, bo sami coś takiego przeżyli i w jakiś sposób "dobrze" im się to kojarzy: kojarzy im się z czymś znajomym, normalnym. Być może koresponduje z ich przekonaniem, że taka właśnie jest miłość. A tymczasem to chyba nie jest miłość.
Coraz bardziej widzę jak bardzo dużo prawdy jest w takim trochę wulgarnym powiedzeniu, które postaram się tu sparafrazować, żeby ładniej zabrzmiało: "jak mężczyźnie zależy na kobiecie, to choćby skały pękały, to nic go nie powstrzyma".
Myślę, że miłość właśnie jest czymś takim, w czym się idzie na całość, w czym nie jest problemem określić się, wziąć odpowiedzialność też za drugą osobę i za relację z nią, dążyć do tego, żeby ta odpowiedzialność była wspólna, i żeby była jasność i szczerość i niezwodzenie drugiej osoby i jakieś jednoznaczne opowiedzenie się za nią, jakieś staranie się dla niej.
Choć oczywiście nie wiem czy to jest wyczerpująca definicja, bo pewnie nie jest.
Jeżeli Patrick mówi w jednym odcinku, że szuka kogoś "komu mógłby zaufać, kogoś silnego, kogoś uporządkowanego wewnętrznie, kogoś dojrzałego, kogoś, kto znałby jego słabszą stronę, a mimo to go kochał", to myślę, że dobrze byłoby pokazać jak Patrick SAM pracuje nad sobą, aby właśnie być kimś takim dla tej drugiej osoby! Myślę, że to jest cała istota rzeczy i jakże pięknie byłoby to zobaczyć w serialu!
Naprawdę chciałabym, żeby w 6 sezonie wątek Jisbon ewoluował w stronę tego, co zdrowe w relacji.
Oczywiście, racja, że rzeczywistość serialowa może okazać się inna, niż moje życzenia. No coż, tak czy inaczej będę oglądać, a w kawałku Jusbonowym to jeśli nie dla pięknych emocji pokazujących zdrowy związek, to chociaż dla wiedzy o tym co jest zdrowe, a co nie, żeby jakoś tą wiedzą posłużyć się potem w życiu.
mnie się wydaje że to poczucie niespełnienia podtrzymuje atmosferę napięcia, bo gdyby Teresa i Patryk rzucili się sobie w objęcia to już nie byłoby to samo i tego podejrzewam obawia się Heller. Natomiast zaskoczyłaś mnie co do definicji miłości. Ja bym powiedział że to zrozumienie,zaufanie, szacunek i w ogóle możliwość oparcia w drugiej osobie. A tu dowiaduje się że chodzi o to aby iść na całość. Powiem że zaskoczyła mnie ta odpowiedź, zwłaszcza w ustach kobiety:)
A nie :), z tym "iść na całość", to chodziło mi o to, żeby nie być "trochę w związku a trochę nie", tylko całkowicie opowiedzieć się przy tej drugiej osobie, tak jak w pokerze jest taki zwrot "wchodzę za wszystko". :) Nie zostawiać sobie furtek, mieć z tą drugą osobą jedno życie.
Najgorzej jest, uważam, jak ktoś buduje z drugą osobą więź, ale nie określa się i potem zawsze może powiedzieć, że nic przecież nie obiecywał i może sobie znaleźć drugą osobę i jeszcze powiedzieć, że to jest fair, i że ta pierwsza osoba sobie nawyobrażała nie wadomo co, a kto tę więź wcześniej budował, jak nie on, pytam się.
Owszem, jak ktoś obiecywał (a nawet wziął ślub), to też może odejść do kogoś innego itp., gwarancji nie ma, ale tu przynajmniej można powiedzieć, że była jakaś jasność, jakieś ramy, jakieś słowo zostało złamane. A jak coś jest takie nieokreślone to już nie można tak powiedzieć.
W przypadku Patricka i Lisbon są takie momenty, że Lisbon cierpi, bo np. Patrick jest zafascynowany inną kobietą, ale wychodzi na to, że ona cierpi, bo sobie coś ubzdruała, a on jej i tak niczego przecież nie obiecywał. A to nie jest prawda, bo widzieliśmy multum momentów, w których on budował z nią więź i okazywał, że jest dla niego ważna, wyróżniał ją, patrzył na nią w szczególny sposób, flirtował i tak dalej, a potem to wszystko zostaje zanegowane i on jest niby zdziwiony zazdrością Lisbon (co widzimy np. w scenach z Kristiną, Eriką czy Lorelei lub w scenach, w których jest mowa o tych paniach) i Lisbon nie ma możliwości niczego udowodnić i niczego się uchwycić.
O to mi chodziło, że jak się kogoś kocha, to się jednoznacznie za tą osobą opowiada.
Bardzo dobrą ilustracją jest tu Rigsby, który jest cały czas czytelny w swoich uczuciach do Van Pelt i właśnie taki "idący na całość", w tym sensie, o którym mówię.
Rigsby imponuje mi, bo dąży do jasnych sytuacji, jak prawdziwy mężczyzna, a jak widzi, że Van Pelt go nie chce, to nadal ma możliwość zachować swoją godność i wszystko jest u niego jawne i dookreślone: mówi, że nie przyjdzie na ślub, bo nadal ją kocha, ale że szanuje jej wybór. Jak ona jest z innym, to trzyma się z daleka od niej i nie pcha się na trzeciego itp. Jak jest sama, a on czuje, że nadal ją kocha, to mówi jej o tym.
Bardzo mi się to podoba. Niestety takiej szansy Bruno Heller nie daje Lisbon i to nie jest fajne. Chciałabym, żeby w przypadku, w którym Patrick nie będzie nadal chciał być z Lisbon, żeby w scenariuszu było coś, co przywróci jej tę godność.
Rozumiem, że dla serialu niekorzystne jest może, żeby padli sobie w objęcia zbyt wcześnie, OK. :)
Ja bym się cieszyła, gdyby to nastąpiło pod koniec sezonu, zgoda, ale poprzedzone byłoby dojrzewaniem Patricka i jego ewolucją w stronę tej postawy, o której mówiłam: niech sam będzie miał takie cechy, jakie chciałby, żeby miała ta druga osoba.
A co do miłości, jak pisałeś o tym zaufaniu i szacunku i oparciu w drugiej osobie, to zgadzam się. :)
Ja niestety jestem z tych co to wolą sobie zostawiać otwarte furtki niż iść na całość:) ale zgadzam się z tobą co do Jisbon. Po pokonaniu RJ chcę Lisbon w objęciach Patryka bo jeśli nie to się wkurzę, toby było zwykłe świństwo ze strony scenarzystów
Dopiero znalazłam ten Twój wpis, przepraszam, że po tak długim czasie dopisuję się.
Zgadzam się z Tobą, ja też chcę takiego zakończenia. :)
Co do furtek i pójścia na całość, to po refleksji stwierdzam, że ja też mam podobnie, jak Ty i po moich doświadczeniach pewnie byłoby mi trudno tak "iść na całość", w rozumieniu, o którym sama napisałam powyżej, natomiast ogólnie chcę wierzyć, że kiedy natrafi się na kogoś, z kim to jest możliwe, to wtedy coś w człowieku samo pozwala (i chce) tak zrobić. Przeczuwam, że w miłości tak właśnie "powinno" być.
Teraz, kiedy odpisuję, jest już po odcinku 6x02 i myślę, że teraz to już bardzo widać, że Patrick nabrał nowej świadomości, jeśli chodzi o jego uczucia do Lisbon. Naprawdę zależy mu na niej, patrzy na nią w szpitalu z wielkim ciepłem i mam nadzieję, że właśnie akcja idzie w pożądanym przez wielu fanów kierunku. :)
spoko, ja też odpisuję z dużym opóźnieniem. Widzę że mamy podobne odczucia co do pójścia na całość. Natomiast co Jisbon to też mam nadzieję że w tym sezonie w końcu bedą razem. Pożyjemy, zobaczymy:)
"Ja też uważam, że praca to praca i nie można zasłaniać się przyjaźnią w życiu osobistym czy innymi rzeczami"
Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Przyjmując pewną rolę aktor/-ka świadomie zobowiązuję się wykonać swoją pracę, a skoro wykonuje zawód polegający na "graniu", to już w ogóle nie rozumiem w czym problem.
Podobną sytuację już przerabiałam z "True Blood", cały wątek romantyczny poprowadzono tak, że główna bohaterka cały czas wracała do manipulatora, który ją nieomal zgwałcił a na pewno oszukał - tylko dlatego, że się zakochali na planie i pobrali. :/
tak>Szymon Piekarz wcina czerwona fasole z bulka w Lizbonie
lub tak> Simon hunting the serial killer Red John with Teresa L.
Niech Oni się wreszcie spikną i mają coś od życia :D, bo od samego początku przyciągają się jak Magnesy ;]
Ta scena zasługuje na uwiecznienie w historii najładniejszych scen Jisbonowych. :)
http://www.youtube.com/watch?v=-A9T6Ak2OwM
(Odc. 6x03, "Jane takes Lisbon's hair back"). :-)
Kurczę, widzę ze chcesz nadrobić romantycznością za wszystkie Panie wg Ciebie upośledzone pod tym względem. ;D
Czy następnym razem napiszesz, że chciałbyś być długopisem, który trzyma w dłoni? ;DDDDDDD
Tak, masz rację :), zawsze Lisbon niecierpliwi się i go pospiesza albo zapuszcza korzonki pod drzwiami do tego jego pokoju na strychu dobijając się i prosząc go, żeby raczył wykonywać swoją pracę. A tu on taki zaangażowany. :)
Co do scenki, to zgadzam się, że wyżej w rankingu (u mnie też) są inne sceny, między innymi takie, w których Patrick patrzy Lisbon w oczy (ostatnio w szpitalu...) albo scena, w której wziął ją za rękę w tym pyle przydrożnym po akcji z nieudanym schwytaniem Red Johna.
No, ale to odgarnianie włosów też jest fajne. :)