Kończąc na cytowaniu klasyków światowej filozofii chciałem dodać, że scenariuszowo serial nie dał mi wielkiej satysfakcji. W zbyt wielu momentach reakcje, zachowania bohaterów były, delikatnie mówiąc, nieprzekonujące. Również zakończenie nie wydaje mi się być dopracowane.
Rozumiem, że twórca obiektu pozwalającego na przemieszczanie się pomiędzy światami równoległymi był inny, bo już lata temu poszedł inną życiową drogą. Nie wybrał kobiety, miłości swojego życia, wybrał karierę naukową. Dalej jego charakter kształtował się inaczej. Mógł zrobić się cyniczny, pazerny, sfrustrowany a nawet bezwzględny. Możliwe, nie będziemy się tu kłócić.
Ale te wszystkie pozostałe wersje, które zapoczątkowane zostały... porwaniem, to były wersje Jasona, który prawie 20 lat wcześniej wybrał miłość do kobiety ponad swoją ewentualną karierę naukową. Był, jak twierdziła Amanda, bardziej empatyczny, a więc też bardziej wrażliwy i moralny. Podróżował pomiędzy światami równoległymi raptem miesiąc, może dwa i raczej tak krótki okres nie powinien diametralnie zmienić jego osobowości, nawet jeśli przytrafiły mu się po drodze traumatyczne przeżycia. Nienawiść do twórcy obiektu, ok, to było prawdopodobne, ale później objawione mordercze instynkty wobec innych swoich wersji, które przeszły podobnie trudną drogę, a które nagle zaczęły się wyrzynać z bestialskim okrucieństwem a jedna z wersji nawet strzelała do samochodu, w którym znajdowała się jego żona i syn - to jest nie do obrony.
No i te klocusie, które pojawiały się w innych światach. Niektóre odkryte, mimo że obok widać tętniące życiem Chicago. W takim świecie nikt nie zainteresował się dziwnym klockowatym obiektem? Agencje federalne nie zabezpieczyły obiektu? Naukowcy nie badali obiektu? Obiekt sobie w takim świecie po prostu stał na otwartej przestrzeni, jakby był niewidzialny?
Światy przedstawione też takie sobie np. świat lodowy, w którym jest domek, a w domku przedmioty w nienaruszonym stanie, jakby zlodowacenie nastąpiło dwa dni wcześniej.
Plusem uwielbiana przeze mnie Alice Braga, bardzo dobra Jennifer, no i Edgerton, którego nawet lubię, ale nie uważam by udźwignął tę multi-rolę. Świetna muzyka i dobrze dobrane utwory.
Jeśli chodzi o budowanie dramaturgii, to przez grzeczność nie zaprzeczę tym, którzy wskazują na pewne dłużyzny. Gdzieś w drugim czy trzecim odcinku dochodzi też do zgrzytu montażowego, tam następuje taki jakby przeskok, zaburzone jest tempo opowieści.
Ale ogólnie realizacyjnie serial zrobiony dobrze, porządnie, zatem biorąc pod uwagę te wszystkie plusy dodatnie i plusy ujemne, to dla mnie rzecz niezła czyli 6/10.
Jeśli chodzi o kwestie interpretacyjne, to ja to widzę tak:
Skoro światów równoległych jest nieskończona ilość, to znaczy, że jest nieskończenie wiele wariantów, włącznie z tym, który przedstawili twórcy. I żeby było zabawniej: wszystkie te Jasony (poza twórcą obiektu) były prawdziwymi oryginalnymi mężami Danieli. Istnieli jako jedna osoba do momentu porwania i wysłania do świata, z którego pochodził Jason-naukowiec. Od tego momentu porwana wersja zaczęła się rozwarstwiać, na nieskończenie wiele sposobów. Mężowie i ojcowie w nieskończonej liczbie błąkali się pomiędzy światami równoległymi przez około miesiąc, może dwa, raczej nie dłużej. Nieskończona ich ilość straciła wtedy życie. Nieskończona ilość straciła wtedy Amandę. Nieskończona ilość straciła zdrowie, wyszła z tego okaleczona fizycznie i psychicznie.
Ale to był tylko miesiąc, może dwa, więc nie ma takiej opcji by w tak krótkim czasie ich osobowość nagle uległa dezintegracji albo kompletnemu przenicowaniu. Dlatego finał pokazujący oryginalnych mężów i ojców jako rzeźników to nonsens.