Widzisz o tym w ogóle nie pomyślałam, faktycznie może morze mu zwrócić obrączkę i biedny popadnie w jakąś dziwną paranoje, że nie może być z Lisbon.
Na pewno analizują, jak podobnie my, każdy z nich rzuca pomysł, a potem zastanawiają się czy taka dana scena pasuje w tym momencie do tego odcinka itp. Mogliby nam pozwolić jeden chcoiaż odcinek wyreżyserować. Podejrzewam, że byłby epicki.
Ja do stycznia nie wyrobię, co ja przez wakacje będę robić jak mi tu wszystkie seriale się kończą .... Ale dobra jak takie smaczki mogą wyjść na DVD to jakoś przeżyję, ale no nie wiem czy dam radę. Właśnie ta epicka scena z gołębiem nie daje mi spokoju.
Albo jakiś niebieski gnom będzie za nim chodził z tym preszys, póki go nie weźmie z powrotem. Lepiej nie wyrzucać złota. To może też być grzech, jak z marnowaniem chleba, z tymi siłami też nie warto zadzierać, profilaktycznie nawet.
Przy tylu interesariuszach trudno byłoby o spójność fabuły. Jednak taki Heller z ostatnim słowem pewnie się przydaje, nawet jeśli wychodzą z tego później dziwne kwiatki... i gołębie.
Też czekam na jakieś smaczne BTS z gołębiem. Jako wegetarianka (choć nieszczególnie wojująca) jestem ciekawa, czy żadne prawa zwierząt nie zostały przy okazji naruszone.
No patrz jakie nawiązanie do "Władcy pierścionka", że ja w tym kierunku nie poszłam. To wtedy byłby mu potrzebny wulkan do zniszczenia tego złotka, ale lepiej niech schowa do szuflady lub gdzieś w piwnicy. Jeśli znajdą dom, bo w sumie gdzie oni będą mieszkać.
Tak ostatnie słowo to potęga, gdyby nie to, dawno ten serial by poszedł w jakąs stronę zachodzącego słońca.
Mnie w ogóle w tej scenie z gołębiem dziwiło, że on tam siedział w kieszeni cicho i nic nie gruchał. Ja tam na zwierzętach, ptakach i rybach się nie znam, ale jednak sądzę, że gdybym była gołębiem nie spodobało by mi się siedzenie w kieszeni u kogoś to bym wydawała jakieś dziwne dźwięki "wypuść mnie" po goęłbiemu - "gruuuu gruuuu".
Powinien sobie facet kupić szkatułkę na biżuterię i po problemie. A jeśli chciałby się jej jednak pozbyć - raz na zawsze, to zawsze można użyć gołębia pocztowego (przy okazji obrączkując?). Kobiety mają czasem w zwyczaju nosić pierścionki/obrączki na łańcuszku, więc może sobie PJ zafundować jakiś kajdan na drugą (pierwszą) obrączkę.
Obawiam się, że w charakterze gołębi - w sytuacji stresowej tym bardziej - są nawet opcje wykraczające poza wydawanie jedynie dziwnych dźwięków. Kiedyś miałam karmnik na balustradzie balkonu i wiem, co mówię. Problematyczne zwierzęta, lepiej trzymać się z daleka.
Mogli to zrobić lepiej, nie wiem, kiedy on wyznawał jej miłość w samolocie, to było jakieś takie... banalne trochę. ALE. Było także piękne. Cieszę się jak małe dziecko, bo tyle się naczekałam na to :D I na koniec - tak! - pocałunek. Po raz pierwszy będę czekała na nowy sezon ze spokojem. To znaczy mam nadzieję, że tego nie popsują :) Pewnie, że słodko cukierkowo to bym nie chciała, ale oboje zasługują na odrobinę szczęścia i spokoju. Normalnie happy endy mnie nudzą. Ale w przypadku tego serialu liczę na wielki happy end - Jane z nowa rodziną, dziećmi i w ogóle psem i domem :D
Też mi tutaj totalnie widmo happy-endu nie przeszkadza. Inaczej np. było z Dr Housem (ale w ten serial w ogóle nie byłam zaangażowana). Dżejnowie są sympatyczni, niech im się urodzą piękne dzieciaczki, które będą wychowywać w pięknym domiszczu z ogrodem na przedmieściach ;].
PS. Nie wiem czy to przemawiam ja, czy może jakieś porażenie słoneczne (fazy księżyca?)...
na księżycu się nie znam, do wilkołaka mi daleko, ale słońca to u mnie nie ma :( więc w moim przypadku przemawiam ja :D
Obejrzałam wczoraj w oryginale, ale z wyrażeniem swojej opinii poczekałam, aż obejrzę z polskimi napisami, by w pełni zrozumieć odcinek.
No i.
Kurde, nie wiem. Z jednej strony, tej mojej romantycznej, jestem zadowolona z wątku Dżisbonowego. Wyrzucenie z siebie pretensji przez Teresę było. Wyznanie było. Odwzajemnienie było. Pocałunek był. Czuję się zadowolona. Ale z drugiej strony - nie czuję się w pełni usatysfakcjonowana. Są razem, dobrze. Ale co dalej?
Sprawa z pierwszych minut - mały powrót umiejętności dedukcyjnych Patricka, fajnie. Sprawa z Miami też niczego sobie. Ale przyćmiona przez wątek Dżisbonowy.
Abott i Cho - więcej tego duetu, a uśmiech nie będzie schodził z mojej twarzy :)
Gest Wylie'ego przy pożegnaniu z Teresą - mały pakunek, a kobiety tak długo zbytnio nie zna. Miłe z jego strony.
Intryga Jane'a - zgadzam się z nim, słaby rebus ;)
Tylko po co Kim na końcu? Nie wiem, wydaje mi się, że jej postać jest tylko po to, by zapewnić Lisbon kobiece towarzystwo w FBI. Poza sprowadzeniem Jane'a z wyspy jej postać nie robi nic, tylko zapełnia tło. Nie powiem, że jej nie lubię, bo nie mam jej za co nie lubić, po prostu dla mnie jest odrobinę zbędna.
Pike i jego wielkie "YES!" - miałam ochotę w coś uderzyć. Nie żeby gościu mi przeszkadzał, ale swoimi oświadczynami, do których doszło, bo Szczupak wyczuł zagrożenie zniechęciła mnie to tej postaci.
Hmm, to chyba tyle.
Wszystkie odczucia spisałam, zadanie na dziś wykonane.
Niech żyje Jisbon!
I teraz czekać do stycznia. White Collar, nadchodzę!
Zniechęcił mnie do siebie*
Człowiek ma za dużo myśli w głowie i nie wie, co pisze.
Mam podobne zdanie, niby usatysfakcjonował mnie koniec, ale z drugiej strony coś jest takiego, że nie wiem. Teraz wszystko może się wydarzyć w następnym sezonie.
Abbott i Cho to najlepszy duet po Jisbonie w tym serialu teraz.
Wylie taki słodziak, nie wiem dlaczego ale od pierwszych minut jak go zobaczyłam pierwszy raz na ekranie w serialu od razu polubiłam go.
Właśnie po co Kim ja się zastanawiam non stop. Ona nic nie wnosi do tego serialu, chyba tak jak piszesz, że dotrzymuje towarzystwa w FBI Lisbon, aby nie była jedyną kobietą w tym zespole.
Szczupak w ogóle nie był potrzebny w tym odcinku, ale pokazali oki nie mam pretensji, nie przeszkadzało mi to zbytnio. Heller chciał po prostu przez tą scenę pokazać, że Lisbon na złość Patrickowi odmrozi sobie uszy.
Ten rebus był dziwny, nie kojarzę drogi dojścia (Dewey?), więc nawet ciężko mi to ocenić w kategoriach łatwizny - na pewno reszta układanki (ISland itd.) była łatwa. "O" jako pełnia była już głupawa. Nie bardzo im ta szarada wyszła, ale też nie tu leżał ciężar odcinka. Nie podobało mi się, że rzekoma łatwość tego rebusa była poniewierająca dla Lisbon (tak zła opinię o inteligencji ukochanej ma Patryczek?).
Właśnie - Kim chyba miała sens tylko w jednym odcinku, gdzie zapowiadało się na bromance z Lisbon, ale później nawet od tego odeszli. Może nawet i szkoda, bo to jakoś źle nie grało. Teraz nie wiem po co Ona jest w tym serialu, niczego nie wnosi, tylko irytuje - bo ewidentnie odstaje od ekipy. Mogliby ją jakoś uczłowieczyć, ale proponowałabym jednak ubić czym prędzej i zapomnieć, że była. Wcześniej ładnie eliminowano nic nie wnoszące do serialu postaci (np. agresywny latynos z FBI, który miał być obiektem zainteresowania Lisbon, a na ekranie wiecznie bił pianę).
Yesowanie Pajka przypomniało mi premiera Marcinkiewicza. Obu nie lubiłam. Nawet mają podobną, głupawą aurę. Tylko, że Pajk jest postacią fikcyjną... A ciekawe jak się odczynia Yesowanie (co zrobiłby Pajk, gdyby pokazano Nam scenę pt. "jednak nie, sorry").
Do zobaczenia za rok! :D
Czy między dwoma przedstawicielkami płci żeńskiej może być "bromance"? Może gdyby chodziło o Conchitę...
Wydaje się mi się, że w jednym z tych plebiscytów do głosowania, w których tak Nas zachęcano miał kategorię serialowego bromance'u z homoseksualną parą (choć pewna nie jestem), więc to jest chyba bardzo pojemny termin. Pomieści i Conchitę, i Kim (wyjątkowo daruje sobie nasuwającą się złośliwość...).
Wątek miłosny w ostatnim odcinku był dla mnie wyjątkowo niewygodny, wręcz dziwny-ąz chichotałam głupkowato gdy Jane wyznawal Teresie milosc. Mocny, nieugiety jane okazal sie tak naprawde bezbronnym czlowieczkiem, potrzebujacym bliskosci. I nawet nie zorientowalam sie, ze ten odcinek moze byc jednoczesnie finalnym, konczacym serie. Osobiscie bylabym bardzo zawiedziona, zawiodl mnie przede wszystkim fakt odkrycia RedJohna w polowie sezonu (spodziewalam sie raczej osoby, ktorej nikt sie nie spodziewal :) ). Ale z drugiej strony- co oni moga w tym 7 sezonie pokazac? Procz slubu, ktory notabene w ogole nie pasuje do Jane'a i Lisbon, musieliby wymyslec taki watek, ktory nie tylko ,,by byl", bo tu nie o to chodzi, ale wstrzasnalby widzem na tyle, by z utesknieniem czekal na kolejny odcinek.
To było niewygodne, ale wiarygodne bo Dżejn taki był - zakłamany, poturbowany itd.. Amerykańce mają na to dobre słowo: vulnerable, które nie do końca chyba jest przetłumaczalne.
Jak ma teraz wyglądać siódemka to jest dobre pytanie. Zwłaszcza, że znowu nad przyszłym sezonem mamy aurę "ostatków" (wzmocnione przez prawdopodobne tylko 13 odcinków). Mamy mieć znowu jakieś "closure". Tylko co tu jest jeszcze do zamykania? Rj już bardziej nie wyjaśnią (ale nie dlatego, że się nie da / nie ma co wyjaśniać :). Jisbon odhaczone (ale zawsze można pójść w dżisbonowy karnawał). Już tu chyba ktoś wspominał, że może Pajk zeświruje przez Lisbon i na swoim przykładzie pokaże Nam jak zrodził się RJ (bo tego nie wiemy, ale Pan mordował kobiety, więc może nienawiść do jakiejś Teresy była początkiem Jego historii :).
Dobrze kombinujesz. Choc nie wyobrazam sobie Jane'a pedzacego na ratunek swej niewiascie ;)
P.S. ,,Dżisbonowy karnawal"?? Dobry Boze, nie..
W niby strasznych filmach (typu seria Halloween...) często jest tak , że synek przywdziewa maskę po (już padniętym) tatusiu i przejmuje po nim schedę, kontynuując tradycję mordowania. Niby Pajk nie jest podobny do Szeryfa, ale to nie szkodzi, Szeryf też nijak nie był podobny do RJ, a Nim był/został.
Mentalista to jurysdykcja Bossa Hellera, a nie Boga. Do Niego należy kierować prośby i pretensje (next tajm: 'Dobry Hellerze' zatem :). A dżisbonowy karnawał mi się nawet podoba... ale wyłącznie słowotwórczo.