Jeden z nielicznych ciekawych wątków, a oni tak to rozwiązali? 50 tysięcy do łapy i siedź cicho? Dziwne, że sam bohater zaakceptował takie warunki. Po pierwsze: wcześniejszy mobbing (ale to u Smolnego norma). Po drugie: Hubert wyleciał z pracy. Po trzecie: na pewno zwolnili go dyscyplinarnie, a wieść o powodach rozeszła się po wszystkich pokrewnych firmach, więc facet ma już zszarganą opinię i zawodowo jest praktycznie skończony. Po czwarte, najważniejsze: przecież jest niewinny! Zamiast wdeptać Smolnego w ziemię przed sądem, oczyścić się z zarzutów, ujawnić prawdę przed wszystkimi (łącznie z byłymi współpracownikami i Basią, która najwyraźniej nadal jest bardzo naiwna skoro uwierzyła w historyjkę Smolnego) i DOPIERO WTEDY oficjalnie walczyć o pokaźne odszkodowanie, on bierze forsę na lewo i zapomina o sprawie, nie bacząc na to, że ma zniszczoną reputację i każdy poza Smolnym i informatykiem, z którym uknuł całą intrygę, nadal uważa go za winnego wszystkich zarzucanych mu czynów? Sama kwota, jakiej zażądał Hubert, jest dziwna. 50 tysięcy to na pierwszy rzut oka sporo pieniędzy, ale przecież pracował w dużej warszawskiej korporacji, a początkowo koledzy zazdrościli mu pensji (ponoć zarabiał 2 razy więcej od kilku weteranów), więc myślę, że zgarniał co najmniej 10 tysięcy miesięcznie. Wygląda więc na to, że sprzedał się za mniej niż wynosiły jego półroczne zarobki.