Nie będę na razie się wypowiadać tak szczegółowo na temat odcinka bo mój angielski kuleje. Tak naprawdę to nic praktycznie nie zrozumiałem,ale już nie podobała mi się ta scena w barze jak ten gość tańczył przy Teresie musiałem szybko przewinąć tą scenę bo nie mogłem na to patrzeć.Zerknę za pewne do niej następnym razem jak będą napisy i więcej wtedy postaram się powiedzieć teraz czekam na wasze opinie, które za pewne i tak będą lepsze niż moja i bez błędów interpunkcyjnych.
Co najważniejsze to wrócił wątek RJ no i Teresa wyglądała dziś tak przepięknie to dla niej wstałem o 5.00 rano by znów ją zobaczyć:)
To, co mnie najbardziej w tym odcinku (i w ogóle tym sezonie) irytuje to kontynuowanie wątku uściśnięcia dłoni. Wolałabym żeby ten obiecany postęp w sprawie RJ objawił się jakoś normalniej, tymczasem PJ w to brnie. Nazwiska, mapy, kłódka - przez chwilę miałam nadzieję, że chociaż wyskoczy stamtąd Lorelei, ale nie - to tylko PJ i Jego schizy.
Ciekawa była rozmowa Van Pelt z księdzem - zdaje się, że szykowany tu jest grunt pod jakiś ciąg dalszy.
Obszar decyzji, przed którym miała stanąć TL zupełnie mnie nie zaskoczył (praca). Natomiast kolejna irytująca rzecz w Mentaliście - to właśnie fakt, iż TL nigdy niczego nie komentuje. To jej milczenie, albo przewracanie oczyma mnie denerwuje. Ray oferuje jej pracę, logicznie to argumentuje - nawet za i przeciw wypowiada za Nią - a ta nic. Jakby facet gadał ze sobą. Niby to leży w charakterze tej postaci, ale mnie drażni.
Co do fabuły odcinka to od znaczka RJ można było oczekiwać więcej, a tak wiemy, że RJ w młodości biegał po stodołach i być może miał coś wspólnego z Visualize (czego się można było domyślać, przywołując postać Stilesa).
Poza tym zapewne zaraz posypią się tematy typu RJ = Ray Haffner (akurat udany powrót postaci).
Jasne, że w tym odcinku wiele wskazuje na to, że to Ray Haffner może być RJ. Pewnie był to celowy zabieg producentów, watek ten na pewno teraz ucichnie na parę odcinków, bardzo się zdziwię, jeśli powrócą do tematu w następnym(na który musimy czekać aż 3 tygodnie:( ehhh...). W każdym razie "Red Barn" podobał mi się bardzo, szczególnie, że temat Red Johna powrócił. Strasznie wkurzyła mnie ostatnia scena, kiedy Lisbon próbowała wydobyć z Jane'a nazwiska na jego liście. On już prawie je z siebie wydusił, a tu bum, napisy końcowe. Myślałam też, że Lisbon powie Patrickowi o Haffnerze, że jest wizualistą i mógł być na farmie w czasie tych morderstw...
no przecież odpowiadała mu, że ma pracę którą lubi, generalnie to wyglądała na bardzo zaskoczoną propozycją, no i tym pytaniem Hafnera czy chodzi o pracę czy o Janea. A wątek z ręką jako kluczowa poszlaka żyje już własnym życiem i u PJ i w widzów, a ten Red John to wcześnie zaczynał to mordowanie, chyba że przywłaszczył sobie " znak firmowy " kogo innego
"Ray Haffner = Red John" - takie hipotezy, myślę, że mogą pojawić się wśród fanów, zwłaszcza, że od imienia "Ray" do "Roy" bardzo blisko. Nie udało mi się wymyślić powiązania nazwiska "Haffner" oraz "Tagliaferro", no ale chyba nie można mieć wszystkiego. :)
A o Haffnerze, że jest w Visualize, to miałam wrażenie, że Lisbon na pewno powiedziała Patrickowi.
Aha, jeszcze Red John budował jakąś stodołę czy inne zabudowania gospodarskie kiedy romansował z Rosalind Harper. To było sporo później, niż te zabójstwa z odcinka 5x13, ale cieszę się, że jest jakaś konsekwencja w konstruowaniu postaci Red Johna (przewijał się przez farmy, budował jakieś stodoły z drewna itp.).
Faktycznie - coś jest na rzeczy z tymi stodołami XD. Ray / Roy nawet nie skojarzyłam. Świetne uwagi :)))
Co do powiedzenia o związku Haffner/Visualize to akurat ja obstaję przy tym, że nie powiedziała PJ, co biorę za dobrą monetę - tzn., że Jej się ten niezdrowy podanio-łapczyny nastrój nie udzielił (chociaż na koniec jednak widać pewną ekscytację).
A jeszcze a propos Haffnera - chociaż Jego postać w tym odcinku bardzo mi się podobała to jednak dziwnie wyewoluował - od Pana inwigilatora do kolesia, który jest po imieniu z Teresą, i to tak zupełnie swobodnie, jak chyba jeszcze nikt dotąd. Jakby 100 lat razem konie kradli. Nawet tą wzmiankę o Visualize koleś tak ładnie i gładko zbył, zupełnie naturalnie bez zakłopotania. Trochę to jednak niewiarygodne, porównując np. do dość sztywnych relacji TL z Bosco (też niby zawodowo-przyjacielskie). Mam wrażenie, że widziałam dwóch różnych Haffnerów (a przynajmniej osadzonych w zupełnie różnych kontekstach).
No nie wiem, dla mnie relacje TL-Bosco wyglądały na znacznie bardziej zażyłe. Łączyła ich więź wykraczająca być może poza ramy przyjaźni. Do tego wspólnie pracowali w policji, stąd też ich stosunki były takie trochę specyficzne.
Natomiast Haffner i Lisbon rozmawiali po prostu jak ludzie, którzy mijają się w miejscu pracy, może zamienią parę zdań w windzie czy przy automacie do kawy, a na stopie osobistej praktycznie w ogóle się nie znają.
Z Bosco na pewno były bardziej zażyłe, ale tak nie wyglądały. Mówili do siebie cały czas po nazwisku. Chociaż może ta rzekoma aura zażyłości, którą tworzył Ray była na potrzebę werbunku do tej Jego firmy. Mnie to zaskoczyło bo nie było to w charakterze tej postaci (chociaż to tylko epizod), ale dość swobodnie pozwalał sobie na uwagi odnośnie jej motywacji do pozostania w CBI, czy bagatelizowania związku z Visualize i postrzegania Stilesa (żaden tam Bóg).
Tytułowanie po nazwisku jeszcze nie musi oznaczać ani rzeczywistego dystansu, ani bliskości, to jest szeroko stosowany motyw w amerykańskiej telewizji, a w policyjniakach to chyba standard. Lisbon do wszystkich mówi po nazwisku i vice versa. W takim "Castle" np. jest identycznie, a Beckett nadal mówi do tytułowego bohatera per Castle, mimo że zaliczyli już wszystkie bazy. ;] Po imieniu zwraca się w do niego w bardziej emocjonalnych czy intymnych momentach. Dużo zależy od przyjętej koncepcji i przedstawianego środowiska zawodowego.
Tym bardziej zwraca uwagę fakt, iż Ray cały czas zwraca się do TL per Teresa, Ona do Niego też chyba po imieniu. Nie wiem ile baz musieli wcześniej zaliczyć, ale mnie to zdziwiło. + Te uwagi "przecież to Ja / znasz mnie". + Przemilczenie szczegółu o konotacji z Visualize (czyli jednak zna / ufa).
Dla mnie to sygnalizuje, że nieczęsto mają ze sobą styczność i nie muszą nazywać siebie raz po imieniu, a raz po nazwisku w zależności od sytuacji, np. w obecności osoby trzeciej, jak świadek, podejrzany czy członek rodziny ofiary. Członkowie zespołu mówią do siebie po nazwisku, bo tak jest wygodniej z racji, że często znajdują się w sytuacjach formalnych. Przynajmniej ja się tak na to zapatruję. ;]
Czyli tak trochę przewrotnie: mnie się znamy, więc jesteśmy/możemy być po imieniu. Coś w tym jest.
hmmm,
pogubiłam się...
czy w którymś odcinku była już postać Ray'a Haffner?
a sam odcinek muszę przetrawić... przerobić w głowie ale napewno napiszę coś od siebie ;)))
ale poproszę o chwilę na złapanie oddechu :-S
teraz faktycznie skojarzyłam , dzięki milkaway :)
myślałam, że dobrze znam serial ale jeszcze mi daleko do wielu z Was
muszę popracować nad własnym pałacem pamięci ;-)
i wcale nie żartuje....
Ale wyeksponowali też CBI Rona jak pośpieszył z gratulacjami dla Lisbon. Swoją drogą ciekawe czzy należy do jakiegoś zespołu, czy też jest tam tylko od popychania papieru i zapowiadania nowoprzybyłych. ;]
Zgadzam się, że coś jest na rzeczy z tym budownictwem.
bardzo mi się ten odcinek podobał, będzie nad czym pomyśleć w oczekiwaniu na ciąg dalszy, już samo to, że "znak firmowy" Red Johna był namalowany aż tyle lat temu musi zmienić wiele koncepcji. Jednak się pomyliłam sądząc, że to PJ wymyślił ten dowcip z ożywającą ofiarą , to okazuje się pomysł Rigsbiego i te całe obchody też , to mnie zaskoczyło, nie podejrzewałam go o tak kiepski gust i o brak rozeznanie w preferencjach Lisbon ( bo celowo to chyba nie chciał jej denerwować). To, że PJ wpuścił Teresę do swojej twierdzy świadczy o dużym zaufaniu do niej. Muszę zobaczyć raz jeszcze bo dużo informacji tu było sprytnie poukrywanych.
O, mnie też bardzo się podobał ten odcinek!
Jego wielką zaletą jest to, że było trochę zabawnie (na początku - to przyjęcie dla Lisbon i jego reperkusje :) ), a trochę też poważnie, a nawet strasznie (na koniec ta kobieta, która zabiła jedną z ofiar mówi, że w tej piwnicy ktoś był i czuły jego obecność - oczywiście był to Red John, jak się można domyślić). Wątek tego śledztwa bardzo mnie wciągnął, a Haffner też wydał mi się tajemniczy (te jego powiązania z Visualize i ogólnie potencjał tej postaci).
Podobała mi się bardzo rozmowa Haffnera i Lisbon - po reakcji Lisbon widziałam, że Haffner trafił w sedno. Wyraz jej twarzy świadczył o tym, że naprawdę przeraziła ją ta perspektywa, że Patrick może znudzić się pracą lub schwytać Red Johna i nie chcieć już dalej pracować w CBI, i że ona zostanie wtedy sama ze swoim zespołem i widać jak strasznie by jej Patricka brakowało. Ten moment był bardzo ładny, bo taki czytelny. Podobny do tego momentu, w którym niegdyś Bosco zapytał ją: "Czy on aż tyle dla Ciebie znaczy?" i Lisbon miała podobną odpowiedź wypisaną na twarzy.
W tym odcinku podobało mi się też zaniepokojenie Patricka na wieść, że Haffner zaproponował Lisbon pracę. Tym też troszeczkę się zdradził, że i on coś do niej czuje. :) Fajne też było, zgadzam się z Wami, jak wpuścił ją do swojego pomieszczenia na strychu (i to jeszcze ze słowami: "Chodź, partnerko", nawiązującymi do pytania Lisbon czy są w końcu partnerami w pracy czy nie). To naprawdę duży dowód zaufania i więzi między nimi. Widać naocznie, że wątek Jisbonowy znów (nieśmiało) rozwija się, tym razem na spokojniejszych i poważniejszych podstawach niż te wcześniejsze żarty i tym podobne... Ta jego "gazetka ścienna" skojarzyła mi się z filmem "Piękny umysł". ;-) Mam nadzieję, że u Patricka jednak nie okaże się ona tym, co w "Pięknym umyśle" (nie, nie, nie, na pewno nie może okazać się).
W tej pierwszej scenie, jak Patrick tylko uchylał drzwi i nie chciał wpuścić Lisbon do swojego "mieszkania", to naprawdę myślałam, że rozmawia tam na skypie z Lorelei czy coś. ;) Na szczęście nie.
Wątek tego uścisku dłoni mnie akurat nie denerwuje. Niesamowite, że Patrick te wszystkie spotkania pamięta. Myślę, że rzeczywiście potwierdza się jedna z hipotez, że Red John jest kimś, kogo Patrick poznał poza odcinkami.
Mnie nie wydaje się, żeby był nim Haffner.. Nie umiem uzasadnić tego, po prostu nie wygląda mi na Red Johna, nie ten temperament czy coś.
Ciekawe jednak jest to, co wynika z rozmów Haffnera z Lisbon - otóż, najprawdopodobniej to Visualize chciało odciągnąć Lisbon od Patricka i pracy w CBI, dlatego wysłało Haffnera z tą propozycją dla Teresy. Stąd wniosek, że Visualize obawia się do czego zespół Lisbon może okazać się zdolny i chce torpedować jego pracę.
Z Jisbonowych momentów to jeszcze bardzo mi się podobała scena, w której Patrick otworzył drzwi przed Lisbon jak wchodzili do tego baru w miasteczku. Otworzył drzwi i trzymał je, Lisbon wchodziła przez nie, a on z uśmiechem przechylił głowę i patrzył jej w oczy równolegle jak wchodziła obok niego. To było fajne. :) Leciutka powtórka tej sceny była też pod koniec, jak Patrick wpuścił Lisbon na ten strych - wtedy też otworzył te drzwi, ale bardzo wąsko i Lisbon musiała przejść bardzo blisko niego. Też sympatycznie. Podoba mi się obecna komitywa między nimi - taki spokój, ciepło, przyjaźń i dużo aprobaty dla Lisbon za całokształt.
Też widać, że miło zrobiło się Patrickowi, jak Teresa powiedziała, że każdy rok przepracowany z nim liczy się jak dwa lata. To miało być żartem, ale było to sympatyczne i wiadomo co to znaczy. :)
To przyjęcie dla Lisbon na początku było naprawdę śmieszne - czułam zażenowanie wraz z Lisbon, ale też i nie mogłam się nie śmiać. :) Szkoda mi tylko było Rigsby'ego. Nie powinna Lisbon być dla niego taka okrutna i mówić, że mu nie wybaczy. Na pewno jednak nie miała tego na myśli. Rigsby bardzo się postarał. A niestety Cho nie zachował się zbyt koleżeńsko, bo mógł powiedzieć: "taki mieliśmy pomysł, może głupi, ale chcieliśmy dobrze", a powiedział: "to był pomysł Rigsby'ego". Szkoda, że nie wziął częściowo tego na siebie, żeby trochę poratować kolegę, ani że chociaż nie wybronił jakoś Rigsby'ego, że chciał dobrze itp.
Biedny Rigsby potem tak się gryzł całą sprawą i tym przyjęciem...
Fajnie, że wiecej było widać Van Pelt i już jej nie zasłaniały te monitory. :)
Ogólnie odcinek super, muszę go raz jeszcze obejrzeć!
PS. Ja też myślę, że tam może być więcej poukrywanych wskazówek i znaczących momentów.
Mi ta rozmowa Haffner - TL przypomniała o dylemacie końca Mentalisty. No bo co w finale (czyli po RJ)? Puenta wypowiedziana przez Haffnera to przecież jedna z opcji. Taka najbardziej naturalna nawet, chociaż od serialu niekoniecznie należy oczekiwać pragmatycznych i naturalnych rozwiązań (w finale finałów oczekuję wręcz przytupu z telemarkiem).
Nie podobało mi się, ze wyolbrzymiono zapowiadaną decyzję bo przecież jak zwykle wynikło z niej może i dużo, ale w sferze niedopowiedzeń. Możemy przypuszczać, że Haffner trafił w sedno. Widzimy, że Lisbon niby wspomina o ofercie pracy PJ, ale nic z tego nie wynika. TL mogłaby się jednak trochę nad ofertą pozastanawiać (albo chociaż nad sobą = "czemu nie chcę się nad tym zastanowić?"), a PJ pomartwić, albo chociaż zauważyć, że TL jakoś tam się poświęca dla sprawy (chociażby w imię przyjaźni). A tu nic.
" Ta jego "gazetka ścienna" skojarzyła mi się z filmem "Piękny umysł". "
Mi się skojarzyła z "Sherlock Holmes: Gra cieni", identico.
Gry cieni nie oglądałam, choć zasadzam się na Holmesa od dawna (muszę obejrzeć). Przypuszczam jednak, że jeśli podobne jest to wrażenie, to trochę ciarki przechodzą po plecach... Ja w pierwszej chwili właśnie tak pomyślałam i zmartwiłam się, ale w drugiej chwili zreflektowałam się, że to jednak Mentalista i wszystko będzie dobrze. :)))
Trochę mimo wszystko zabawne dla mnie, że on tam poprzypinał takie rzeczy jak np. zdjęcie tej buźki Red Johnowej (po co? nie wie jak wygląda ta buźka?) albo zdjęcie jakiegoś martwego ciała (też - po co? mógł przypiąć karteczkę z napisem, nawet zakodowanym, typu "pierwsza zbrodnia Red Johna", no bo po co ma przed zaśnięciem patrzeć na takie makabryczne zdjęcia, wystarczy mu taka "mapa", kompendium wiedzy itp.).
Wiadomo jednak, że ta gazetka miała być bardziej dla widza, niż dla Patricka.
Mnie o wiele bardziej podobała się ta wizualizacja La Roche'a - te przeźroczyste arkusze z kropkami oznaczającymi dane (w tym wypadku osoby będące w pobliżu Toda Johnsona w budynku CBI), które potem przekładał, aż zostały mu tylko cztery kropki. Patrick mógłby coś takiego ładnego i czytelnego zrobić na temat Red Johna zamiast tej dziwnej gazetki.
Ta mapa z jakimiś punktami i trasami mogła oznaczać miejsca, w których Red John dokonywał swoich zbrodni albo miejsca, które odwiedzał Patrick i gdzie mógł spotkać Red Johna i uścisnąć mu dłoń, tak sobie myślę. Nie mogę za bardzo zrozumieć tych innych ponaczepianych rzeczy na tej mapie, typu właśnie te zdjęcia itp. Trochę mało to czytelne się zrobiło, ciekawe czy Patrick orientuje się w tej gazetce (pewnie tak). Nie wiem co o tym myślicie...
Oba filmy o Sherlocku Holmesie Guya Ritchiego gorąco polecam. A propos tej tablicy to choćby właśnie w "Grze cieni" poszlaki i różne informacje zajmowały nie tylko ścianę a cały pokój. ;] Sznureczki łączyły się w ciągi przyczynowo-skutkowe, np. zabójstwo właściciela fabryki broni - atak terrorystyczny - zaostrzenie stosunków politycznych Francja-Niemcy, itd. Podobnie było w którymś z odcinków "Revenge". Pomoce wizualne na pewno są dla widzów (aha, bohater stara się dociec prawdy niemal obsesyjnie ;), ale ma to też praktyczne wytłumaczenie. Czasem można dostrzec jakieś nieoczywiste powiązania czy analogie patrząc fizycznie na dane, a nie tylko przechowując je w głowie.
Identyczny trick ze sznurkami zastosowano w jednym z odcinków "Kryminalnych".
Rigsby to przecież swój chłopak jest, że tak się wyrażę. ;] W każdym bądź razie akcja w barze była rewelacyjna.
Zresztą rewelacyjny był odcinek w ogóle. Wyważony, z równo rozłożonym napięciem, z dobrze nakreślonymi postaciami, nawet tymi, które pojawiły się przelotnie na ekranie. Dużo było gościnnych występów w tym odcinku, a nie powiedziałabym, żeby któryś był zbędny.
Chyba najfajniej mi się ogląda jak rozwiązują jakąś cold case w mieścinie, gdzie diabeł mówi dobranoc, a tu jeszcze w połączeniu z Red Johnem, trzy ciała, "satanistyczne" rytuały na zwierzętach... Czyżby RJ najpierw uczył się fachu na zwierzętach?
W sumie poważnych zastrzeżeń nie mam tym razem. ;] Może trochę zawtóruję za Creep, że poszli z tym uściskiem dłoni deczko za daleko. W każdym razie powiało Monkiem, kiedy Jane zaczął wymieniać hurtowo, ilu osobom podał rękę w swoim życiu. Wszystko tak szczegółowo może przywołać w swojej pamięci?
No i jednak mogli pokazać chociaż cień refleksji ze strony Lisbon. Ktoś ci oferuje kokosy za uczciwą pracę, to jednak siłą rzeczy się zastanawiasz. Rozumiem gdyby od razu podczas pierwszej rozmowy Teresa wiedziała o jego przynależności do Visualize. Cóż może miało to oznaczać, że tak naprawdę nie chce myśleć o tych bardziej osobistych argumentach Haffnera. Trochę jak Jane wypiera pewne sprawy ze świadomości. Tłumaczyłoby to też tę lekką nutkę desperacji z jaką na końcu domagała się wejścia do kwatery głównej czy też Jane'owego kręgu tajemnic. ;]
Albo przynajmniej jak już odmawiasz to robisz to z akcentem, żeby inni to docenili. Przynajmniej ja taka skromna nie jestem i zawsze emfazę na poświecenie własne kładę.
no tak, sam dowcip w barze to był dobry, nawet PJ podejrzewałam o autorstwo. W " Pałacu Pamięci " Patricka jest wszystko i każdy kogo poznał też się stamtąd nie wydostanie :) . Kokosy za uczciwa pracę, hmmm, hmmm rzeczywiście zastanawiające. A to jak ja wkurzało to zamykanie się Jane'a i jak się tam w końcu dostała to miała super minę.
Nawet przy Pałacu Pamięci, trzeba niektóre dane kierować do kasacji, sam zresztą Jane to powiedział. ;] Po to człowiek jednak część informacji zapomina, żeby mu nie wysiadł system nerwowy od nadmiaru bodźców. No ale Jane też nie należy do osób najzdrowszych psychicznie. ;)
Pisałam wcześniej, że mnie nie denerwuje ten wątek, że Patrick zapamiętał te osoby, którym podawał rękę, ale jak dłużej pomyślałam, to wychodzi mi na to, że nawet ktoś o niesamowitych zdolnościach, takich jak Patrick, chyba nie dałby jednak rady tych osób zapamiętać. Sam mówi (jak wspominacie), że niektórych rzeczy programowo nie pamięta, bo nie chce sobie nimi zaśmiecać Pałacu Pamięci (mówi to w kontekście Bertrama, o którym Lisbon mówiła mu kilkakrotnie, a potem on nie wie kto to jest i znów ją pyta) i mówi, że w Pałacu Pamięci gromadzi tylko to, co sam chce, żeby mu się potem przydało, a jak nie widzi takiej potrzeby albo coś go nie interesuje, to tej informacji nie składa na półkę w tym Pałacu. A więc, jest bardzo prawdopodobne, że wielu jakichś przypadkowych spotkań i podań ręki mógł nie powierzyć temu Pałacowi.
No, ale w Mentaliście przyjmuję jednak ten pomysł scenariusza z zapamiętaniem tych osób za dobrą monetę. Zobaczymy gdzie on doprowadzi.
Co do Rigsby'ego, to to jest naprawdę swój chłopak. :) Bardzo go lubię i myślę, że Lisbon powinna była naprawdę właściwie odczytać jego intencje i pocieszyć go po tej porażkowej imprezie, że nie gniewa się na niego.
W tym odcinku poczułam taki skurcz w sercu, że brakuje mi bardzo takich scen, jak w pierwszym sezonie, kiedy Patrick pił piwo z Cho i Rigsbym i byli w fajnej komitywie ("Here's my boys!"), Cho uśmiechał się wtedy nawet i ogólnie atmosfera w zespole była bardzo sympatyczna. A teraz Patrick (pewnie prawdziwie) mówi, że nic nie wiedział o tej niespodziance przygotowywanej dla Lisbon, widzimy też, że Cho nie popierał tej niespodzianki, więc pewnie faktycznie Rigsby w pojedynkę pozapraszał tych ludzi i zrobił zrzutkę na striptizera i potem tylko Van Pelt starała się być po jego stronie, ale wydaje się, że ona też nie organizowała tego przyjęcia.
A mogło być przecież tak, że usiedliby we czwórkę, tj. Rigsby, Cho, Van Pelt i Patrick i coś by fajnego wymyślili dla Lisbon, na pewno Patrick wpadłby na to co by ją ucieszyło, bo on potrafi ją najlepiej rozczytać. I Lisbon byłaby bardzo zadowolona ze świętowania rocznicy wtedy.
Choć - znów - rozumiem, że ta impreza miała być właśnie taka, bo chodziło o efekt humorystyczny dla widza... :)
pomysł nie był ewidentnie Patricka i nawet jak Teresea się pochyla nad striptizerem to mówi "oh boy" i wygląda na to, że ułamek wcześniej sam dostrzega, że to jakaś podpucha :)
myślę, że on by wymyślił coś bardziej w stylu kucyka jak na urodziny ;-D
p.s podoba mi się jak wychodzą już z Cho jak mówi na koniec w barze, patrząc jak wczuwający się ponad miarę striptizer zamęcza Terese "gdzie oni go znależli"? hehe
Wojtku a gdzie obejrzałeś odcinek? ja oglądam na kinomaniaku ale strona ma awarię
pomocy! help!
bo nie dam rady wytrzymać ;-((((
Jeśli napisy nie sa konieczne to polecam wyguglować "letmewatchthis mentalist".
letmewatchthis mentalist oriwilldie - szczyptę więcej dramaturgii dla przekonania wujka google'a :)
Mnie w ogóle nie kręcą striptizerzy (może to zabrzmi seksistowsko, ale prawdziwy facet nie powinien być jednak zbytnio wydepilowany ;) ale ten był jeszcze znośny.
Ja mam w ogóle problem z facetami tańczącymi, szczególnie tak jak ten Pan. Gangnam style też mnie żenuje (chociaż mniej, zwłaszcza wykonywany w ubraniu).
Haha, w jego pracy pracoholizm może mieć dość... dziwaczne skutki. Bolesne, o.
Nie wiem czemu, ale striptizerzy wydają mi się tacy niemęscy! Niby niczego im nie brakuje, mają te kaloryfery itd i z zasady powinni się podobać kobietom (może i się podobają, tylko ja jestem jakaś dziwna), ale mimo wszystko jakby ktoś dla mnie zamówił striptizera to zabiłabym! Albo jeśli nie zabiłabym, to zachowywałabym się identycznie jak Lisbon! :)
A odcinek ciekawy, cieszę się, że w koncu oficjalnie potwierdzili, że RJ ma związki z Visualize, co podejrzewaliśmy od 100 lat! I lubię Jane'a w tym odcinku, jaki on jest głupkowaty :D -jak zamykał drzwi do tej swojej tajnej siedziby, oglądał się za siebie czy Lisbon nie podgląda, dosłownie jakby zamykał na jakiś tajny szyfr, a nie na zwyczajną kłódkę! I tak za każdym razem :D
boogie woogie, a mnie zdenerwowało jak ten gość tańczy obok Teresy prawie ją dotykając i tak w ogóle to nie lubię czegoś takiego jak striptiz, jeżeli chodzi o dziewczyny to mnie nie jara:)Ja kiedyś chciał bym zobaczyć Teresę w bardziej kobiecym ubiorze niż to co nosi na co dzień, ale raczej się nie doczekam.Pamiętam, że bodajże 2 razy była ubrana w coś bardziej kobiecego w 2 sezonie w którymś odcinku i w 3 sezonie w tej różowawej sukience rzeczywiście wyglądała wtedy jak to Patrick tam powiedział jak zła mała księżniczka;)
Lisbon 2 razy pokazała się też w tej jakby sportowej sukience, w której chodzi po domu (a może też i śpi), tak więc można było zobaczyć jej zgrabne nogi. :)
Rzeczywiście mało razy chodzi w kobiecych ciuchach, raz na przyjęciu w długiej czarnej sukni, a raz w tej sukience, co miała założyć ją na ślub Van Pelt. Coś mi świta, że raz do pracy przyszła w spódnicy, ale nie pamiętam w którym to było odcinku.
Co do striptizerów, to ja bym nie chciała być na miejscu Lisbon wtedy i podobnie bym się zachowała. :)
Przyjrzałam się tej scenie, w której dzwoni Haffner i zaprasza Teresę na lunch. Rzeczywiście niesamowicie zagrane, a mina Lisbon oskarowa! Również i widok Patricka zaniepokojonego i pochylającego, żeby coś usłyszeć z rozmowy to balsam na moje serce. :-D
Dobrze zauważyła Lajonowa (Karolina), że za moment Patrick bierze w objęcia zaskoczonego Coopera (jednego z "dyrektorów" Visualize), co ma chyba wzbudzić u Lisbon zazdrość i przypomnieć jej jak fajnie byłoby być teraz na miejscu Coopera w objęciach Patricka, i żeby zastanowiła się nad tym i nie sprzyjała za bardzo Haffnerowi. :)))