Jak dotychczas obejrzałem tylko "Cigarette Burns" Carpentera i po tym dość średnim i mało oryginalnym odcinku nie wiązałem z tym serialem wielkich nadziei (zwłaszcza, że był to podobno najlepszy odcinek pierwszej serii).
Otóż okazuje się, że "Pick Me Up" mniej utytułowanego Larry'ego Cohena jest o wiele lepszy. Historia jest całkiem pomysłowa (nie przypominam sobie czegoś podobnego), choć oczywiście wpisuje się w ograną konwncję slasherów. Pomysł na mordowanie się seryjnych morderców jest przeuroczy, a sam odcinek ocieka bardzo czarnym humorem. Oczywiście historia jest naiwna, ale to wszystko wpisuje się w konwencję, zresztą widać to po pewnych odniesieniach do gatunku. Zakończenia się nie spodziewałem, ale wiedziałem, że będzie coś przewrotnego.
Aktorstwo też stoi na niezłym poziomie - zwłaszcza podobał mi się Michael Moriarty. Co jeszcze dodać? Niesamowicie chory pomysł, ale oglądanie tego wręcz bawi i myślę, że spokojnie mógłby powstać z tego film kinowy... Ale po co? Jeśli inne odcinki będą trzymać podobny poziom, myślę, że będę usatysfakcjonowany tą serią. "Cigarette Burns" mnie trochę zawiódł, a "Pick Me Up" dostarczył może niezbyt wyuzdanej, ale jednak rozrywki ;) Pozostaje mi polecić ten epizod.
PS - Myślę, że powinienem sprostować - nie tyle ocieka ten odcinek humorem, co sporą dawką ironii. To jednak różnica, aczkolwiek i tak mordka mi się parę razy uśmiechnęła, ale to już kwestia mojego skrzywionego umysłu ;)