Pomimo tego, że oceniłam na 7 - klimat, grę aktorską (zwłaszcza Don Neto), to w porównaniu z poprzednim serialem jakoś blado wypada. Poprzednie 3 sezony wciągnęłam jak kokę ;), a ten się slimaczy. przerywam, odrywam się od oglądania etc. Nie uważam, ze jest to zły serial, ale po poprzednich sezonach, gdzie zaserwowano konkretny rollercoaster, tu mam wrażenie, że jestem na jakiejś dziecięcej karuzeli. W pewnych momentach serial przypomina mi telenowele brazylijskie - jakieś peany, mądrości życiowe, dywagacje (w sumie w 2 częsci tez trochę tego było- ale do strawienia). Od samego początku Luna mi nie pasował. Zwłaszcza, ze ostatnio oglądałam Terminal - gdzie grał ciapę. Michael Pena też oscara nie wezmie. Drażnił mnie ten typ, dla mnie nieprzekonujący. Swoją drogą prawdziwy Kiki to niezle współpracował z Guadalajarą - układał sie przy stole z narkobossami i DEA. Przeniknął do kartelu i m.in dlatego go sprzątnęli. A w serialu jest jakby obok. 7 to za wysoka ocena; 6,5 byłoby lepsze, ale niech juz tak zostanie. Bo poza rozczarowaniem to jest to solidnie nakręcony serial.
W sumie zgadzam się z twoją oceną, zdecydowanie było nudnawo, a Gallardo to jakiś mdły biznesmen, kompletnie bez charyzmy. Dużym minusem było to, że wiadomo, że historia Kikiego skończy się tragicznie. W przypadku Escobara też co prawda zakończenie jest znane, ale przynajmniej można było mieć satysfakcję z tego, jak skończył. W gruncie rzeczy fabuła Narcos: Mexico opiera się na budowie imperium narkotykowego przez Gallardo, a nie na antagonizmie DEA- narcos, tak jak poprzednie sezony, bo DEA ma właściwie związane ręce. Chwilami ogląda się to jak jakiś niezbyt ciekawy film dokumentalny.
Owszem, za to za co... mozna hmmm "cenić" Gallardo to fakt, że kartelem zarządzał jak firmą. Było co prawdo to w pewnych momentach wspomniane, że wszystko miał dopracowane etc., ale nie wybrzmiało to tak mocno. Wydaje mi się, że sami twórcy nie mieli pewności na co postawić nacisk - czy na budowie imperium, czy na grze w kotka i myszkę., bo ani jedno, ani drugie mocno się nie wyłaniało. Plusem Meksyku mogło być faktycznie tak jak napisałaś - budowanie imperium,a tu było za szybkie przejście z punktu a do punktu b. Od zwykłego policjanta po narkobossa. Nawet wątek "pozytywny"- praktycznie się nie pojawił- przemiana ze stróża prawa po bandytę. (raptem jeden odcinek). parę razy było widac, że jest sprawnym biznesmenem (zresztą sam Gallardo studiował biznes na uniwersytecie), ale zdecydowanie spłycony wątek.